#03 zmiany są nieuniknione

Start from the beginning
                                    

– Chcesz znać prawdę?

Gorsza wersja Benjamina blednie. Na czole chłopaka pojawia się pionowa, głęboka zmarszczka. Wyraz Bóg raczy wiedzieć czego. Zawsze, kiedy już myśli, że wie o nim wszystko okazuje się, że tak naprawdę nie wie nic.

– Oczywiście. Powiedz to. Na głos.

Susz kruszy jej się w dłoniach.

Na jego ustach wciąż igra ten sam podły uśmieszek.


/


Otwiera oczy i zlana potem siada na łóżku. Mocniej otula się kołdrą. Jest zbyt mała, by pomieścić ten ogrom nieszczęścia i zbyt obca, by móc poczuć się bezpiecznie. Zaniepokojona rozgląda się dookoła. Nie ma go. Musiał wyjść.

Niczego nie pojmuje.

Dłonią dotyka czoła.

Jasne.

Jakieś 39 stopni.

Żeby tylko.

Strzępki snu przyprawiają ją o porządny ból głowy. Próbuje go sobie przypomnieć. Niemal wykonalne. Ale nie dziś. Zła na siebie odwraca głowę. Na Boga, przecież Londyn to nie Paryż! Powinnam być mądrzejsza.

Coś przykuwa jej wzrok. Sięga po leżącą na prześcieradle kartkę papieru. Przez moment uważnie jej się przygląda. Jest rozkojarzona. Mruży oczy. Promienie słońca nazbyt oświetlają pokój. Czy to naprawdę październik? I w tej właśnie chwili coś do niej dociera. To nie jest jakiś tam rysunek. To portret. Jej w dodatku. A kawałek dalej aspiryna.

Nina uśmiecha się słabo.

Benji.

Tak bardzo chciałaby znów móc pokochać go tak, jak wtedy.


/


♪ kings of conevience - mrs. cold


Oboje w pośpiechu wrzucają na siebie ubrania. Ona kiepsko radzi sobie z zapięciem łańcuszka, on doskonale daje sobie radę absolutnie ze wszystkim. Dopina ostatnie guziki pracowniczej koszuli i pospiesznie obciąga rękawy, zasłaniając przy okazji pokaźnych rozmiarów tatuaż. Rzuca okiem za siebie. Byłby zobowiązany, gdyby raczyła się wynieść.

Ale gdzie tam!

Dziewczyna w ekspresowym tempie wkłada czarne szpilki i jednym zdecydowanym ruchem zasuwa sukienkę, ale za to gubi gdzieś jeden z tych swoich przeklętych, wyglądających na złote, kolczyków. Zniecierpliwiony Adrien opiera się o framugę drzwi, krzyżuje ramiona i zerka na wiszący na ścianie zegar.

Uśmiecha się po nosem.

Nie spał tej nocy. Przyszła niedługo po wyjściu Niny. Ubrana w najkrótszą i najbardziej rozciętą kieckę, jaką kiedykolwiek przyszło mu oglądać. Powód swojej obecności miała wypisany na twarzy. Największy temperament w całej Anglii. Bardzo nieskomplikowane usposobienie. Najdłuższe nogi w całym mieście. Cała prawda o niej zawarta w zaledwie trzech zdaniach. Julie Rizzo - młodsza i jakże urocza siostra Domenica.

Mógł odmówić?

– Adrien, do diabła! Już dziewiąta. Musimy otwierać. Wyłaź stamtąd i chociaż raz zrób to, co do ciebie należy!

Szef.

Już się robi.

Nie czeka. Podchodzi do dziewczyny, niezbyt delikatnie chwyta ją za ramię i wskazuje drzwi. Boczne. Na jej twarzy wykwita najczystsza purpura. Nieszybko znika razem z mocnym uściskiem. Uśmiecha się nieśmiało. Adrien robi to samo, lecz jego uśmiech jest inny. Przewrotny. Julie bierze to za dobrą monetę. Przysuwa się. Kładzie dłoń na jego klatce piersiowej i pochyla się lekko. Ich spojrzenia się spotykają. Udaje jej się musnąć jego usta. Nachalna mieszanka Flora EDP i dymu papierosowego jeszcze się nie ulotniła.

Odpycha ją.

– Julie.

– No wiesz?

– Daj spokój. Dostałem to, czego chciałem, a teraz żegnam. Jeśli będę chciał powtórki, to zadzwonię... Albo lepiej. Poproszę Domenica, żeby cię do mnie przysłał.

Rizzo się odwraca.

– Ty łajdaku!

– Uznam to za komplement.

Z niedowierzaniem kręci głową. Jedna samotna łza spływa po jej policzku. Levine w przypływie litości chce ją zetrzeć, ale się spóźnia. Dostaje w twarz. Mocny policzek. Postarała się. Ona wybucha płaczem, on rozkłada ręce.

Poważnieje.

– Zrób coś dla mnie, Julie. Wyjdź stąd i wróć kiedy dorośniesz.

Chwilę później już go nie ma. Wychodząc, z ulgą zamyka za sobą drzwi. Rozhisteryzowana siostrzyczka Domenica jest ostatnim, czegoś potrzebuje dziś do szczęścia.

Będąc na sali, zatrzymuje się w pół kroku. Mocniej zaciska palce na oparciu krzesła. Już wie. Bez wahania wymija jeden ze stolików, przechodzi obok stojącego za barem łysiejącego mężczyzny w średnim wieku i rzuca krótkie:

– Will, wychodzę!

– Ani kroku.

Adrien przystaje.

Ten wwierca się w niego tym swoim płaskim spojrzeniem. Wygląda przerażająco. Zupełnie, jakby posiał gdzieś kilka ostatnich nocy. Pięć niezwykle głębokich zmarszczek na czole mężczyzny nie wróży niczego dobrego.

– Nie dziś, Williamie.

– Zwolnię cię.

Chciałbyś.

– Sam się zwolnię.

William Anders opuszcza ramiona w geście bezsilności. Dla Levine'a to znak, że będzie mu odpuszczone. Właściciel, nawet gdyby chciał, i tak niewiele zrobi. Tylko dzięki niemu i jego szalonym znajomym ta marna knajpka jakoś jeszcze prosperuje. A raczej wegetuje, przynosząc jako takie dochody.

— To jak, mogę iść?

Will przeczesuje resztki swoich przyklejonych do spoconego czoła włosów i zrezygnowany macha ręką. Adrien odmachuje mu na pożegnanie. Jest zbyt impertynencki i zbyt adrienowy, żeby powiedzieć: do widzenia.

W drzwiach mija niewysoką, uśmiechniętą blondynkę. Ma zwichrzone włosy i jak zwykle za dużo na głowie. Znów zapomniała zabrać ze sobą swój ulubiony groszkowy płaszcz. Wymieniają spojrzenia. Chloe. Kelnerka i jego najlepsza przyjaciółka. Jedyna kobieta, która zdołała mu się oprzeć. Jedyna, zaraz po Ninie.

Puszcza do niej oczko. Obrywa. Zapominając o kurtce, wychodzi na zewnątrz. Uderza go rześki podmuch wiatru. To coś, dla czego warto żyć. Po drugiej stronie ulicy stoi źle zaparkowany samochód. Dziś wyjątkowo zostawia go tak, jak jest i idzie poszwendać się ulicami Londynu.

Bez celu i bez papierosów.

Samotnie. 

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAWhere stories live. Discover now