15. Oh, baby let me love you goodbye

Start from the beginning
                                    

  Wszystko mnie przytłacza.

~ ~ ~

Piissskkk.
Piiisk.
Matko, jakie te budziki teraz beznadziejne.
Dziwny zapach środków antyseptycznych.
Serio, powinienem pozwaćfirmę, która je produkuje. Te dźwięki przeszywają mój mózg.
Piiiiiiiiiisk.
Niech to się już skończy, proszę.

Kroki na posadzce. I coś jeszcze, bardzo znajomego i brzęczącego.
Głosy.
Znowu nie wyłączyłem telewizora?

  Zalewa mbie fala mdłości i czuję rozlewające się po moim ciele ciepło.
Oraz strach.
  - O BOŻE, ED! - ostrze przebija moje uszy. Jest w nim jednak coś znajomego, co nie daje mi spokoju.

  Jasne włosy, które teraz powinny być ciemne i pełne miłości oczy.

  Nina.

  Jej głos przywraca mi trzeźwość i sprawia, że nadludzkim wysiłkiem rozchylam powieki. Boli.

  O Boże, nie dojechałem na czas.

  Zalewa mnie nienaturalna biel, a chwilę potem coś mną wstrząsa i jakaś mokra rzecz spływa mi po policzkach.
  Niedobrze mi.
  Czy ja płaczę?
  - Ni, poczekaj... - głos jakieś dziewczyny sprawia, że mimowolnie, milimetr po milimetrze, przekręcam głowę, starając się nie krzyczeć z bólu. Widok, który zastaję jest jednak tak niespodziewany, że zupełnie o nim zapominam.
  Nina, moja Nina stoi tuż koło mnie i płacze, jakbym już nigdy miał nie wstać. Wygląda tak pięknie, jakby była obrazem, który jeszcze nie został dokończony. Jakby wszystkie barwy spływały po płótnie, nadal tworząc coś tak cudownego, że zamiera mi serce.
  W tej samej chwili w sali pojawia się potężnie zbudowany facet, o twarzy przypominającej wyjątkowo duży głaz. Jego pojawienie się przynosi ze sobą jakoś dziwny zapach i powiew chłodnego powietrza. Zimno, przerażające zimno. I mrok.
  - Pani nie jest spokrewniona z pacjentem, proszę natychmiast opuścić tą salę...
  - Ni, mówiłam ci, że on śpi... O. - Julie? Tak, J u l i e gwałtownie zatrzymuje się na środku sali.  Jest tak blada, jakby nie widziała światła dziennego od bardzo dawna. - Cześć, rudzielcu.
  Facet nie traci opanowania i zbliża się do Niny, do tego kruchego motyla, zupełnie jakby chciał zgnieść jej wszystkie kości.
  Pomimo tego, że wszystkie moje emocje powinno zastąpić otępienie spowodowane lekami, to w tej chwili jedyne co czuję to wściekłość, która mogłaby przebić tą ścianę i wszystkie inne w całym budynku. Zalewa mnie całego i powoduje, że wbijam paznokcie w materac łóżka.
  - Nie... - Ochroniarz patrzy ze zwątpieniem w moją stronę. Staram przypomnieć sobie jak to jest poprawianie formułować słowa. Przełykam ślinę i to jest tak okropne, jakbym połknął pustynię. - Niech zostanie. Pro... Proszę.
  Facet jeszcze raz rozgląda się po pokoju i chwilę zajmuje mu pojęcie decyzji. W końcu patrzy na mnie znacząco, po czym staje tuż za przeszklonymi drzwiami i nie rusza się już stamtąd przez dłuższy czas. 
  - Dupek - mruczy Julie pod nosem, na co prawie się uśmiecham. Siada na krześle koło okna i pozostawia na tyle prywatności, że bez skrępowania mogę przyjrzeć się Ninie.
  Jest taka drobna, taka krucha. A wygląda jakby świat złamał ją ponownie.
  Czuję pieczenie w oczach i nawet sam nie wiem skąd udało mi się wykrzesać z siebie tyle łez. Coś mi mówi, że nie płakałem od wieków.
  Jej szare oczy przepełnione są takim smutkiem, że odwracam głowę i po prostu pozwalam łzom lecieć. Nie chcę, żeby widziała jak płaczę, ale nie mogę się nigdzie schować, żeby jej tego oszczędzić.
  Jej ciepła dłoń wplątuje się w moje okropne włosy i zaczyna się nimi bawić. Nie powinienem się teraz czuć tak dobrze.
  Nie wytrzymam tego dłużej.
  - Czy on żyje? - wykrztuszam w końcu. Dreszcz wstrząsa moim ciałem.
  Żeby nie widzieć jej reakcji zamykam oczy. Pod powiekami mam tysiące obrazów i kolorów.
 - Żyje - drżący głos, pełen niewypowiedzianych słów. A jednak słychać w nim prawdę.
  Zalewa mnie ulga tak wielka, że prawie pozwalam sobie na spokój.
  - J-jak?
  Coś ciepłego rzuca się na mnie i wypełnia moje nozdrza pięknym zapachem.
  Jej ramiona obejmują mnie i to uczucie sprawia, że dowiaduję się czym jest dom.
Powoli rozchylam powieki i napotykam jej spojrzenie. Ma podkrążone oczy i uśmiecha się jak głupia. Jest jak nadzieja, której od tak dawno było mi brak. Nadzieja, która nigdy do końca nie upada.
  - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz. Ed. Ed, tak bardzo cię przepraszam... - moje imię wypowiada prawie jak modlitwę. - Mam ci tyle do powiedzenia, a... A po prostu nigdy nie znalazłam w sobie dość odwagi, by to wszystko ci przekazać. Ja... Jestem tchórzem i nigdy więcej nie chcę tego powtarzać. Zasługujesz na coś więcej. - Patrzy na mnie z niesamowitą powagą, jej oczy lśnią od łez. Ma zaciśnięte usta i nie wiem, czy kiedykolwiek aż tak bardzo chciałem, aby ona nie znikała i po prostu przy mnie została.
  - Kocham cię.
  Powietrze wokół nas zamiera, jakby czas oddał tę chwilę tylko nam.
  - Wiem. Ja ciebie też.
  Szloch Niny sprawia, że cały się trzęsę. Jestem jednocześnie tak szczęśliwy, obolały i mam takie poczucie winy, że po prostu chciałbym usnąć i to wszystko odłożyć na później. Ale nie mogę.
 - Jak? - ponawiam pytanie. - Kazałem mu przyspieszyć, ja...
  Łzy znowu wypełniają mi oczy. Czuję ciepło Niny i serce przyspiesza mi nieznacznie. A w głowie ciągle odtwarzam to, co się stało. Emocje, które mnie wypełniały, zapach odświeżacza powietrza i moje ciągłe komendy, by zwiększyć prędkość.
  To Julie odzywa się pierwsza. Widzę tylko zarys jej sylwetki na tle kryjącego się za oknem nieba. Pomimo tego i tak dobrze ją słyszę.
  - To nie była twoja wina. Jakiś popapraniec wjechał w wasz samochód, bo postanowił nie zwracać uwagi na istotne rzeczy takie jak na przykład sygnalizacja świetlna, czy zakaz jazdy pod wpływem alkoholu. I nie, nie przekroczyliście prędkości. Po prostu... Mieliście pecha. - Zerka na nasze splecione dłonie. - Albo szczęście, zależy jak na to spojrzeć.

Nina * Ed Sheeran ✔Where stories live. Discover now