ROZDZIAŁ I

26 1 0
                                    

Słońce wschodziło leniwie nad portem Starego Miasta, budząc powoli uliczny gwar. Bladozłote promienie oblewały coraz więcej dachów, tworząc świetlistą falę. Dochodzący z nielicznych drzew ptasi śpiew w swoisty sposób wyrażał radość z budzącego się dnia.
Komnata powoli wypełniała się światłem poranka. Szkarłatne obicia hebanowych mebli zyskiwały blask, jakby odczyniając ciążącą na pokoju klątwę ciemności. Zamknięte w szczerozłotej klatce ogniste kanarki rozśpiewały się na dobre.
Z lekkiej, jedwabnej pościeli wygrzebało się smukłe, pokryte lśniącymi bordowymi łuskami ciało młodej smoczycy. Hearenys z Valyrii miała za sobą długą podróż morską z Volantis.
Valyrianka przeciągnęła się leniwie i stanęła przy oknie, by skorzystać ze słońca.
- Naprawdę nic nie może się równać z majestatem Valyrii - powiedziała do siebie, patrząc z politowaniem na westeroskie miasto.
Fekalia wylewane na bruk, bawiące się w rynsztokach sieroty, natrętne ulicznice i kalecy żebracy były czymś niespotykanym w valyriańskich miastach.
Hearenys odwróciła się od okna ze wstrętem i sięgnęła po leżący na hebanowym stole lniany woreczek. Po chwili zaciągała się już dymem z suszonej smoczej trawy. Z każdym wdechem świat zachodni stawał się mniej obrzydliwy.
Do komnaty weszła Nahila, jej niewolnica, przynosząc kosz owoców. Kucyk jak zawsze zachowywał się tak, jakby go nie było. Nahila ułożyła pościel, zmieniła wodę w srebrnej misie, odsłoniła okna i wyszła tak samo bezszelestnie, jak przyszła. Hearenys nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.
- Smoki zaprowadzą tu porządek - zapewniła samą siebie, po czym zeszła na obiecane jej z samego rana spotkanie z radą maesterów. Jednorożce patrzyły na nią dziwnie, gdy przechodziła. Kręte schody Cytadeli męczyły ją, nie było tam jednak dość miejsca, by choćby rozwinąć skrzydła, nie mówiąc już o lataniu.
- Lady Hearenys!
Odwróciła głowę na dźwięk swego imienia. Zawołał ją cherlawy, ledwie trzymający się na nogach brodaty jednorożec z ogromnym łańcuchem na szyi. Hearenys wzięła łańcuch za symbol niewoli, toteż poczuła się znieważona. Widząc jej pogardliwą minę, kucyk pospiesznie przedstawił się.
- Moja pani, jestem maester Uqwei. Zechcij podążyć za mną do sali obrad rady.
Smoczyca uśmiechnęła się przepraszająco i ruszyła za starcem.

Sala obrad nie tylko nie zrobiła na niej wrażenia, ale wręcz ją rozczarowała. Była to bowiem komnata niewiele większa od sypialni, którą jej przydzielono, a jedyne wyposażenie stanowiły ustawione w krąg ławy. W sali panował półmrok, ponieważ umieszczone pod samym sufitem okienka znajdowały się tylko po stronie północnej.
Czekało na nią około tuzina jednorożców podobnych do tego, za którym tu przyszła. Wszystkie były stare, chude i miały ogromne łańcuchy na szyjach. Niektóre kucyki nie miały brody. Hearenys zgadywała, że były to klacze.
- Witamy - odezwał się zaskakująco silnym głosem najmarniej wyglądający kuc, a co bardziej zaskakujące, powitał ją po valyriańsku. - Witamy w Westeros, szlachetna Hearenys, ambasadorko Volantis.
Hearenys przyjrzała się jednorożcowi. Zauważyła dziwne znamię na jego boku - w kształcie kałamarza i kruka. Każdy z jednorożców miał coś na boku - liczydło, pióro, astrolabium, cyrkiel... Kucyki niewolnicy w Valyrii nie mieli niczego takiego.
- Dziękuję za miłe powitanie i gościnę - odpowiedziała płynnym westeroskim. - Wasz kraj jest zaskakujący dla mnie.
Maester uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiedziałem, że w Volantis uczą westeroskiego.
- Jeśli ma się dość chęci i środków - odpowiedziała po valyriańsku. Jednorożec zaczynał ją denerwować, co wyraziła cichym pomrukiem.
- Jednak język to nie wszystko. Pragnę poznać kulturę i życie codzienne tutaj, na Zachodzie.
- Nie różni się ono tak bardzo od życia w Volantis, moja pani.
Jednorożce zatoczyły wokół niej krąg i przyglądały się jej uważnie. Zauważyła latające wokół niej w kolorowych aurach przyrządy do mierzenia, świece, kałamarze i pergaminy. Poczuła się nieswojo, jej oczy zmieniły kolor. Stary kucyk zauważył to i ledwie dostrzegalnym ruchem głowy odrzucił od smoczycy wszystkie przedmioty i pozostałe kucyki.
- Wybacz, szlachetna Hearenys. Pierwszy raz widzimy w Westeros smoka.
To tłumaczyło brak szacunku do jej osoby. Hearenys była coraz bardziej rozczarowana "wielką zachodnią cywilizacją", pięknym, urodzajnym krajem, który miał stać się spichlerzem Valyrii.
- Przyjmuję przeprosiny, szlachetny...?
- Maester Gwilen, gdzież moje maniery!
Jednorożec zaśmiał się swym wcale nie starczym, donośnym głosem. Łańcuch na jego szyi zabrzęczał w akompaniamencie. Smoczyca poczuła się jak w jednym z podrzędnych volanteńskich cyrków.
- Lepiej, abyście pamiętali, iż nie jestem okazem w oranżerii - powiedziała ostrzejszym tonem, podkreślając wagę swych słów warknięciem.
Natychmiast ustał cichy dźwięk skrobania piórem po pergaminie, a z kilku kucykowych gardeł wydobyło się trwożne westchnienie.
- Szlachetna Hearenys, nie było naszym zamiarem cię urazić - zaczął Gwilen tonem dziecka próbującego przekonać rodzica, że potrzebuje nowego niewolnika do zabawy. - Naszym powołaniem jest zdobywanie wiedzy, niech cię więc nie dziwi nasze zachowanie.
Hearenys najchętniej usmażyłaby wszystkie te bezczelne czterokopytne stworzenia, lecz była dyplomatką. Nie mogła pozwolić sobie na emocje, jednak nie mogła też dopuścić do zdobycia przez westeroskie kucyki wiedzy na temat smoków.
- Zawrzyjmy umowę - nie było to najlepsze wyjście, ale w tamtej chwili wydawało się ono jedyną możliwością. - Wiedza za wiedzę.
Ku jej zadowoleniu jednorożce zareagowały bardzo entuzjastycznie. Pokrzykiwały, kiwały głowami, i uśmiechały się, zupełnie jak dzieci, pobrzękując łańcuchami.
- Szlachetna Hearenys, nie mogłabyś nas bardziej uszczęśliwić - powiedział ze szczerą radością Gwilen.

Po omówieniu szczegółów wzajemnej nauki, maester Gwilen zaproponował Hearenys spacer po mieście. Ulice były odrażające, jednak warto było poznać ich układ i słabe punkty, toteż zgodziła się.
- Stare Miasto chyba nie różni się zbytnio od Volantis? - zapytał pogodnie. Skręcili w nieprzyjemną, boczną uliczkę. Smoczyca zmarszczyła nos, gdy nasilił się wszechobecny odór stęchlizny, odchodów i nędzy. Dostrzegła w rynsztoku nieruchome ciało kucyka, wokół którego kręciło się już jakieś wychudzone źrebię, czyhające na okazję do kradzieży.
- Volantis trochę mniej śmierdzi - odpowiedziała równie pogodnie. - Valyrianie starają się wprowadzić we wszystkich swych miastach porządek, niestety z różnym skutkiem.
Jednorożec zaśmiał się znowu. Jego głos brzmiał nienaturalnie. Hearenys zauważyła, że ilekroć kucyk się odezwał, jego róg jarzył się ledwie widocznym, różowawym blaskiem. Teraz, kiedy nie była otoczona przez kilkanaście kuców robiących notatki na temat jej anatomii, maester nie wydawał się jej tak irytujący. Uznawała go nawet za dobrego towarzysza do rozmowy, mimo że był kucykiem.
- Bywałem w Volantis i widywałem smoki przelatujące nad Czarnym Murem, jednak nigdy nie widziałem żadnego z bliska - Gwilen zmienił ton na bardziej poważny. - Ale ty, pani, nie pochodzisz z Volantis, prawda?

Hearenys była pod wrażeniem spostrzegawczości starca.
- Prawda - uśmiechnęła się. - Volanteńska wersja valyriańskiego jest dość...
- Zanieczyszczona - podpowiedział entuzjastycznie. - Natomiast ty, szlachetna Hearenys, posługujesz się najczystszą valyriańszczyzną. Długą drogę przebyłaś, by dotrzeć do Westeros.
Valyriankę zaniepokoiło przejście do tematu jej przybycia na zachodni kontynent. Wahała się długą chwilę, nie wiedząc, jak wybrnąć z potencjalnej pułapki. Szczęśliwie dla niej, kucyk zatrzymał się nagle, odwrócił głowę i z uwielbieniem spojrzał w górę. Smoczyca odetchnęła z ulgą i odruchowo uczyniła to samo, co jej rozmówca. Z jej pyska wydobył się zduszony okrzyk zachwytu.
Ogromna, niemal sięgająca nieba budowla, skąpana w słonecznym blasku, zachwycała swoim majestatem. Ozłocone promieniami szare mury lśniły niczym szlachetne kamienie, tworząc swego rodzaju koronę nad ciasnymi uliczkami. Cytadela niepodzielnie królowała nad Starym Miastem. Był to widok godny najwspanialszych metropolii Valyrii.
- To moje ulubione miejsce w tym mieście - rzekł rozmarzonym tonem Gwilen.
- Rozumiem - odparła smoczyca, nie mogąc oderwać wzroku od potężnej Cytadeli. Budowla zrobiła na niej ogromne wrażenie. Stali tak dłuższą chwilę i podziwiali siedzibę maesterów.
- W Valyrii macie pewnie piękniejsze widoki - powiedział wesoło.
Hearenys pokręciła głową przecząco. Nagły dotyk kopytka kucyka oderwał jej wzrok od Cytadeli. Gwilen patrzył na nią uważnie.
- Nie wszystkim tu podoba się twoja wizyta, szlachetna Hearenys - powiedział z powagą. - Uważaj na siebie - dodał, po czym zniknął w rozbłysku bladoróżowego światła.
Hearenys stanęła jak wryta. Na pustą jak dotąd uliczkę wpadło kilka źrebiąt, umykając szybko na jej widok. Po kilkunastu sekundach smoczyca otrząsnęła się i uspokoiła samą siebie myślą, że jako smok była potężniejsza niż jakikolwiek kucyk. Rozwinęła skrzydła i wzbiła się w powietrze, wzlatując wysoko ponad Cytadelę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 23, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Valyrian WarWhere stories live. Discover now