Księga II Rozdział V

1.2K 81 0
                                    

Wrzuciła swoją szarą bluzę do torby i popatrzyła na Bobbiego z wyrzutem.
- Jak mogłeś ściągnąć mnie tutaj podstępem? Nie mam zamiaru zostać tu ani chwili dłużej – powiedziała, zapinając ostentacyjnie zamek torby.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Alysson. Przecież kiedyś Dean w końcu będzie musiał dowiedzieć się, że żyjesz – odparł Bobby, chociaż wiedział, że jeśli Alysson się uprze to nic nie zdoła jej przekonać.
- Czyli według ciebie dziecinne jest to, że nie odbieram Deanowi szansy na normalne życie i stworzenie prawdziwej rodziny, tak? – Alysson prychnęła po nosem i założyła ręce na piersi.
- Nie, dziecinne jest to, że nie chcesz się z nim spotkać, bo boisz się, że on cię już nie kocha.
Alysson zacisnęła wargi i chciała coś odpowiedzieć, lecz przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
- Bobby? – Doszedł ich z dołu głos Sama. Alysson popatrzyła na Singera ostrzegawczo i pokręciła głową.
- Nie mów im, że tu jestem. W ogóle nic o mnie nie mów. Proszę – powiedziała z błaganiem w głosie.
- Jak chcesz, ale będziesz tego żałowała – rzucił przez ramię Bobby i wyszedł z pokoju, poprawiając czapkę.

- Wiem – powiedziała cicho, gdy tylko Bobby zamknął za sobą drzwi i usiadła na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach. Wiedziała, że Singer ma rację i nie może przez wieczność ukrywać się przed Deanem, jednak nie była jeszcze gotowa na spotkanie z nim. Bała się tego spotkania. Bała się jego reakcji; tego, że już nic do niej nie czuje. Bała się tego, co będzie później i jak będzie wyglądała jej przyszłość. A najbardziej przerażało ją to, że wszystkie jej obawy mogą się sprawdzić. Że przez to półtora roku naprawdę wiele się zmieniło, a ona znów może zostać całkiem sama. Westchnęła cicho i przetarła dłonią oczy. Wzięła głęboki oddech żeby dodać sobie odwagi i podeszła do drzwi. Postanowiła powiedzieć Deanowi prawdę. Nie chciała go do niczego zmuszać i nie uważała, żeby był jakkolwiek zobowiązany względem niej, jednak miał prawo wiedzieć, że Alysson żyje. Była niemal pewna, że starszy Winchester wściekł się, gdy dowiedział się, że jego brat już od roku jest wśród żywych i o niczym mu nie powiedział, dlatego nie chciała żeby miał też żal do niej. „Powiem Deanowi prawdę, a potem odejdę i zostawię go ze swoją nową, szczęśliwą rodziną. Nic prostszego. Tak, po prostu bułka z masłem" pomyślała Alysson i wyszła na korytarz.


Zatrzymał się w półkroku i popatrzył z wyrzutem to na brata to na Bobbiego.
- Dlaczego zawsze ja dowiaduję się o wszystkim ostatni? – Zapytał, zatrzymując wzrok na Samie i czekając na jego odpowiedź.
- Mówiłem ci już, że chciałem dać ci szansę na normalne życie – opowiedział Sam nie rozumiejąc, dlaczego jego brat robi takie zamieszanie o praktycznie nic wielkiego.
- Co to za życie skoro straciłem dwie najważniejsze dla mnie osoby? Mam tylko nadzieję, że nie macie już dla mnie więcej takich niespodzianek – mruknął pod nosem nadal zły, że przez cały rok o niczym mu nie powiedzieli.
- Jeszcze tylko jedną - usłyszał za sobą tak dobrze znany mu głos, o którym starał się się usilnie zapomnieć. Odwrócił się gwałtownie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Alysson zeszła ze schodów i odchrząknęła skrępowana, starając się uniknąć jego wzroku. - Cześć Dean.
- Alysson - wykrztusił zszokowany Dean, nie mogąc wysilić się na nic więcej. Dziewczyna widząc, że jego dłoń podnosi się w kierunku schowanej broni, podniosła ręce w obronnym geście.
- To naprawdę ja. Bobby już mnie sprawdził - powiedziała, zagryzając dolną wargę. Dean odetchnął z ulgą i opuścił dłoń, po czym podszedł do Alysson i przytulił ją. Speszona dziewczyna nie odwzajemniła jego uścisku, choć bardzo chciała móc wtulić się w niego mocno tak jak dawniej. W końcu Winchester odsunął się od niej, nadal jednak uważnie się jej przyglądał, jakby napawając się tą chwilą. Starał się zapamiętać każdy fragment jej twarzy, bojąc się, że znów może ją stracić. Czuł się jakby od ich spotkania minęło dziesięć lat, a nie półtora roku.
- Jak to możliwe? - Zapytał, kręcąc z niedowierzaniem głową. Alysson zerknęła przelotnie na Bobbiego i Sama, po czym wzruszyła ramionami. Wiedziała, że nie tylko Deana zżera ciekawość i pozostała dwójka łowców też chciałaby się dowiedzieć jak udało jej się wydostać z Czyśćca, jednak ona nie chciała o tym mówić. Była pewna, że gdyby wyjawiła im prawdę byliby wściekli i na pewno chcieliby zabić Benny'ego, a ona nie mogła do tego dopuścić. Nie po tym wszystkim, co dla niej zrobił. - I tak pewny byście się dowiedzieli – mruknęła pod nosem, po czym odchrząknęła i dodała głośniej. – W Czyśćcu jest portal prowadzący na ziemię, przez który mogą przejść tylko ludzie. Żeby się wydostać musiałam zostawić tam cząstkę siebie. - To znaczy? – Zapytał Dean, nie bardzo rozumiejąc, co Alysson ma na myśli.
- W Czyśćcu musiałam zostawić moją anielską część. Teraz nie mam już żadnych mocy – wyjaśniła dziewczyna, przeczesują palcami włosy. To, co powiedziała było po części prawdą. Przemilczała tylko jeden mało istotny szczegół. W końcu nie mogła im powiedzieć, że musiała zostawić swoje moce, aby Benny mógł się wydostać razem z nią, prawda?
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteś już w połowie aniołem? – Zapytał Sam, odgarniając dłonią grzywkę opadającą mu na czoło. Alysson pokiwała głową i odwróciła się twarzą do okna. Z roztargnieniem wpatrywała się jak Rumsfeld, machając ogonem, ugania się za siedzącym na jego budzie ptakiem. W salonie zapadła krępująca cisza, którą po chwili przerwał dźwięk telefonu Deana. Usłyszała jak mężczyzna poruszył się nerwowo i z lekkim wahaniem odebrał komórkę. Nie musiała się nawet odwracać żeby domyśleć się, kto dzwoni do Winchestera.
- Jasne, niedługo wracam – powiedział Dean i pospiesznie się rozłączył. Zerknął przelotnie na plecy Alysson, po czym przeniósł wzrok na brata. – Muszę wracać do Indiany.
- Myślałem, że teraz znów będziesz polował – odparł Bobby i zerknął znacząco na Alysson, która cały czas stała odwrócona do nich plecami.
- Nie mogę tak po prostu wszystkiego zostawić. Ale jakbyście potrzebowali mojej pomocy to zawsze możecie zadzwonić – powiedział pospiesznie Dean takim tonem jakby chciał przekonać samego siebie, że dobrze robi. Wstał z fotela i dodał patrząc na Sama i Singera: - Uważajcie na siebie.
Przeszedł przez salon zmierzając do wyjścia, jednak zawahał się przed drzwiami prowadzącymi do korytarza. Odwrócił się i po raz ostatni popatrzył na Alysson.
- Dobrze było cię znów zobaczyć, Al – powiedział i uśmiechnął się lekko, choć tak naprawdę w środku był rozdarty i nie miał pojęcia, co teraz powinien zrobić. Heid popatrzyła na niego i przełknęła ślinę starając się pozbyć ogromnej guli, która wyrosła w jej gardle.
- Ciebie też – powiedziała cicho, bojąc się, że gdyby wypowiedziała to głośniej jej głos z pewnością zadrżałby. Kiedy Dean wyszedł w salonie Singera zapadła cisza, którą przerwał tylko warkot samochodu odjeżdżającego z podwórka.
- Jadę do Hamilton – oświadczyła po chwili Alysson, stając do nich przodem.
- Teraz? Po co? – Zapytał Bobby, poprawiając swoją bejsbolówkę.
- Muszę tam coś załatwić. Wrócę najpóźniej za trzy dni – dodała i bez słowa poszła na górę po swoją torbę.

~*~

Wszedł do kuchni i oparł się dłońmi o stół.

- Może powiesz mi wreszcie, co się dzieje, Dean? - Zapytała Lisa, wycierając naczynia. Zauważyła, że odkąd Dean przyjechał z Dakoty Południowej, zaczął się dziwnie zachowywać. Widziała, że coś go trapi, jednak on nie chciał z nią o tym rozmawiać, zresztą jak zawsze, gdy miał jakieś problemy; zawsze starał się radzić sobie sam. Winchester westchnął zrezygnowany i przetarł dłonią twarz.
- Nie wiem, co mam robić, Lis. Chcę żebyście byli bezpieczni, ale to ja sprowadzam na was niebezpieczeństwo. To przeze mnie te dżiny zaatakowały nasz dom i omal, co nie zginęłaś. Sam już nie wiem czy powinien zostać żeby was chronić czy wyjechać żeby nie sprowadzać już na was więcej niebezpieczeństwa.
Lisa odłożyła talerz, który właśnie wycierała i podeszła do niego.
- Mogę być z tobą szczera? Jesteś łowcą i właśnie się dowiedziałeś, że twój brat i dziewczyna żyją. Wszystko się zmieniło, ale wiem, że jedno jest pewne. Nie chcesz tutaj być – powiedziała Lisa, uświadamiając sobie tę okrutną prawdę. Dean opowiedział jej wcześniej o Alysson i Lisa wiedziała, że panna Heid nie jest obojętna Winchesterowi, nawet po półrocznej przerwie.
- Właśnie, że chcę - zaprzeczył szybko Dean, kręcąc delikatnie głową.
- Nie, Dean. I ja to rozumiem. Nie potrafisz żyć w taki sposób. - Lisa podeszła do niego i ujęła jego dłoń. - Wiem, że cierpisz, bo wciąż ją kochasz, ale wiedz, że ja i Ben zawsze będziemy tu na ciebie czekać.
- Nie chcę was stracić - powiedział Dean i przytulił do siebie Lisę. Był rozdarty i nie wiedział, co powinien zrobić. Kochał Alysson, ale nie chciał stracić Lisy i Bena; musiał podjąć decyzję, wiedział jednak, że cokolwiek wybierze zrani którąś ze stron.
- Nie stracisz nas, obiecuję - szepnęła Lisa, wtulając się w niego, jednak zdawała sobie sprawę, że jest to ich pożegnanie i już więcej prawdopodobnie się nie spotkają.

~*~

Zaparkowała przed mosiężną bramą cmentarza w Hamilton i wyszła z samochodu. Narzuciła na ramiona skórzaną kurtkę, chcąc ochronić się przed mroźnym wiatrem i wygładziła dżinsowe rurki. Weszła na teren cmentarza i ruszyła przed siebie betonową dróżką, a stukot jej obcasów rozchodził się echem po opustoszałym placu. O tej porze niewiele ludzi przychodziło na cmentarz, co ucieszyło Alysson, ponieważ w takiej chwili potrzebowała odrobiny spokoju i wyciszenia. Po kilku minutach zatrzymała się przed betonową płytą z napisem: "Katherine i Nathan Heid. Szczęśliwe małżeństwo, ukochani rodzice". Przyklęknęła przed nagrobkiem i położyła na ziemi dwie czerwone róże, ulubione kwiaty jej mamy. - Cześć mamo. Cześć tato - powiedziała cicho i zaczęła gwałtownie mrugać, chcąc pozbyć się usilnie napływających do jej oczu łez. - Dawno mnie tu nie było, prawda? - "Od śmierci Alexa" dodała w myślach i mimowolnie zerknęła na sąsiedni nagrobek z wypisanym imieniem jej brata. Po jej policzku popłynęła pierwsza łza i Alysson poczuła, że razem z tą łzą coś w niej pęka. Przez tyle lat udawała, że wszystko jest w porządku i starała się być twarda. Próbowała jakoś się trzymać chociażby ze względu na Alexa, ale po jego śmierci wszystko się posypało; została zupełnie sama i tylko Bobby stanowił jakąkolwiek podporę w jej życiu. A teraz, kiedy już wszystko zaczęło się powoli układać, wystarczyło tylko jedno skinienie ręki Alastaira i jej życie znów legło w gruzach.

- Jeszcze nigdy nie czułam się taka samotna. Zastanawiałam się nawet, że może nad naszą rodziną ciąży jakaś klątwa i już nikt z nazwiskiem Heid nie będzie mógł być szczęśliwy? - Zapytała, ocierając twarz z łez, jednak odpowiedziała jej tylko głucha cisza. - Nie macie pojęcia jak strasznie za wami tęsknię. Tak wiele bym dała żebyście mogli być teraz ze mną, żebyśmy znów byli normalną, szczęśliwą rodziną.
Otarła z twarzy rozmazany tusz do rzęs i wstała z ziemi, otrzepując spodnie z kurzu. Odchodząc zatrzymała się jeszcze na chwile przy nagrobku Alexa i uśmiechnęła się pod nosem delikatnie.
- Do zobaczenia – powiedziała cicho i poprawiając włosy odwróciła się, zmierzając na parking przed cmentarzem.

Supernatural StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz