I: Wybraniec i Zaspana Pięść

821 38 6
                                    

- Możemy tu usiąść? Wszystkie inne przedziały są już zajęte - spytał Ron.
- Pewnie - odpowiedział chłopak z czarnymi, zmierzwionymi włosami. Ten sam, któremu pomogliśmy się dostać na peron 9 ¾. Weszliśmy do środka, a rudowłosy położył swój kufer na półce na bagaże.
- Czy pan dżentelmen mógłby mi pomóc z kufrem? - spytałam go z przekąsem. Przewrócił oczami, lecz wykonał moją prośbę. Usiadłam przy oknie, naprzeciwko czarnowłosego.
- Jestem Tonya Weasley, a to mój brat, Ronald - powiedziałam, wskazując na chłopca siedzącego obok mnie.
- Jestem Harry, Harry Potter. - Oczy Rona rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Czy to prawda, że masz tę... tę...
- Tę co?
- Bliznę - powiedziałam, również nieco ciekawa. Okularnik odsłonił czoło, na którym była blizna o kształcie błyskawicy.
- Ale czad! - powiedział rudzielec. Nagle, drzwi do przedziału otworzyły się. Pojawiła się w nich starsza kobieta z wózkiem pełnym czarodziejskich słodyczy.
- Coś z wózka, kochaneczki? - spytała. Wymieniłam z Ronem ponure spojrzenia.
- Dziękujemy, my już mamy prowiant - powiedziałam, wskazując na podejrzanie pachnące kanapki. Harry popatrzył na nas i wyjął z kieszeni kilka galeonów.
- Weźmiemy wszystko.
- Łał! - powiedział Ron, podczas gdy posłałam okularnikowi promienny uśmiech. Otrzymaliśmy słodycze, za które od razu się zabraliśmy. Ron oczywiście zaczął wpychać sobie wszystko do ust, na co przewróciłam oczami i sięgnęłam po pudełko moich ulubionych cukierków.
- Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta? - spytał Harry.
- Naprawdę wszystkie smaki - powiedział rudowłosy z ustami pełnymi jedzenia. Mimo, że wiedziałam, jak bardzo uwielbiał się zapychać jedzeniem, nie mogłam się powstrzymać od zmarszczenia nosa. Czarnowłosy zachichotał. - Jest czekolada, mięta, ale też szpinak, wątroba i flaki, a George zarzekał się, że miał raz smak gilów z nosa. - Fuknęłam przez nos i potrząsnęłam paczką.
- Może chcesz trochę, Ronald? - spytałam z przekąsem.
- Nie, dzięki - odpowiedział, nieświadomy mojej ironii. Przewróciłam tylko oczami, a Harry lekko się zaśmiał. - No co?
- Nic, nic, Ron. - Zwróciłam paczkę w stronę okularnika. - Harry? - spytałam z psotnym uśmiechem, potrząsając cukierkami. Jego uśmiech trochę zmalał, lecz odważnie sięgnął po jedną. Zamknął oczy i wrzucił fasolkę do ust. - I jak? - Jego mina jeszcze trochę zrzedła.
- Nie aż tak źle. Trawa.
- Powinieneś się cieszyć. Ja raz miałam smak ostrej papryczki. Myślałam, że mi się język rozpuści.
- I ciągle je jesz?
- No pewnie, właśnie to jest w nich najfajniejsze, nigdy nie wiesz jaka się trafi - mrugnęłam do niego. Uśmiechnął się. Był całkiem uroczy. Spojrzałam na Rona, by zobaczyć, że ciągle się obżera. Obok niego Parszywek siedział do połowy w jakimś pudełku i też coś jadł. Nie lubiłam tego szczura.
- Ron, weź tego szczura, bo ci wszystko zje. - Harry spojrzał na nas pytająco. - Ten tłusty, stary szczur to Parszywek. Naprawdę, Ron, zrób z nim coś.
- Chcecie zobaczyć zaklęcie, które zmieni jego kolor na żółty? - spytał wyciągając różdżkę. Na moją twarz wstąpił złośliwy uśmiech.
- Nie o to mi chodziło, ale pewnie, pokaż, co potrafisz - Rudowłosy już otworzył usta, by powiedzieć zaklęcie, gdy drzwi od przedziału otworzyły się. W progu stanęła dziewczyna o puszystych, brązowych włosach i wielkich przednich zębach. Za nią stał pyzaty chłopiec, wyglądający na przybitego.
- Chłopiec o imieniu Neville zgubił ropuchę. Czy widzieliście jakąś?
- Nie - powiedział Ron.
- Jak zwykle jesteś dżentelmenem... - westchnęłam. - Przykro nam, nie widzieliśmy żadnej ropuchy. Potrzebujesz pomocy w szukaniu?
- Nie, ale dzięki za chęci - zwróciła się w kierunku Rona. - O, robisz czary? Zobaczmy - powiedziała i usiadła naprzeciwko rudzielca. Trochę go to zaskoczyło, ale odchrząknął i wyrecytował:
- Słoneczko, masełko, stokrotki żółciutkie,
Cyraneczko, żądełko, pieniążki złociutkie,
Zmieńcie szczura tego, głupiego, tłustego,
W szczura mądrego i całkiem żółtego! - Machnął różdżką, ale iskra tylko strąciła pudełko z głowy Parszywka.
- Jesteś pewny, że to prawdziwe zaklęcie? - spytała dziewczyna. Ja nie mogłam już dłużej wytrzymać i wybuchłam śmiechem, aż łzy popłynęły mi z kącików oczu.
- Ron... To zaklęcie... - Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zrobiłam głęboki wdech i wydech. - Przecież to oczywiste, że Fred cię nabrał! Jak mogłeś dać się tak łatwo zrobić w konia? - spytałam, ciągle chichocząc. Zerknęłam na wszystkie twarze. Brązowowłosa również cicho chichotała, a Harry był rozbawiony moją reakcją. Dziewczyna odchrząknęła, po czym wyrecytowała całe przemówienie na jednym wydechu. Poczułam jak moja brew powędrowała do góry, bo szczerze mówiąc nie skupiłam się na tym, co mówiła i zrozumiałam jedynie „Hermiona Granger". Spojrzałam po chłopcach i oni również mieli zdezorientowane miny.
- Jestem Ron Weasley - wymamrotał Ron.
- Harry Potter.
- Naprawdę? Oczywiście wiem o tobie wszystko... Mam parę dodatkowych książek, no wiecie, lektura uzupełniająca, i wiem, że jesteś w Dziejach współczesnej magii, w Powstaniu i upadku czarnej magii i w Wielkich wydarzeniach czarodziejskich dwudziestego wieku.
- Jestem? - zapytał Harry, kompletnie oszołomiony.
- Nie wiedziałeś? Gdyby o mnie tak pisali, wszystko bym wynalazła - powiedziała Hermiona, na której słowach było mi zaskakująco ciężko się skupić.
- Wiecie już, w którym będziecie domu? Pytałam wszystkich i mam nadzieję, że będę w Gryffindorze, byłoby ekstra, co? Słyszałam, że był w nim sam Dumbledore, ale chyba Ravenclaw też nie jest taki zły... No dobra, ale musimy iść i szukać tej ropuchy. Chyba lepiej już się przebierzcie, wkrótce będziemy na miejscu. - Wstała i zaczęła wychodzić.
- Dzięki, Hermiona - powiedziałam grzecznie.
- O, właśnie - Obróciła się na pięcie. - Ciągle nie wiem, jak ty masz na imię.
- Jestem Tonya Weasley.
- Jesteś siostrą tego tutaj? - wskazała na Rona. Kiwnęłam głową. - W życiu bym nie zgadła. Naprawdę, w ogóle nie jesteście do siebie podobni. Jesteś dużo milsza, Tonya - uśmiechnęła się do mnie. Nie wiedziałam do końca co odpowiedzieć.
- Dzięki. Ale od niego chyba każdy jest milszy - uśmiechnęłam się, a ona zachichotała.
- A ty - zwróciła się do Rona - masz coś na nosie, o, tutaj - Wskazała na swój nos. Rudzielec się skrzywił i się wytarł. Hermiona wyszła z przedziału, dyskretnie do mnie machając. Posłałam jej mały uśmiech. Szczerze mówiąc, nie wywarła na mnie najlepszego wrażenia. Ale zaplusowała sobie dokuczaniem Ronowi.
- Nie wiem, w którym będę domu, ale mam nadzieję, że nie w tym samym, co ona - powiedział Ron chowając różdżkę.
- W którym domu są wasi bracia? - zapytał Harry.
- W Gryffindorze - Ron znowu zmarkotniał. - Mama i tata też tam byli. Nie wiem, co powiedzą, jak się tam nie dostanę. Ravenclaw też nie jest taki zły, ale Slytherin... daj spokój.
- To ten dom, w którym był Vol... znaczy Sam-Wiesz-Kto?
- Taak. - Ron opadł na oparcie fotela, wyraźnie przybity. Prychnęłam.
- Daj spokój Ron, przecież cię nie wyrzucą na ulicę. A jak naprawdę będziesz się nadawać do jakiegoś domu, to lepiej dla ciebie.
- Może racja - burknął, ciągle przybity. Opadłam na siedzenie. Po chwili podniosłam się ponownie z radosnym uśmiechem.
- Wiem co ci pomoże! Harry, jakiej drużynie quidditcha kibicujesz? - spytałam.
- Eee... Nie znam żadnej - wyznał czarnowłosy. Byłam nieco zaskoczona.
- Co? - Rona wyraźnie zatkało. - Och, zobaczysz, to jest najwspanialsza gra na świecie! - powiedział rozanielony i zaczął opowiadać o tej niesamowitej grze, drużynach i miotłach. Nie słuchałam ich, bo nie miałam w tym momencie ochoty na rozmowy o sporcie. Poza tym, ogólnie nie lubiłam rozmawiać o sporcie, wolałam go uprawiać.
- A ty, Tonya, jakiej drużynie kibicujesz? - spytał Harry.
- Irlandia. Ale szczerze mówiąc, nie jestem taką fanatyczką jak Ron. Pozwól się wygadać ekspertowi - mrugnęłam do czarnowłosego. Lekko skinął głową i wrócił do rozmowy tylko z Ronem. Podkuliłam nogi na siedzeniu i oparłam się o szybę z zamiarem snu. Uwielbiam spać podczas podróży. Przez chwilę oglądałam widoki za oknem, a potem obserwowałam moje odbicie w szybie. Byłam ciut wyższa od przeciętnej dziewczyny w moim wieku, ale i tak niezbyt wysoka. Nie uważałam, żebym była ładna, choć uwielbiałam moje lekko kręcone, czekoladowe włosy sięgające mi ramion i moje niezwykłe oczy. Jedno było intensywnie szmaragdowe, a drugie ciemnobrązowe. Naraz moje powieki zaczęły robić się ciężkie. Zasnęłam.
- Hej, Tonya... Już dojeżdżamy, wstawaj - usłyszałam głos. Usiadłam prosto bez otwierania oczu.
- Tak, tak. Już wstaję. - Przeciągnęłam się. Ziewnęłam, zasłaniając usta dłońmi. Oparłam głowę o szybę i znów zasnęłam.
- Ona tak na serio?
- Za każdym razem. Raz nawet zeszła po schodach, zjadła śniadanie, z powrotem weszła po schodach, posprzątała w pokoju i wróciła do łóżka.
- Łał.
- Ćśś. Teraz ją załatwię. TONYA WEASLE- Ron zaczął drzeć mi się do ucha, ale nie skończył, bo dostał w twarz moją „zabłąkaną" pięścią.
- Zamknij się Ron - mruknęłam. Harry zachichotał.
- Tonya, już dojeżdżamy. Musimy się przebrać w szaty - powiedział czarnowłosy. Przetarłam oczy i zdjęłam kurtkę. Chłopcy zrobili to samo i włożyliśmy długie, czarne szaty.

Szmaragd i ZłotoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz