- Proszę uważać, panienko... - uśmiechnął się do dziewczyny, niemo prosząc o jej imię.
- Jestem Mey-Rin - odpowiedziała zarumieniona dziewczyna.
- Harry Curtis - chwycił dłoń pokojówki, całując jej wierzch. Marc wywróciła oczami na tę scenę, poprawiając ciemne włosy.
- Możemy już iść? - zapytała głośno, by oboje usłyszeli jej głos. Sama otworzyła drzwi i weszła do środka, rozglądając się.
- Jadalnia jest w tę stronę - Mey-Rin wskazała na drzwi po lewej stronie holu.
Dama ruszyła w ich kierunku. Otworzyły się przed nią, na co odskoczyła spłoszona, uczepiając się ramienia lokaja. W drzwiach stał wysoki mężczyzna, ubrany w frak. Odsunęła się lekko od Harry'ego, widząc, że to tylko kamerdyner i spojrzała na niego przepraszająco.
- Panicz Ciel już na panienkę czeka - skłonił się nisko. Ciemnowłosa ruszyła przed siebie, zatrzymując się w pół kroku.
- Harry, idziemy - powiedziała cicho, widząc, że ten nie ruszył się z miejsca i sama poszła dalej.
Na końcu długiego stołu siedział młody chłopak z przepaską na jednym oku. Marc uśmiechnęła się na jego widok. Wstał, zauważając dziewczynę. Ujął jej dłoń, całując wierzch.- Ciel Phantomhive - przedstawił się, prostując.
- Marcjanna Norrington, a to mój lokaj - wskazała na blondyna ręką. - Harry Curtis.
- Zasiądźmy do stołu - ciemnowłosa uśmiechnęła się do panicza, siadając przy stole.
Lokaj Phantomhive postawił przed nimi danie i stanął za krzesłem panicza.
- Sebastianie, możesz oprowadzić lokaja panienki Norrington po rezydencji? - zapytał Ciel, nie spuszczając wzroku z lokaja Norringtonów.
- Tak, mój panie - ciemnowłosy mężczyzna ukłonił się i ruszył w kierunku drzwi. Curtis spojrzał na Marcjanne, niemo pytając o pozwolenie na oddalenie się.
- Idź, tylko się nie zabijcie - mruknęła cicho, chwytając za widelec. Zaczęła jeść, zachwycając się smakiem. Oczywiście nie było tak dobre jak w rezydencji Norrington w Francji, ale niewiele brakowało. Ani ona, ani hrabia nie zamienili ze sobą słowa przez cały posiłek. Gdy odłożyli sztućce, Ciel odezwał się.
- Umie panienka grać w szachy?
- Obrażasz mnie, hrabio, myśląc, że nie - prychnęła niczym obrażona kotka, wstając.
- Więc zapraszam za mną - wskazał ręką na drzwi. - Gdy Sebastian wróci zrobi nam herbatę - powiedział, zanim otworzył drzwi i przepuścił ciemnowłosą przodem.
Zasiedli na fotelach, zabierając się do gry. W końcu po godzinie picia herbaty i grania, w końcu wygrał Ciel.
- Miałeś jakieś wiadomości od Jej Królewskiej Mości, hrabio? - spytała, gdy siedzieli, zajadając się deserem.
- Oprócz tej o twoim przyjeździe, to nie, panienko.
- Jesteśmy w podobnym wieku, prawda? Przestańmy się tytułować, to denerwujące - westchnęła. - Co w fabryce? Jak jeszcze mieszkałam w Anglii, fabryka Funtom była znana na cały świat.
- Interes idzie świetnie, jeśli o to chodzi. Słyszałem ostatnio, że twoja rodzina zaczęła produkować zabawki dla dzieci.
- Tak, fabryka Norton* cieszy się ogromną popularność we Francji.
Gadali jeszcze trochę o biznesie, po czym Marcjanna poczuła zmęczenie, więc oznajmiła, że pójdzie się położyć. Pożegnała się z hrabią i jego lokajem, ruszając w stronę drzwi. Curtis zaprowadził ją do łazienki i zostawił ją samą, by wzięła kąpiel, którą wcześniej przygotował. Zawołała Harry'ego, który przyszedł z ręcznikiem i jej koszulą nocną. Gdy była już gotowa do snu, zaprowadził ją do jej pokoju. Kiedy już się położyła, przykrył ją kołdrą i usiadł obok niej. Po chwili koło ciemnowłosej dziewczyny leżał biały kot, którego głaskała ręką.
- Stęskniłam się za tobą w tej formie, nekoshitsuji** - mruknęła, po pewnym czasie, zapadając w sen.
___________________________
*Norton - Nor(ring)ton, fabryka rodziny Marcjanny
**nekoshitsuji (jap.) - koci lokaj
CZYTASZ
Kot Królowej//Kuroshitsuji
Fantasy"Drogi Cielu, Jedna z najbardziej zaufanych mi osób dzisiejszego dnia przypływa do Anglii. Zajmij się nią i jej służbą godnie. Jest bardzo ważną osobą. Wiktoria" Mało mam problemów? Nawet nie wiem kim te osoby są. Równie dobrze mogą być nie przyjaci...
Rozdział 2
Zacznij od początku