Rozdział dwudziesty czwarty

Start from the beginning
                                    

- Jak możesz być tak bardzo pewna tego, że twój brat był dobrym człowiekiem? - kontynuował. - Jak możesz być na tyle naiwna, by szukać dobra w każdej osobie, którą znasz? Nie bądź idiotką Arleen. Czasami nawet najbliższe osoby są wcieleniem diabła.

Justin nie dostrzegał tego jak bardzo rani Arleen swoimi słowami. Ze wściekłością starła łzę, która uciekła z kącika jej oka. Znowu czuła się potwornie i nie wiedziała na kogo jest bardziej zła.

- Mówisz o sobie? - zapytała rzucając mu pogardliwe spojrzenie.

Justin zacisnął usta w prostą linię doskonale wiedząc co Arleen ma na myśli. W końcu przyjrzał się jej uważnie, kiedy skrzyżowała ręce na piersiach i przygryzła dolną wargę. Nagle dotarło do niego, że ją zranił. Dosłownie widział to jak bardzo jest przygnębiona i jednocześnie wkurzona.

Nie powinien się odzywać. Nie powinien tak głośno mówić o tym co siedziało w jego głowie już od jakiegoś czasu.

- Ty mi powiedz Justin - wycedziła, - przecież byliście znajomi. Może to ty coś ukrywasz? Może masz więcej wspólnego z moim bratem, ale nie chcesz o tym powiedzieć? W końcu nie miałeś problemu z okłamywaniem mnie i prawdopodobnie Nory.

- Nie wciągaj w to Nory - warknął. - To nie ma nic wspólnego z tym o czym rozmawiamy! - dodał podnosząc ton głosu. - I co miałbym ukrywać? Po prostu głośno się zastanawiałem, okej?

- Nie wciągaj w to Nory - powtórzyła naśladując jego głos. - Ty nawet nie rozumiesz co zrobiłeś, prawda? Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo... jak... - urwała potrząsając głową. - Gdybyś kochał mnie tak bardzo jak mówisz nigdy byś tego nie zrobił.

- Arleen...

- Co Justin?! Co chcesz powiedzieć? Że to wcale nie było tak? Że mnie przepraszasz? To nic nie zmieni.

Dziewczyna machnęła niedbale ręką i nachyliła się do przodu opierając czoło o blat stołu próbując wyrównać swój oddech. Ból głowy stawał się coraz intensywniejszy. Coś skręcało ją od środka i mimo pustego żołądka miała ochotę po prostu zwymiotować. Wyrzygać każdą cząstkę bólu i zapomnieć. Była taka zmęczona. Chciała się po prostu położyć i zasnąć na kilka długich lat, a następnie obudzić się w nowym, lepszym świecie. Wszystko co mówił Justin tylko ją dobijało i jednocześnie doprowadzało do szału.

Co jeśli miał rację? Co jeśli Blade miał powód, by zrobić jej tak okrutny żart i przez cały ten czas ukrywał się w cieniu? Co jeśli wiedział o wszystkim i przyglądał się z daleka czekając na odpowiedni moment? Ale dlaczego miałby to robić? Po co miałby ją ranić? Arleen nie potrafiła wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi na pytania, które rodziły się w jej głowie. Dlatego uważała, że to niemożliwe.

Minęła dłuższa chwila nim gwałtownie dźwignęła się do góry. Na sekundę przymrużyła oczy czując, że zakręciło się jej lekko w głowie.

- Nie wiem kim jest Jason - przyznała, - ale przecież Evan nie miał pojęcia o tym kim był Blade. Nie znał go, nigdy nie widział, więc to mógł być ktokolwiek. Ktoś mógł się za niego podać wiedząc, że to mój brat - powiedziała na wdechu.

Była tak skoncentrowana na swoim bracie, że nie dostrzegła zatroskanej miny Justina. Nie zauważyła tego w jaki sposób na nią spoglądał, ani nawet nie zwróciła uwagi na to jak szybko znalazł się po drugiej stronie stołu, tuż obok niej. Klęknął na podłodze i obrócił jej krzesło do siebie, a następnie wyciągnął dłoń i przesunął nią tuż pod jej nosem.

- Co robisz? - zapytała zaskoczona trzepocząc przy tym rzęsami. Justin pokazał jej palce ubrudzone krwią.

Jęknęła głośno pośpiesznie przykładając rękę do nosa.

DIABELSKA DUSZAWhere stories live. Discover now