- Pamiętasz jeszcze Stanleya Craiga? - kiwnąłem głową, potwierdzającm, kiedy wygrzebałem w pamięci tego faceta. Spotkaliśmy się kiedyś na urodzinach babci? - Współpracujemy od lat, jego kancelaria zajmuje się kompleksową obsługą prawną naszej firmy. 

-Pamiętam - przyznałem.

-Świetnie, w takim razie zbieraj się. Umówiłem was na spotkanie, za czterdzieści minut. 

Zaprzeczyłem, kręcąc głową, kiedy przypomniałem sobie o konferencji prasowej, która miała zacząć się za niespełna pietnaście minut.

-Nie mogę. Ta konferencja jest ważna.

-Jedź na spotkanie z Craigiem, a ja zajmę się brukowcami. Ciekawe, czy wyglądam w oku kamery tak samo dobrze, jak kilkanaście lat temu. - Poprawił klapy marynarki i wygładził swojego wąsa. 

Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok. Nie zdążyłem się nawet pożegnać, bo zniknął za drzwiami zanim w ogóle ułożyłem w myślach, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Spojrzałem na małą karteczkę, którą zostawił. Przestudiowałem adres, upewniłem się, że Morris czeka na mnie na dole i wyszedem ze swojego gabinetu.

- Panno Flores - zwraciłem się do swojej asystentki. - Wychodzę, gdyby coś się działo, będę pod telefonem.

Kiwnęła tylko głową i pożegnała się ze mną uśmiechem. Zjechałem windą na parter i wyszedłem przed budynek firmy. Morris, tak jak się umówiliśmy, czeka na zewnątrz.

 

          Starszy mężczyzna otworzył przede mną drzwi i uśmiechnął się pogodnie, kiedy przekroczyłem prób ancelarii Craiga. Rozejrzałem się dookołam, ale zanim zdążyłem podejść do biura recepcji, podeszła do mnie niska blondynka.

-Panie Callahan. Mecenas Craig oczekuje na pana w swoim gabinecie. Proszę pojechać windą na dwudzieste czwarte piętro.

Nie odpowiedziałem. Skierowałem sie prosto do windy tak, jak poleciła kobieta. W środku przeklnałem pod nosem, kiedy zerkając na telefon zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń z firmy. Nie oddzwoniłem.

Wysiadłem z windy, kiedy chwilę później zatrzymała się na wybranym piętrze. Od wejścia przywitała mnie kolejna kobieta, która rzuciła tylko krótkie dzień dobry i wskazała dłonią na odpowiednie drzwi. Nie pukała, otworzyła je, poinformowała o mojej obecności i pozwoliła mi wejść do środka.
Mecenas Craig siedział za biurkiem, błądząc spojrzeniem w stercie akt, które sie na nim znajdowały. Uniósł głowę i uśmiechnął się serdeznie, a następnie wstał i zmniejszył odległość między nami.

- Shane, dziecko. - powitał mnie uściskiem, co szczerze mówiąc było dość zaskakujące, ale nie stawiałem się, tylko zdawkowo odwzajemniłem gest. Ręką wskazał na krzesło naprzeciwko swojego biurka. Odpiąłem guziki swojej marynarki i zająłem miejsce. - Bruce wspominał, że masz kilka nieciekawych kwestii do rozwiązania. Rozumiem, że jest Ci ciężko, brukowce chodzą za Tobą niczym za Katy Perry. - zaśmiał się drobiazgowo, aby rozładować napięcie. Sam uśmiechnąłem się pod nosem, bo rzeczywiście dostrzegłem pewne podobieństwo.

-Tak, to dość uciążliwe. - przyznałem.

-Wiesz, moja kancelaria zajmuje się tylko i wyłącznie obsługą prawną osób fizycznych, jednak ze względu na Bruce'a, zgadzam się przejąć sprawę prywatną. - Informuje. - Aczkolwiek ja osobiście nie jestem w stanie reprezentować twojej strony przed sądem. 

Westchnąłem ciężko, analizując, co powiedział. Nienawidziłem, kiedy ktoś wpierniczał się w moje życie, tym bardziej, że chodziło o moje problemy prywatne. Byłem w stanie zaufać Stanleyowi, bo jest przyjacielem rodziny, najlepszym kumplem dziadka, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek inny się w to mieszał.

Addicted To SexWhere stories live. Discover now