Rozdział 1

803 38 6
                                    

-Hayi dziecko, obudź się! Jesteśmy pod rezydencją państwa Kwon! - krzyknęła moja rodzicielka. Otworzyłam oczy, i spojrzałam zza szybę. Hmm... Czyli to już tu?
Nareszcie, bo myślałam że zaraz tu puszczę pawia w tym aucie. Niestety, mam chorobę lokomocyjną.
-Czyli... Mam już wyjść? -zapytałam grzecznie.
-Brawo ty. - tata posłał mi ironiczne spojrzenie.
-Brawo ja. - uśmiechnęłam się, i wyszłam z auta. Ahh, jak mi brakowało tego cudnego powietrza!
-Dobrze, a teraz chodźmy. - moja mama rozkazała, i zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili, otworzyła nam miła starsza pani. Miała chyba ok. 45 lat no ale cóż... Nie ocenia się człowieka po wyglądzie.
-O, nareszcie jesteście. Śmiało, zapraszam. - powitała nas z uśmiechem, i zaprosiła do mieszkania. Przedpokój był wąski, ale za to piękny i długi.
-A to pewnie wasza córeczka, tak? - pogłaskała mnie po głowie.
-Córka. - poprawiłam ją ze złą miną. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie, i odsunęła się.
-Hayi, zachowuj się. - warknął mój rodziciel. Spuściłam głowę w dół, i wbiłam wzrok w moje buty.
-Nic się nie stało! A teraz, zapraszam do jadalni na zupę. - uśmiechnęła się, i zaprowadziła nas. O luju! Jaki stół! Znaczy się, nie to że jestem biedna czy co bo jestem bogata, a raczej moi rodzice, ale takiego stołu nigdy nie widziałam. Usiadłam obok mojego ojca, a obok niego mama. Dołączył do nas jakiś mężczyzna, pewnie mąż tej pani. Naprzeciwko ich usiedli gospodarze domu.
-A gdzie Jiyong? - zapytała moja mama.
-Zaraz zejdzie, pewnie coś robi w pokoju. - odpowiedziała. Nagle, zza ściany wyszedł chłopak o brązowo - niebieskich włosach, ubrany w białą koszulę, i czerwoną marynarkę. Na moje oko ma metr siedemdziesiąt coś...
-Jiyong, poznaj proszę Hayi. - odezwał się starszy pan. Mężczyzna podszedł do mnie, złapał mnie za dłoń, i złożył na niej delikatny pocałunek.
-Kwon Jiyong. Bardzo mi miło, Hayi Comello. - uśmiechnął się uwodzicielsko. Na jego spojrzenie, aż serce zaczęło mi coraz mocniej bić, a na moich policzkach wkradł się uroczy rumieniec. Chłopak wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, mrugnął do mnie, i usiadł naprzeciwko mnie.
-Prawdziwy z niego romantyk! Od razu widać że do siebie pasują! - pochwaliła moja mama. Czułam że jeszcze bardziej się czerwienie więc, spuściłam głowę w dół, i nerwowo bawiłam się moimi rękami. Widziałam przez moją prostą grzywkę jak Jiyong się uśmiecha, i nadal na mnie patrzy.
-To... Może omówimy nasz nowy projekt? - zaproponowała pani Kwon.
-Oczywiście. - odparł z uśmiechem mój ojciec.
-Przepraszam, mogę wyjść na chwilę do ogrodu? - zapytałam.
-Dobrze. Ale idź z Jiyong'iem, bo się jeszcze zgubisz. - zaśmiał się pan Kwon. Niechętnie się na to zgodziłam, i z grymasem wyszłam szybkim krokiem. Ogródek był śliczny. Mieli nawet drzewa w kształcie waty cukrowej. No cóż... Tak działa Korea. Oparłam się o balustradę, i patrzyłam przed siebie.
-Uciekasz? Oj, nieładnie. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a przed sobą zobaczyłam Jiyong'a.
-A co cię to interesuje? - założyłam ręce na piersi.
-No bo wiesz, możesz się zgubić, a ja wyjdę na twojego księcia. - przybliżył się bliżej mnie.
-Poradzę sobie, książę. - parsknęłam.
-Nie pyskuj, aniołku. - wziął kawałek mojego kosmyka włosów, i zaczął się nim bawić.
-Zostaw! - tupnęłam nogą.
-I tak będziesz moja. Przez jakiś czas będę cię denerwować, później spodobam ci się, i zakochasz się we mnie. - uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-Jaki pewny siebie. Uważaj, bo zaraz ogień się pojawi. - zaśmiałam się.
-Ogień pojawia się tylko wtedy, gdy cię widzę. Już się pojawił. - przybliżył swoją twarz do mojej, uwięził mnie w swoim uścisku, i pocałował w usta.

Od nienawiści do miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz