1

1.6K 93 3
                                    

Prawa - lewa - obrót - kopnięcie. Lewa - prawa - obrót - kopnięcie. Prawa - lewa - obrót - kopnięcie. Lewa - prawa - obrót - kopnięcie.
Worek treningowy przyjmował na siebie kolejne ciosy, wymierzane z morderczą szybkością i precyzją przez młodą dziewczynę. Była ubrana cała na czarno. Buty, getry, bluza, rękawiczki. Włosy w kolorze gorzkiej czekolady opadały jej na pierś gęstymi falami. Cały dzień ćwiczyła. Najtwardsi mężczyźni nie wytrzymywali tyle, co ona.
Gdy opuszczała siłownię było już ciemno. Przedmieścia Detroit moczył deszcz. Żółte światło ulicznych latarni odbijało się w kałużach przy chodnikach, przez które raz na jakiś czas przyjeżdżał pojedynczy samochód, ochlapując nielicznych przechodniów. Szła szybko. Kilka razy z bocznych uliczek wołali do niej pijani mężczyźni, zachęcając by "przyłączyła się do zabawy". Nikt jednak nie próbował jej zatrzymać, co przyjęła z ulgą. Nie chciała rozgłosu ani wzbudzania podejrzeń. Czarna, skórzana kurtka, wystający spod spodu kaptur, twarz ukryta za chustą. Widać było tylko te niesamowite, zielone, płonące oczy. Wyglądały jak u głodnego drapieżnika. Były wręcz nierzeczywiste, jak gdyby wycięte z kadru filmu o bardzo przesyconych barwach. Stojąc w cieniu starej kamienicy, otworzyła drzwi staromodnym, żelaznym kluczem, po czym szybko weszła na trzecie piętro, do swojego mieszkania. Zamknęła za sobą drzwi na przysłowiowe cztery spusty. Czarne, wysokie glany zostawiła w korytarzu, razem z torbą i kurtką.

Mieszkanie było małe i dość ciemne. Po prawej była niewielka kuchnia ze stołem, po lewej maleńki salon. Stała w nim stara, brązowa, skórzana kanapa przykryta kocem, mały stolik, duży regał na książki. Telewizora nie było. Nie interesowała się telewizją, uważała ją za stratę czasu. W salonie były drzwi do jej sypialni. Było tam łóżko, komoda, niska szafka nocna, szafa i okno po lewej. Były tam jeszcze jedne drzwi, prowadzące do małej łazienki z prysznicem, pod który właśnie się udała.

Woda rozluźniała zmęczone treningiem mięśnie, które widocznie, ale w bardzo kobiecy sposób odznaczały się pod jej śniadą, aksamitną skórą. Smukła sylwetka, długie nogi i drobny biust. Nikt, kto by ją zobaczył, nie uwierzyłby, kim jest. Chyba że potrafiłby rozpoznać pochodzenie jej blizn. Długie ślady po nożu gdzieniegdzie znaczyły piękne ciało. Skupione w jednym miejscu kreski, świadczące o otwartym roztrzaskaniu stawu biodrowego z lewej strony. Inne blizny były o wiele piękniejsze.

Wyszła z łazienki, owinięta białym ręcznikiem, wycierając mokre włosy. W kuchni na stole czekała na nią staromodna, żółta, papierowa teczka na akta. Otworzyła ją z westchnieniem. Jakoś przecież musiała zarabiać na czynsz. Nie mogła narzekać, przecież agencja dobrze chroniła swoich ludzi. Wykonywała tylko najważniejsze zadania. Była jedną z najlepszych. Mimo to miała tam bardzo ograniczone zaufanie. Nie dziwiła się temu. Była przecież duchem- osobą bez danych osobowych. Nie istniała w żadnym rejestrze, nie miała peselu, adresu, imienia, nazwiska. Tylko to, co sama im podała.

To, co zobaczyła na pierwszej stronie, wprawiło ją w osłupienie. Nie mogła w to uwierzyć. Nie... Nie teraz, nie po tych wszystkich latach! 

Wyciągnęła telefon służbowy, z którego nigdy jeszcze nie korzystała, bo był na specjalne wypadki. Wybrała jedyny numer, który w nim był.

- Fury, to ja. Właśnie dostałam tę teczkę. CO TO MA BYĆ?!

- Uspokój się. Nigdy nie byłaś taka nerwowa... Wiesz coś o tej sprawie?

- Wiem. Ale nie chcę rozmawiać o tym przez telefon.

- To bezpieczna linia.

- Pewności nigdy nie ma. Dla niektórych nic nie jest niemożliwe, nawet podsłuchiwanie was. Wolę mieć pewność. Jak szybko możesz kogoś po mnie przysłać?

- Za jakieś dwie godziny na lotnisku w Detroit wyląduje odrzutowiec Starka. Zabiorą cię do Stark Tower. Powiesz mi, co o tym wiesz? Zawsze unikasz kontaktu z resztą, a teraz sama prosisz, żeby ci przerwać urlop...

-... Wszystko, Fury. Wiem o tym dosłownie wszystko.
..........................................................................................................................................................................
Czarny Junak 122 Sport mknął ulicami w kierunku lotniska. Czarny, skórzany strój kierowcy opinał kobiecą sylwetkę. Motocyklowy kask nie tylko ochraniał, ale przede wszystkim chronił tożsamość. Była zestresowana, pierwszy raz od lat czuła tak wielkie napięcie. Rozglądała się dyskretnie, bojąc się ewentualnego zagrożenia, które mogło nadejść z każdej strony, o każdej porze dnia i nocy.
..........................................................................................................................................................................
Siedząc w odrzutowcu, usilnie starała się znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Nie mogła uwierzyć, że to się działo naprawdę. Zamknęła oczy i oparła głowę. Będzie musiała im wszystko powiedzieć, odsłonić nagą prawdę, brutalną i straszną. Przyznać, że okłamywała ich przez lata, mówiąc, że nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Bała się ich reakcji, bała się, że nie zrozumieją. Że będą się jej bać.

Pocieszająca wydała jej się jednak wizja spotkania z jedyną osobą, która znała prawdę. Byli tacy do siebie podobni... Dwie emocjonalne kaleki, jak to sobie czasem żartowali. Dwie osoby skrzywdzone przez niesprawiedliwy świat. Ich sytuacje były tak różne i tak podobne zarazem... On miał rodzinę, która skrzywdziła go nieumyślnie, ukrywając prawdę, przez co myślał, że nie jest nic wart. Ona miała rodzinę potworów, którzy sprawili, że też tak się czuła.

Po tym co zrobił, zrehabilitował się. Zaczął pomagać TARCZY z przymusu, mając do wyboru to, albo celę. Teraz jednak robił to z własnej woli, choć na swój sposób. Narzekał, marudził, uprzykrzał życie, nie słuchał się nikogo. Ale był dobry w tym, co robił, a reszta darzyła go czymś w rodzaju niechętnej tolerancji.

Ona chciała im pomagać. Chciała chronić innych przed tym, co spotkało ją.

Ich związek trzymali w sekrecie. Obawiali się reakcji otoczenia. Nikt nie przypuszczał, że ta dwójka potrafi być dla kogokolwiek tak czuła i delikatna, jak byli dla siebie nawzajem, gdy zostawali sami. Przy pozostałych zachowywali się wobec siebie miło, ale nie okazywali sobie uczuć otwarcie. Podejrzewali, że inni się domyślali, lecz nigdy nie dali im żadnego bezpośredniego dowodu na istnienie tego związku.

Uśmiechnęła się pod nosem. Oboje mieli ciemne włosy i niezwykłe oczy. Zielone oczy, lśniące jak klejnoty. Podczas ich pierwszego spotkania nie mogli w to uwierzyć.

Tęskniła za nim. Wyjechała zaledwie na dwa tygodnie, a już zdążyła zatęsknić. Nie mogła się doczekać, aż wyląduje, choć jednocześnie była niesamowicie przerażona.

Gdy odrzutowiec wylądował, czuła, jak gdyby wnętrzności związały jej się w ogromny, ciasny supeł. Wchodząc do środka, kurczowo ściskała ramię plecaka. Był to jedyny bagaż, jaki ze sobą wzięła. Stała przed drzwiami windy, bojąc się coraz bardziej. Gdy się rozsunęły, natychmiast została porwana w objęcia mężczyzny, który wyjechał jej na spotkanie. Pachniał tak cudownie, męsko i świeżo... Jak jaśmin, skóry i kawa. Jak dom.

- Słyszałem, co się stało.

Nie odpowiedziała. Wiedziała, że nie musi. Rozumieli się bez słów. Wtuliła się tylko bardziej w jego klatkę piersiową, szukając w sobie siły do tego, co musiała zrobić.

- Chcesz im wszystko powiedzieć. -To nie było pytanie.

- Nie mam innego wyjścia.

- Chcesz, żebym był wtedy z tobą?

- Tak. Nie chcę mierzyć się z tym sama.

- W porządku. Więc chodź. Im szybciej, tym lepiej, prawda?
Nie puszczając się, weszli do windy. Patrzyła na migające na wyświetlaczu numery pięter, nieubłaganie zbliżające się do salonu... Złapał ją za rękę, chcąc dodać otuchy. Spojrzała na niego tym szczerym, zarezerwowanym tylko dla niego spojrzeniem, w którym nie ukrywała niczego, pokazując swoje emocje.
- Loki...
W tym momencie drzwi się otworzyły, ukazując salon, w którym siedzieli wszyscy Avengers i Nick Fury. Czekając na wyjaśnienia.

ŁowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz