sen a może nie... 1

57.7K 2K 296
                                    

Rozdział 1

Arin

Wracam do domu zmęczona, a ubrania lepią mi się do ciała. Cholerny upał. Jedyne o czym marzę, to prysznic oraz moje własne prywatne łóżko. Już jestem na schodach do domu, zostało pokonać jeszcze cztery stopnie...

– Auuć – warczę, gdy zderzam się z czymś twardym. – Co do cholery? – szepczę.

Przed upadkiem za schodów ratuje mnie stojący przede mną olbrzymi facet. Łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Jestem mu niezmiernie wdzięczna za pomoc, ale równocześnie wściekła, bo to przez niego o mało nie upadłam.

Co to za jeden i co on tutaj robi?

Podnoszę wzrok, a raczej zadzieram głowę do góry. Jedyne, co widzę w ciemności to jego oczy. Jego zielone oczy skrzą się dziwnym blaskiem, a zapach unosi się w powietrzu. Wszystko jest jakieś takie znajome. Te ramiona, zapach i te tęczówki. Jednak nie przypominam sobie, żebym znała tak potężnego kogoś płci męskiej. Chociaż w jego objęciach czuję się dziwnie bezpiecznie. Tak jakoś... Uświadamiam sobie, że tylko przy jednej osobie tak się czułam, ale jej tu nie ma. Na pewno to jakieś omamy, spowodowane upałem i zmęczeniem.

– Tak to na pewno to – mruczę pod nosem.

Nim mogłabym jakoś zareagować, mężczyzna przyciąga mnie bliżej siebie, wplata jedną dłoń w moje długie ciemne włosy, po czym umieszcza swoja głowę w zagłębieniu mojej szyi. Zaczyna mi się to nie podobać. Tak jak to, że przesuwa nosem po moim ramieniu. Czy on mnie wącha! Przesuwa głowę. Czuję jego usta, a później język na moim obojczyku.

– O nie, nie. Nic z tego – cedzę, próbując mu się wyrwać. Niestety to na niego w ogóle nie działa. Jest zdecydowanie za silny. – Co do cholery?!! – wrzeszczę, gdy czuję ból w miejscu składania pocałunku.

Podrywam się z łóżka i rozglądam się jeszcze półprzytomnym wzrokiem. Serce bije mi jak oszalałe, ale po chwili się uspokaja, gdy dostrzegam, że jestem w swoim pokoju, w łóżku i własnej piżamie.

– Ufff – sapię i wypuszczam powietrze. To był tylko cholerny sen. Ten facet na schodach to był tylko sen. Oddycham powoli, próbując uspokoić jeszcze łomoczące w mojej klatce serce.

Odrzucam okrycie i wstaję z łóżka, po czym podchodzę do ustawionego po drugiej stronie pokoju lustra. Przyglądam się swojemu odbiciu. Widzę zwykłą dziewczynę, a w sumie niezwykłą. Wilczyca z brązowymi i lekko falowanymi długimi włosy, zielonymi oczami oraz pełnymi ustami. Może mogłabym być szczuplejsza, ale w sumie nie mam dla kogo się starać. Poza tym dobrze się czuję we własnym ciele.

Sięgam po szczotkę i zaczynam czesać swoje włosy. Przerzucam pasma na prawą stronę i już mam zamiar pociągnąć po nich szczotką, gdy...

– Jaki, cudem? – wykrztuszam. – Co to ma być?  – pytam samą siebie, gdy dotykam znaku na moim lewym obojczyku.

Przybliżam się do szklanej tafli, żeby móc lepiej to obejrzeć. I właśnie w tej chwili zdaję sobie sprawę, że to nie był sen. Ogarnia mnie panika.

Wybiegam z pokoju. Pędzę korytarzem do kuchni w poszukiwaniu mamy. Wpadam do pomieszczenia i ledwo zatrzymuję się przez te cholernie śliskie kafle na podłodze.

– Kiedyś wybiję sobie zęby – gderam, a mama kręci głową na moje zachowanie.

Staję przed nią i czekam, aż sama zauważy ugryzienie, ale ona tylko patrzy pytającym wzrokiem. Pukam się w obojczyk, żeby skupiła tam swój wzrok. Przygląda i uśmiecha się do mnie.

– No widzę, że w końcu cię ktoś oznaczył – stwierdza i odwraca się w stronę lodówki, jak gdyby nigdy nic.

– Poważnie? – prycham. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – pytam, nie wierząc, że tak zareagowała. Po chwili się odwraca cała blada. Chyba teraz dotarło do niej coś się stało.

– Arin, ale jak i kiedy? Kto to zrobił? – szepcze pytania, i aż siada z wrażenia.

– Nie wiem, mamo. Ja, do cholery, nic nie pamiętam – chrypię i opuszczam głowę. Jednak przypominam sobie sen, który nie był snem. – Mamo, czy wczoraj był tutaj jakiś chłopak?

– Tak, chyba syn Leona – odpowiada. Leon jest naszym alfą. – Pytał o ciebie, ale powiedziałam, że wyszłaś i nie wiem kiedy wrócisz, więc sobie poszedł – odpowiada, ale widzę po jej minie, że na coś wpadła.

– Chyba?

– No tak. Nie do końca jestem teraz pewna. Owszem pachniał nimi, ale stał w pewnej odległości i do tego schowany w ciemności, więc nie widziałam dokładnie jego twarzy. Ale węch mam jeszcze dobry.

– Przecież Sam wczoraj wyjechał, a pozostała dwójka mnie ignoruje – mówię jakby sama do siebie, dalej drepcząc po kuchni. – To nie był Sam – zaprzeczam.

– To nie ma znaczenia.

– Nie ma znaczenia? Poważnie?

– Tak, bo wiesz, co to dla ciebie oznacza?

– Taaa, wiem... To pieprzona rzeczywistość, której unikam od pięciu lat – odpowiadam zła.

Między nami nastaje chwila ciszy. Obie nic nie mówimy. Staram się zebrać myśli do kupy i widocznie mama też to robi, bo wstaje i kładzie mi dłonie na ramionach.

–  A czy pozwoliłaś mu na to? To znaczy zrobił to za twoją zgodą? – pyta.

– A czy gdyby tak było, to pytałabym się ciebie o niego?

– Fakt. Wybacz. Jestem lekko zdezorientowana sytuacją. 

– Ten ktoś, kto nie jest Samem... on mnie upolowała jak jakąś zwierzynę. Jak pieprzoną zwierzynę – warczę i strzepuję jej dłonie.

– Kochanie, język. Więc uważaj na słowa – karci mnie.

– Język? Czy ty się słyszysz? – Chodzę w kółko po kuchni. – Facet, którego nie widziałam, nie znam, przylazł tutaj i wziął sobie bez pytania coś co nie jest jego! – wykrzykuję wściekła, a w głowie przez chwilę słyszę głos, który mówi: „Bo jesteś jego." Potrząsam głową, bo chyba się nie wyspałam przez to wszystko. Albo mi się przesłyszało, albo naprawdę usłyszałam "bo jesteś jego".

To są ceny jak z taniego horroru. Co ja komu zrobiłam, że przed własnym domem już nie jestem bezpieczna? Do tego będę pachnieć jakimś samcem.

– Jasna cholera!! – Mama patrzy na mnie z miną potępienia, ale już milczy i chwała jej za to, bo mam ochotę coś rozwalić. – Przecież teraz żaden facet już się do mnie nie zbliży, bo każdy wyczuje czyja jestem. Tylko, że ja nie wiem, czyja i w tym jest problem. Leon mam czterech synów, a jeden z nich zniknął pięć lat temu, więc mało prawdopodobne, żeby to był on – mówię głośno. – To pewnie, któryś z pozostałej dwójki, bo na pewno nie Sam.

– Być może – odpowiada cicho. Ona coś wie, ale milczy.

– Nie mam siły na nic, idę do siebie – oświadczam i wychodzę.

Muszę dokończyć pakowanie swoich rzeczy. Dzisiaj miałam zacząć nowe życie. Poza tym domem i bez rodziny. Nie dam się tutaj zatrzymać i zamknąć. Jestem dorosła i mogę o sobie sama decydować. Zacznę żyć na własną reką, czy oni tego chcą, czy nie i bez względu, czy jakiś kretyn mnie użarł. Niby mój pierwszy dzień wolności, a wygląda mi na to, że zaczyna się pierwszy dzień koszmaru.


********************************************

Niestety nie pojawi się całość, bo mam zamiar to wydać w tym roku :)

PrzynależnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz