ROZDZIAŁ 2

45 5 1
                                    


Obudziłam się na miękkim łóżku. To zdecydowane nie moje łoże - usmiechnelam sie, jak ta idiotka do siebie. Jezu mam na sobie tylko majtki i czyjąś bluzkę, chyba męską. Ja pierdole co ja robiłam? I z kim?

- Hej, jesteś głodna? - Wszedł do pokoju jakiś chłopak, z tego co pamiętam John, nie czekaj Jus.. Hm,a tak.. Justin!!

- Ym, tak, ale mam do ciebie pytanie.

- No to mów - uśmiechnal się

- Czy my.. coś tutaj.. no wiesz. - zapytałam nieśmiało trochę zdenerwowana.

- Nie, nie uprawialiśmy seksu. - powiedział bez żadnego wzruszenia Justin.

- Y, okej, to dobrze. - uśmiechnęłam się. I próbowałam włosami zakryć swoje rumieńce.

- Nie musisz kryć swoich rumieńców. Są naprawdę urocze. - Ja pierdole jaki wstyd. Nienawidzę tych jebanych rumieńców. Zawsze jak jestem w niezręcznej sytuacji to się rumienie.

- A wracając do mojego pytania - zaczął chłopak, pokazując patelnie. - To zrobiłem naleśniki. - uśmiechnął się. Jezu.. Nie wiem czy wspominałam, ale on ma piękny uśmiech.

- Oczywiście. Dzięki.

I tak właśnie usiedlismy i zaczęliśmy jeść. Po zjedzeniu poszłam przebrać się do pokoju Justina. Ubralam to w czym przyszłam i zeszlam do kuchni. W niej chlopak siedzial juz ubrany, oglądając telewizję. Był taki zajęty, ze nawet nie zauwazyl gdy usiadlam obok niego. A może tylko udawał, że nie widzi? Tsa wmawiaj sobie dalej mówiła moja podświadomość

- Co chcesz robić? - zapytał chłopak.

- Wiesz muszę już iść oddać Samanthcie ciuchy, a później pomóc mamie.

- Jestem pewien, że twoja mama sobie poradzi. - i właśnie w tym momencie, słysząc te słowa rozplakalam się. Justin od razu objął mnie w ramiona , a ja jak głupia ryczalam. Minęło pewnie z jakieś dwadzieścia minut, a ja przestałam. Przestałam płakać, bo nie miałam juz czym płakać. Codzinnie płaczę. Codziennie, gdy widzę jak cierpi mama. Nie tylko dlatego, że nie mamy pieniędzy chociaż to też. Ale to tylko to taki szczegół.

- Hej, co się stało? - powiedział Jus, gdy sie uspokoiłam.

- N-i-e. N-i-c. - powiedziałam, jakajac sie.

- Hej - zaczął, galadzac mnie po policzku. Aż mnie dreszczyk przeszedł. - Nie mówić musisz teraz. - uśmiechnął się i nagle stykalismy sie czolami, patrząc sobie prosto w oczy. Jezu Justin ma taki piękny kolor oczu. Nie to co moje. Zwykle zielone, okropne tęczówki. Jeszcze mi by tylko brakowało, żebym ruda byla. Dobrze, że Bóg az tak mnie nie pokarał.

- Naprawdę musisz jechać? - spytał Jus, nadal patrząc mi w oczy.

- Ym, ja.. -nie zdążyłam odpowiedzieć, a Justin przyłozyl swoje usta do moich. Na początku ledwo to poczułam. Ale potrzebowalam wiecej, wiec wbilam sie w usta chlopaka. Nasze języki zaczęły swój taniec.

Jeju jak on cudownie całuje. Panie Boże czy on jest ideałem?

Usiadłam okrakiem na chłopaku i zaczęłam kołysać biodrami, nadal sie przy tym namietnie calujac.

-Me-lissa - jeknal chlopak, a ja poczulam jak jego pod brzusze zrobiło sie wypuchle i twarde.

Nie, żeby coś ale teraz to nie wiem co mam robić.

Przecież nie bede sie z nim ruchac. Jeszcze nigdy tego nie robilam, a jego znam nie cale dwa dni.

Dobra koniec o czym ja w ogóle myślę.

_____________

3 gwiazdki i następny rozdział :**

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 03, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

I'm not RICZ || J.BWhere stories live. Discover now