dedykowane dla mozekawyliv
Był środek nocy. Stojący na jednym z dachów łucznik z uwagą obserwował i podziwiał miasto. Uwielbiał to robić, jednak musiał się ukrywać, bo większość mieszkańców i władze Sterling City uważali go za zagrożenie. Nagle w plecy uderzył go silny podmuch wiatru. Odruchowo się odwrócił i wystrzelił kilka strzał pod rząd. Opuścił jednak łuk, gdy zobaczył stojącego przed sobą Flasha- jedną z niewielu osób, którym tak naprawdę ufał.
-Kiedyś mnie zabijesz- sapnął sprinter wymachując w górze strzałami.-
-Nie przesadzaj Barry, jesteś na to za szybki.-
-Być może...,ale kiedyś mnie postrzeliłeś...-
-Przestań już- zirytował się łucznik. Fakt, kiedyś strzelił mu w plecy, ale biegacz wypominał mu to przy każdej okazji.
- Szukają cię, uważają za zagrożenie. Nie chciałem ci tego wcześniej mówić, ale...Liga zaczęła się interesować...- Arrow westchnął, w miarę radził sobie z policją, ale gdyby wtrącili się jeszcze bohaterowie nie było by za przyjemnie.
-Jednak wiedz, że jeżeli będziesz miał kłopoty zawszę pomogę.- Barry położył mu dłoń na ramieniu, ale Arrow lekko ją odepchnął.
-Poradzę sobie- zapewnił, jednak tak naprawdę nie chciał, aby ścigali również Flasha tylko, dlatego, że pomaga mścicielowi.
Sprinter już miał coś powiedzieć jednak nie zdążył, bo trzy helikoptery otoczyły dach i wyskoczyli z nich uzbrojeni żołnierze, którzy wycelowali broń w obu bohaterów.
-Stać!- Krzyknął jeden z nich, a zaskoczony Flash odskoczył trochę prowokując przy tym żołnierzy, którzy myśląc, że chce atakować wystrzelili pociski.
Na szczęście Barry był szybszy od kuli i zanim ktokolwiek zdołał się zorientować chwycił Arrowa i zaczął biec przed siebie. Nie wiedział gdzie biegnie, ale w tej chwili nie myślał o tym, chciał po prostu znaleźć się jak najdalej od uzbrojonych żołnierzy czy kim też tam byli ci ludzie. W końcu zatrzymał się przy jakimś porcie i trzęsąc się ze zmęczenia i przerażenie oparł o jakiś kontener.
- Wybacz Barry, to moja wina...-
-W...w...wcale tto n...nie twoja...wwina- przerwał mu Flash z trudem łapiąc powietrze w palące płuca.
Arrow tylko westchnął i zaczął rozglądać się po okolicy, nie kojarzył tego miejsca... Nagle odezwał się komunikator Flasha.
-Flash! Natychmiast zjaw się w siedzibie- rozległ się głos Marsjanina. Barry zbladł i było to wyraźnie widać nawet przez maskę.
-P...przyj...przyjąłem- odpowiedział, po czym upadł, bo nogi się pod nim załamały. Arrow natychmiast do niego podbiegł i pomógł wstać.
-Wszystko w porządku?-
-Myśliszzzz, że...onni...-
-Wiedzą? Nie- słysząc to Flash odetchnął z ulgą i już bardziej pewnym głosem zapytał.
-Gdziee je...steśmy?- Arrow zmarszczył brwi, naprawdę nie kojarzył tego miejsca, a zapamiętanie czegoś po drodze było niemożliwe. Ba! On nawet nie wiedział kiedy się tu znaleźli.
- Nie wiem, ale nie wydaje mi się byśmy byli od Starlin City dalej niż 200km, ale z tobą to nigdy nie wiadomo. Emm Barry?- Mściciel dopiero teraz zorientował się, że jego przyjaciel wpatruję się w jakiś bilbord.
- Astral City- przeczytał i podrapał się po głowie starając się nie roześmiać. Gdzie on ich zaniósł?
- Dobra Oliver podrzucę cię do domu i muszę lecieć, bo jeszcze Liga wyśle kogoś by mnie szukał.- Arrow tylko kiwnął głową i po chwili poczuł, że Barry znowu go ciągnie.
Po jakichś 17minutach znaleźli się na budynku firmy Qeen Indriustice. Byliby tam dużo szybciej, ale, Barry który za bardzo nie orientował się w terenie kilka razy źle skręcił.
-Too...jj..ja lecę- wysapał i lekko zataczając się opuścił budynek.
-Dzięki- szepnął łucznik i zniknął w cieniu wiedząc, że to dopiero początek...kłopotów.
,,To tak oto pierwsza część mojego beznadziejnego opowiadanka... Jeżeli ktoś przeczyta za kilka dni dodam następną część'
CZYTASZ
The brave and the bold [pl]
FantasyDobrze znany nam Barry Allen dołącza do Ligi Sprawiedliwych, siódemki najpotężniejszych bohaterów na ziemi. Wszystko jest w porządku do czasu gdy liga zamierza schwytać mściciela zwanego Arrowem. ,,Może opis nie zbyt dobry, ale lepszy taki niż żaden...