PROLOG

150 11 1
                                    

Stałam przed masywną bramą wykonaną z kutego żelaza. Potężne, strzeliste drzewa otaczały mnie z każdej strony, sprawiając, że czułam się malutka. Nic nieznacząca. Jak mrówka. Świat wydawał się szary i bezbarwny.Wszystkie kolory i radość zniknęły, jak rozpuszczone przez zawistnego malarza farby. Rozległe korony drzew odcinały promienie słońca, zatrzymując je kilka metrów nad ziemią. Ulewny deszcz nie dał się jednak powstrzymać. Sforsował przeszkodę, którą tworzyły liście i przypuścił agresywny atak na naturę. Nawet wrony zamilkły,chwilowo zaprzestając swojej działalności. Zeszły ze sceny robiąc miejsce innym, potężniejszym od nich siłom, królującym tego popołudnia. 

Czułam spływające po odkrytej skórze strumienie deszczówki. Wiatr, który pojawił się znienacka poplątał jeszcze bardziej moje długie włosy. Warunki atmosferyczne skutecznie uniemożliwiły mi obserwację otoczenia, lecz mimo to próbowałam to zmienić.Wytężałam wzrok by dostrzec cokolwiek. Chociaż dachówkę, która upewniłaby mnie, że to nie jest sen. Coś, co byłoby namacalnym dowodem na istnienie tego miejsca - celu mojej wędrówki.

Co roku przyjeżdżałam w to samo miejsce. Spotykałam nowych oraz starych uczniów. Miałam zajęcia z tymi samymi nauczycielami. Również co roku, na samym początku miałam wrażenie, że coś się zmieni. Że nadchodzi coś, lub ktoś i nic już nie będzie takie samo. Świat wywróci się do góry nogami, a ja wcale nie będę się opierać. Dam się ponieść prądowi i wyląduje gdzieś. Gdziekolwiek to gdzieś się będzie się znajdować. 

W tym roku strach i podekscytowanie mieszały się we mnie. Czułam motylki w brzuchu i nadchodzącą migrenę. Niepewność... Tak... Czułam się niepewna.

Jestem zwykłą dziewczyną. To świat się zmienił lub może po prostu prawda wyszła na jaw. Nic już nie będzie takie samo. Nikt nie pozostanie bierny.

Licho nie śpi... i nie tylko.

Nazywam się Jo Adams

i opowiem wam moją historię.

Schowana w szafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz