- Pewnie dużo na to idzie czarnej farby, co?

- Niekoniecznie. Myślisz o ogólnie utartym obrazie diabła. Osmalony facet z rogami, widłami i ogonem, czyż nie?

- Nie przypominam sobie innego. Czy i diabeł dostosowuje się do panującej mody?

- Nie, nie. Po prostu źródeł zła są tysiące.

Na parę minut Jonathan zapomniał o całym bożym świecie. Postać Romana wydała mu się fascynująca. Właściwie nigdy nie miał styczności z malarzami. „A jeszcze te diabły, to dopiero niesamowite!" – myślał wpatrując się w twarz naprzeciwko niego. Jerry nie podzielał zainteresowania przyjaciela, poświęcając uwagę spijaniu reszty piwa w kuflu.

- Zastanawiam się, czy ktoś taki jak Ty wierzy w Boga – Jonathan przerwał chwilę milczenia.

- Wierzymy w to, na co nie mamy dowodu istnienia.

- Odkąd usłyszałem, że w niebie nie ma płyt, to nie wierzę w żadne niebo. To przecież nie ma sensu! – Jerry powrócił do rozmowy, rozochocony wypitym trunkiem.

- Ty to zmienisz! – Jonathan pocieszył przyjaciela.

- A jakie jest Twoje zdanie? – Roman zwrócił się do Jonathana.

- Czy istnieje niebo? Pewnie! I Bóg też, ...i piekło.

- Wyznanie do pozazdroszczenia. A powiedz mi, jak wygląda według Ciebie piekło?

- Piekło, no... – Jonathan zawahał się.

- Brak muzy to prawdziwe piekło, no i piwa...– tym razem wtrącił się Jerry. – Kupić wam? A Ty Roman, co tak przy soczku?

- Dziękuję. Zostanę przy nim.

- A Ty, Jonny?

- Mam już dosyć. Coś dziś nie czuję się najlepiej.

- E tam. Idę po jeszcze jedno.

Gdy lekko zataczający się Jerry zniknął za ścianą, Roman powrócił do swojego ostatniego pytania:

- Więc co z tym piekłem?

- Głęboko pod ziemią, pełno lawy i gotujących się kotłów.

- Jedna z możliwości. A jakaś nam bliższa?

- Wojna.

- Brawo! Ale od wykładowcy na kolegium powinno się wymagać więcej...

- Choroba, tragedia ... śmierć?

- Chyba już załapałeś... I to wszystko trzeba wychwycić w odpowiedniej chwili.

- W chwili?

- No tak. Nic nie trwa wiecznie. A jeszcze jedno! Czasem maluję ludzi...

- Opętanych?

- Nie, nie. Nie wierz w te pierdoły o egzorcyzmach i innych herezjach. To o czym mówię to zło w czystej postaci. Człowiek pod postacią diabła, lub na odwrót – diabeł pod postacią człowieka...

Jonathan w momencie poczuł gęsią skórkę na całym ciele. Facet naprzeciwko niego naprawdę potrafił budować nastrój. I mimo, że Jonny miał już na karku trzydziestkę, przez chwilę przypominał małego chłopczyka słuchającego z zachwytem opowiadań dziadka. Każde słowo Romana zmieniało wyraz twarzy Jonathana, od zaciekawienia, poprzez wzburzenie, niedowierzanie, aż po silny strach. Jonathan łatwo ulegał wpływom innym, ale to, co uczynił z nim w przeciągu paru minut Laming, nie zdarzyło mu się nigdy. Dopiero ostatnie słowa Romana uświadomiły Jonathanowi, że może lepiej nie wgłębiać się w ten temat. Przedstawiony obraz był na tyle sugestywny, że mógł przerazić każdego. Jonny nie należał do zbytnio odważnych mężczyzn, więc miał na obecną chwilę dosyć. Ale nie słowa wywarły tak duże wrażenie na Jonathanie, lecz sama postać Romana Laminga, a właściwie zmiany, jakim ulegał podczas rozmowy. Jego wzrok stawał się jeszcze bardziej przenikliwy, a ciemna twarz zdawała się zlewać z mrokiem okrywającym zakątek, w którym siedzieli. Dużo gestykulował, unosząc się wręcz nad stołem i współrozmówcą. Niczym orzeł, spadający na ofiarę z wysokości, Roman był w swoim żywiole, przejmując stopniowo władzę nad Jonathanem.

- Resztę zostawię sobie na później. Myślę, że jeszcze się zobaczymy... – Roman tajemniczo zakończył rozmowę.

- Tak. Zapraszam do siebie, na kolegium.

I już go nie było. W głowie Jonathana wręcz kotłowało się od pytań Romana. Powtarzał sobie swoje ostatnie zdanie, które, mimo, że banalne, nie dawało mu spokoju. „Nie spytał nawet, czego uczę. Zaraz, zaraz, jak on powiedział? 'Od wykładowcy na kolegium powinno się wymagać więcej.' Chyba tak... Cholera, skąd on wiedział, że uczę?"

Dręczące rozważania przerwał mu Jerry.

- No już jestem, przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale...

- Nie szkodzi. Pogadaliśmy z Romanem o „bezeceństwach".

- A co, już go nie ma?

- Musiał wyjść.

- Szkoda, nie widziałem go od lat. Aha, muszę Ci opowiedzieć, co się stało. Idę, zamawiam piwo. Biorę kufel i nagle ... ciach, wylatuje mi z rąk. Wyobrażasz to sobie?

- Chyba trochę dzisiaj przesadziłeś...

- E tam, norma. Ale słuchaj, to nie koniec. Zamawiam następne, i już chcę odchodzić, gdy blondyneczka siedząca przy barze prosi mnie o papierosa. Sama zaczyna gadkę, że szkoda wylanego piwa i w ogóle. A ja w szoku. Laseczka ma dwudziestkę, no góra dwadzieścia dwa... Aż dziwię się, że ją nie zauważyłem wcześniej.

- Cały czas z nią gadałeś?

- Nawijała bez przerwy, wystarczyło tylko słuchać. Koniec końców, jestem z nią umówiony na weekend. Ale mam też coś dla Ciebie. Jenny ma wolną koleżankę. Podobno niezła. Ciemna blondynka o piwnych oczach.

- Wiesz, że mam do nich słabość...

- No to wypas. Pora się otrząsnąć, chłopie.

- Już po drugiej. Zwijamy się?

- Skoro musisz.

- Powiedz mi tylko coś jeszcze. Nie widziałeś Romana od dzieciństwa?

- Dwadzieścia lat.

- I nic mu o mnie nie mówiłeś?

Ale Jerry już nie odpowiedział. Nie całkiem prosto skierował się kuwyjściu.

Kamu telah mencapai bab terakhir yang dipublikasikan.

⏰ Terakhir diperbarui: Mar 29, 2016 ⏰

Tambahkan cerita ini ke Perpustakaan untuk mendapatkan notifikasi saat ada bab baru!

  Szybkość, z jaką zło ściąga nas w dół.  Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang