Rozdział 2

572 55 12
                                    


Miejscowa szkoła charakteryzowała się tym, że wchodząc na jej teren, niemalże od razu spotykało się któregoś ze swoich sąsiadów. Nikt nie był tutaj anonimowy, wszyscy znali się od urodzenia i wiedzieli o sobie bardzo dużo. Tak właśnie było w przypadku Haydena i Margo, ich domy ze sobą sąsiadowały, a Thomas często zostawiał swojego podopiecznego u państwa Moore, gdy ten był mały.

Nienawiść, jaką do siebie czuli mali sąsiedzi zrodziła się bardzo wcześnie, to właśnie wtedy zaczęli robić sobie psikusy, które z czasem przekształciły się w niemalże profesjonalne podkładanie sobie świń. Zdarzało się, że wylano na kogoś łajno, doprawiono deser pieprzem, albo dosypano niebieskiego barwnika do basenu. Ten ostatni psikus był dziełem Margo, która z zadowoleniem obserwowała jak Hayden przez tydzień chodził cały niebieski, wyglądając jak Avatar, bohater filmu z początku XXI wieku. Tak, to były zamierzchłe czasy młodości jego rodziców, dlatego na początku nie wiedział, o czym mówi rozbawiony Thomas, dopiero później sprawdził co to za film i... Miał ochotę udusić Margo.

Tak było przez cały okres ich znajomości, któreś z nich zawsze było poszkodowane. Na ostatni dzień w szkole, Hayden nie zaplanował dla niej żadnego świństwa, chociaż jeszcze nie miał okazji przetestować małych robaczków, które wrzucone do szafy z ciuchami mogły zdziałać cuda. Musiał jednak odpuścić sobie ten żart, bo jego głowę zapełniała tylko jedna myśl, chciał uciec.

– O! Zło wcielone raczyło dzisiaj przyjechać o czasie – usłyszał przesiąknięty jadem głos dziewczyny, wpatrującej się w niego z podejrzliwością.

Zmierzył uważnym wzrokiem niewielkich rozmiarów szatynkę i odganiając od siebie myśl o tym, że musi robić zakupy w sklepie dla krasnalów, powiedział:

– Spokojnie, tym razem nie wystrzelą ci z szafki żadne zielone gluty, może nie pamiętasz, ale nigdy nie powtarzam swoich żartów.

Dziewczyna zmrużyła oczy i zmarszczyła nos, próbując w ten sposób przejrzeć chłopaka na wylot i sprawdzić, czy mówi prawdę. Mimo wszystko i tak postanowiła oddelegować kogoś do otwarcia szafki, bo w końcu lepiej, żeby ktoś inny ucierpiał przez żart Haydena.

Nie rozumiała, co się stało z jej nieznośnym sąsiadem, ponieważ chyba pierwszy raz w życiu nie odpowiedział na jej zaczepkę, nie nazwał jej chochlikiem, wrzodem na tyłku ani nawet czarownicą. I jeszcze ten uśmiech, zanim odszedł... Coś było nie tak i postanowiła dowiedzieć się, co się takiego stało, bo nikt jej nie wmówi, że z dnia na dzień stał się dojrzały.

– Marg, przyniosłem ci ciasteczka z twojej ulubionej...

– Dzięki, Ben – urwała w pół zdania swojemu chłopakowi i przechwytując od niego papierową torebkę, szybko podążyła w stronę szkoły.

Plan był taki, wspólne zajęcia po raz pierwszy w życiu miały się jej na coś przydać, bo bez zwracania na siebie uwagi, mogła przyglądać się swojemu podejrzanemu. Postanowiła też w dyskretny sposób wyciągnąć coś od jego przyjaciół, jednak z tym mogła mieć mały problem, ponieważ wszyscy wiedzieli o tym, że ich nadmierne zainteresowanie sobą nie wróżyło niczego dobrego. Mogło to oznaczać tylko jedno, przygotowania do nowego żartu.

Tak, ich znajomość była już legendarna.

Na pierwszych zajęciach obserwowała z zaskoczeniem chłopaka, który interesował się, bardziej niż zazwyczaj, wykładem dotyczącym Stanów Zjednoczonych. Podobnie było na kolejnych zajęciach, gdzie bez żadnych mizernych dowcipów pokroił żabę, a na fizyce nawet sam zrobił zadania.

– Niewiarygodne – szepnęła do siebie po lekcji, wychylając się zza ściany i obserwując, jak jej wróg idzie w głąb korytarza.

– Znowu prześladujesz największe ciacho w szkole?

Margo podskoczyła jak oparzona i odwróciła się w stronę przyjaciółki. Ruby miała zdecydowanie za długą grzywkę i zbyt mocny makijaż, ale i tak była piękna. Szkoda tylko, że musiała zakochać się właśnie w Haydenie, który jej nie dostrzegał.

– On coś kombinuje.

– Może po prostu ma dobry dzień.

– A to niby z jakiej okazji?

– Jego urodzin – powiedziała Ruby ze śmiertelną powagą. – Cała szkoła o tym mówi, kumple z drużyny chcą mu zrobić jakąś niespodziankę, ale nikomu nie zdradzili żadnych szczegółów – dodała zawiedziona.

– To nie to – powiedziała pewnie Margo i ignorując obgryzającą paznokcie przyjaciółkę, poszła poszukać Bena.

Tymczasem Hayden wymknął się ze szkoły. Uciekł tylko z ostatnich zajęć, ale było mu to potrzebne, ponieważ potrzebował zajechać do pobliskiego sklepu po parę rzeczy, które w jego mniemaniu powinny mu pomóc w czasie ucieczki. Kupił jedzenie, trochę owoców i środki czystości, a potem wszystko to zapakował do prawie pustego plecaka. W domu był około drugiej po południu, więc resztę czasu poświęcił na zrobienie sobie kanapek i spakowanie ciuchów do największej sportowej torby, jaką posiadał.

Thomas niczego nie zauważył, bo go nie było. W domu panowała przerażająca cisza, sprawiając, że chłopak poczuł się nieswojo. Wyszedł na korytarz i stanął na krawędzi schodów, z których miał widok na sporą część parteru.

Pusto.

Wujek nie siedział w kuchni, próbując coś ugotować ani nawet nie czytał książki w salonie. Dom wyglądał jak opuszczony przez wszystkie, nawet najmniejsze formy życia. Było to dosyć dziwne, patrząc na to, w jakim stanie rano zastał Thomasa.

– Może to nawet lepiej – przekonywał samego siebie. – Jeżeli nie zobaczy mnie, to może nie będzie mu przykro, że go opuszczam w taki sposób.

Hayden wyjrzał przez małe okno w korytarzu. Nadeszła noc, nie było sensu przedłużać tego, co i tak było nieuniknione. Wrócił się do pokoju, zabrał torbę i plecak, po czym wyszedł z domu, wrzucił wszystko na tylne siedzenie ubrudzonego SUV-a i zapiął granatową kurtkę. W międzyczasie zmaterializowała się przed nim mała istotka, na której widok podskoczył przerażony. Dopiero po chwili uśmiechnął się ciepło, gdy rozpoznał swoją sąsiadkę.

– Co ty tutaj robisz, kurduplu?

– To ja się pytam, co jest w tych torbach i co ty wyprawiasz?

– Nie powinno cię to obchodzić.

– Jak sobie chcesz – powiedziała, walcząc ze swoimi emocjami. Wpatrywała się uparcie w twarz chłopaka i próbowała znaleźć w niej coś, co zaprzeczyłoby jej podejrzeniom. – Pamiętaj tylko, że jeżeli zrobisz coś głupiego, to najbardziej na tym ucierpi Thomas. W końcu to on poświęcił się, żeby cię wychować, powinieneś być mu za to wdzięczny.

– I jestem – szepnął, patrząc w ziemię. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona go przejrzała.

– Mam taką nadzieję, bo jeżeli uciekniesz, to miejscowi są w stanie uwierzyć w to, że zakopałam cię w ogródku. – Margo siliła się na lekki ton, jednak nie potrafiła ukryć drżenia głosu.

Przestając nad sobą panować, podbiegła do chłopaka i objęła go w krótkim uścisku. Chwilę później już jej nie było, a Hayden stał nieruchomo i wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęła dziewczyna. Nigdy wcześniej nie podejrzewał, że zrobi mu się przykro na myśl, że prawdopodobnie nigdy już jej nie zobaczy.

– Muszę to zrobić – powiedział, próbując przekonać samego siebie. Chwilę później jechał już samochodem, na zawsze opuszczając małe miasteczko, z którego pochodził.

A

Kochani życzę Wam wszystkiego dobrego, wesołych świąt :)
Jak Wam się podobał rozdział? Niedługo zacznie się więcej dziać. No chyba, że za szybko wszystko się dzieje, to mogę przedłużyć :D


Kroniki Nefilim: MścicielWhere stories live. Discover now