ROZDZIAŁ 2

8.8K 772 521
                                    

W powietrzu unosił się zapach deszczu i mokrej trawy. Wzięłam głęboki wdech, aby poczuć coś przyjemniejszego niż smród demonicznej siarki. Mężczyzna szedł parę kroków przede mną. Kroczył dumnie i pewnie, zupełnie jakby nie obawiał się zagrożenia, jakie mogło czyhać w ciemnościach. Domyśliłam się, że zazwyczaj to on był tym niebezpieczeństwem. Jednak tego dnia trafił na kogoś gorszego. Niestety przytrafiłam mu się JA.

Odczekałam, aż minęliśmy tereny zabudowane, a kiedy mój „cel" skręcił w niewielki leśny zagajnik, przyspieszyłam, by stanąć z nim twarzą w twarz. Nie zwlekałam ani chwili. Odbiłam się nogami od wilgotnego podłoża i, robiąc salto, znalazłam się dokładnie naprzeciwko niego. Nie zauważyłam strachu w jego oczach, ale dostrzegłam, że lekko się wzdrygnął.

Aby nie tracić cennej przewagi, wyciągnęłam dłoń i obsypałam go swoją tajną bronią. Była to mieszanka mirry, szałwii, bukszpanu oraz jakichś sekretnych składników, którą od lat przyrządzał dla mnie Leo. Nie miałam szarego pojęcia, co jeszcze się w niej znajdowało, lecz skoro doskonale spełniało swoją funkcję, nie widziałam powodów, dla których powinnam się tego dowiedzieć.

Ten ziołowy shake nie był co prawda w stanie zabić demona, za to unieruchamiał go na kilka minut, czyli dokładnie na tyle, ile potrzebowałam, by zadać mu trochę nurtujących pytań. Pewnie, pentagram także byłby tu na miejscu, jednakże spójrzmy prawdzie w oczy: jaka piekielna kreatura zamierzała grzecznie czekać, aż skończę go rysować?

– Kurwa! – krzyknął nieznajomy, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.

– Spieszysz się dokądś? – przemówiłam z ironią. Obserwowałam, jak próbował się wyrwać, nie wykonując przy tym nawet najmniejszego ruchu.

– Kim jesteś i czego chcesz? – warknął.

– Jestem Nocną Zmorą.

– Nocną Zmorą? – powtórzył z drwiną. – To coś jak Greenpeace?

– Jasne. A czy oni umieją tak? – Zbliżyłam się do niego o krok. Wyjęłam sztylet, po czym zaczęłam wymachiwać nim na prawo i lewo, aby dostrzegł jego złoty blask.

– Odłóż to żelastwo, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę, skarbie.

Odłożyłam, ale nie dlatego, że on tak chciał. W momencie, w którym moja skóra zetknęła się z rękojeścią, obudził się we mnie niemal pierwotny instynkt, błagający o zaspokojenie potrzeby zabijania. Mój organizm działał w ten sposób za każdym razem, kiedy w grę wchodziła piekielna stal. Tego dnia niestety nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wczesną chwilę zapomnienia i poddanie się własnej naturze. Miałam do wykonania coś więcej niż tylko standardowe polowanie.

Schowałam broń. Spojrzałam na mężczyznę, powoli wkładając dłonie do kieszeni.

– Czego szukasz w tych okolicach? – zagadnęłam chłodno.

– Nie twój zasra... Ała! – krzyknął, rzucając mi wściekłe spojrzenie. – Zabieraj to cholerstwo ode mnie!

– Wyluzuj! – Zamachałam na wpół opróżnioną buteleczką. – To tylko odrobina święconej wody. Przecież nie zrobi ci większej krzywdy.

– Ale piecze...

Beksa!, cisnęło mi się na usta, lecz ostatecznie zachowałam tę uwagę dla siebie.

– Więc? Co tutaj robisz? – zapytałam. – Jaką diabelską intrygę czy inny przewrót planujecie tym razem?

– Nic wyszukanego – mruknął. – Garstka zaległych dusz do odebrania, trochę nowych umów do podpisania, takie tam „normalne sprawy", bym powiedział.

Tylko Żywi Mogą Umrzeć - Tessa Brown - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz