Rozdział 2.

7 0 0
                                    

  W końcu nadszedł dzień mojego wyjazdu do Warszawy, nawet nie zauważyłam jak szybko ten czas minął. Dzień był pogodny, niebo praktycznie bezchmurne. Z samego rana około godziny 08:00 spotkałam się z Wiktorią w malutkim parku na przeciw mojego domu. Było to nasze ostatnie spotkanie przed wyjazdem, nie ukrywam, że będzie mi jej brakowało, ale tak na prawdę w życiu człowiek zawsze jest sam i musi sobie radzić... Nie żegnałam się z innymi znajomymi, bo ich nie miałam, niestety. Spędziłam trochę czasu z Wiktorią a następnie wróciłam do domu i jeszcze raz przejrzałam moje bagaże, by upewnić się, że wzięłam wszystko.  Moi oboje rodzice pracują i zarabiają sporo pieniędzy, dlatego też dali mi kilka stów na dobry początek, żebym mogła zapewnić sobie jedzenie i inne tego typu sprawy. Wydaje mi się, że pierwszy raz w moim życiu byłam tak bardzo szczęśliwa... Była godzina około 12 gdy moja mama weszła do pokoju i poinformowała mnie, że za piętnaście minut wyjeżdżamy. Do Warszawy mamy około 600 kilometrów, więc będziemy jechać dość długo. Mój tato ma dziś w pracy zmianę na 19:00, więc muszą się śpieszyć, powiedzieli mi, że zawiozą mnie do centrum i bez zachodzenia do mieszkania wrócą do domu. Ciekawe czy zdążę się w ogóle z nimi pożegnać...

   Jesteśmy już w drodze do stolicy, jedziemy około godziny. Cały czas patrzę się w szybę jakbym nie wiadomo co tam widziała. Czuję się... dziwnie, myślę o tym jak będzie od teraz wyglądało moje życie... Czy dużo się zmieni? Tego nie wiem... Ale boję się przyszłości... Czy jak wrócę będę pamiętać Wiktorię? Może ona znajdzie nowych znajomych w Łodzi... No właśnie! Wiktoria! Kompletnie o niej zapomniałam! Przecież ona też dziś wyjeżdża! Na pewno jest już w drodze... Chwyciłam telefon i napisałam do niej sms'a - "Cześć! Jedziesz już? Masz czas pisać?". Czekałam przez chwilę na odpowiedź, myślałam, że nie odpisze. Po około piętnastu minutach usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości - "Cześć. Nie, nie jadę i nie mam czasu... Przepraszam, mogłabym zadzwonić do Ciebie wieczorem, bo chciałabym z Tobą porozmawiać?". Wystraszyłam się. Wiktoria  tak długo czekała na ten wyjazd, był on jej marzeniem... Więc co mogło popsuć jej plany? Przez całą resztę drogi myślałam o Wiktorii, zastanawiałam się co mogło się stać... Martwiłam się. W końcu to moja przyjaciółka i jej problemy to także moje problemy.

   Dojechaliśmy. Tato zaparkował przed budynkiem, w którym od dziś będę mieszkać. Wyszłam z samochodu i otworzyłam bagażnik. Rodzice pomogli mi wnieść wszystkie torby do mieszkania. Znajdowało się one na trzecim piętrze, więc nie było ciężko wejść. Wyjęłam telefon, by sprawdzić godzinę - 15:49.

- Może zostaniecie na chwilę? - spytałam się rodziców.

- Bardzo byśmy chcieli słońce, ale tato spóźni się do pracy... Przykro nam. - odpowiedziała mama ze smutnym uśmiechem.

- No trudno... Lepiej już idźcie.

Pożegnali się ze mną i wrócili do samochodu... Poczułam ogromną pustkę. Od teraz wchodząc z rana do kuchni i robiąc śniadanie nie spotkam ich, nie pogadam z nimi, nie będę widzieć ich uśmiechu... Ale muszę nauczyć się z tym żyć!

   Pomyślałam, że muszę się trochę odstresować, więc wyszłam na miasto. Idąc Warszawską ulicą podeszła do mnie dziewczyna... Miała czarne jak węgiel włosy, kolczyk w nosie i wystający w połowie tatuaż czarnej różny na udzie spod poszarpanych spodenek. W ręku trzymała kolorowe ulotki. Dała mi jedną z nich i gwałtownie odeszła. Na ulotce pisało coś o jakiejś imprezie.

"Impreza promująca otwarcie nowego Studia Tatuażu "Tattoo".

Odbędzie się 20 lipca 2015r. czuli już jutro od godziny 20:00 do około 02:00!

Na Stadionie Narodowym w Warszawie!

Zapraszamy wszystkich! Właściciel studia.

Adam Poznański."

Tego mi brakowało! Co prawda nie lubię dużych i tłocznych imprez, ale muszę się jakoś rozkręcić, w końcu jestem w Warszawie! Wydaje mi się, że nie mam za dużo sukienek na takie wydarzenia, więc przydałoby się zrobić zakupy. Weszłam do galerii i zaczęłam rozglądać się za właściwym sklepem. W końcu udało mi się jakiś znaleźć. Przez około godzinę szukałam właściwej sukienki, aż znalazłam idealną. Była czarna, sięgała mi przed kolana, bez ramiączek, ścisła w pasie i ze skórzanymi wstawkami. Przymierzyłam ją i nie chcę się przechwalać, ale wyglądałam w niej cudownie. Do tego kupiłam czarne rajstopy i zwyczajne szpilki. Przeszłam się też do sklepu kosmetycznego i kupiłam czerwoną szminkę i paletę z ciemnymi cieniami. Nie znam się dobrze na makijażu, ale umiem się malować.

   Wróciłam do mieszkania... Wyjęłam telefon, zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń od Wiktorii i dwa sms'y - "Czemu nie odbierasz? Miałyśmy porozmawiać.", "Halo! Julka! Coś się stało?" Próbowałam oddzwonić, ale nie odbierała... Kiedy przebrałam się w piżamy usłyszałam wibrowanie telefonu. "To Wiktoria!" - pomyślałam. Nie myliłam się, odebrałam natychmiast.

- Halo! Cześć Wiktoria!

- Cześć, czemu nie odbierałaś wcześniej?

Nie chciałam mówić jej o zakupach, więc wymyśliłam na szybko jakieś kłamstwo.

- Przepraszam, ale gdy tylko rodzice pojechali położyłam się spać, wstałam przed chwilą. Byłam bardzo zmęczona po całym dniu. - skłamałam niechętnie.

- Dobrze... Masz czas porozmawiać?

- Oczywiście, mów o co chodzi. - powiedziałam.

- Napisałam Ci, że nie jestem w Łodzi, nie mogłam jechać z jednego strasznego powodu... - czułam, zę zbiera się jej na płacz.

- Wiktoria! Mów! Co jest?

- Z rana moja mama pojechała do sklepu, wracając miała wypadek, na szczęście jakiś przechodzień to zauważył i zadzwonił na pogotowie, zawieźli ją do szpitala, stamtąd zadzwonili do taty. Od razu pojechaliśmy do mamy. W wypadku w jej samochód wjechała ciężarówka, popchnęła go i walnął w słup. Zrobili mamie prześwietlenie czaszki. Ma na niej guza, jest cała obita i może to spowodować krwiaka. Czasami ma lekkie zaniki pamięci. Jestem właśnie sama w domu, tata jest w szpitalu. Mamie robią kolejne badania. Julka, boję się, nie wiem co mam robić... Pomóż mi! - płakała...

- O Boże! Kochana! Taki mi przykro. Pamiętaj, że jestem z Tobą i będę Ciebie wspierać! Wiesz czemu kierowca tej ciężarówki wjechał w samochód Twojej mamy? - nie wiedziałam co powiedzieć.

- Badali poziom alkoholu w jego krwi, ale nic nie wykryli. Policja podejrzewa, że mógł to zrobić specjalnie. Moja mama leży w szpitalu w tragicznym stanie, a on nie ma nawet rysy! Podobno na zeznaniach mówił, że zna moją mamę i byli kiedyś razem... - płakała nadal.

- Ale z niego sukinsyn! Specjalnie powiadasz? Ach... Co za idiota! - nie wieżę w to, co powiedziałam.

- Proszę Cię... Te wulgaryzmy są niepotrzebne, to do Ciebie nie podobne! - krzyknęła z płaczem.

- Tak, wiem. Przepraszam, ale to jakiś okropny koleś.

- Jasne. Muszę kończyć, tato napisał, żebym przyjechała do mamy bo są wyniki kolejnych badań.

- Okej. To na razie.

   Nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym co stało się z mamą Wiktorii, ale też o jutrzejszej imprezie... Zapaliłam sobie świeczkę i postawiłam na szafce, przy łóżku. Kiedy poczułam że zasypiam, zgasiłam ją. To na tyle z tego męczącego dnia... Dobranoc.

Adulthood...Where stories live. Discover now