Rozdział 2

346 19 6
                                    

Ludzie zaczęli się zbierać do domu Alana. Właściwie dom to za mało powiedziane, to jest willa którą zostawili jego dziadkowie w spadku jego rodzicom. Dokładnej wartości tego budynku nie znam ale coś grubo ponad 5 milionów dolarów. Willa, pałac- różnie to ludzie nazywają- ma około pięćdziesięciu lat może trochę więcej. Dziadkowie Alana zaprojektowali, wybudowali i udekorowali cały dom, choć teraz wszystko wygląda inaczej bo wizja jego mamy była troszkę inna niż jej własnej matki. Willa jest brązowo biała, do drzwi głównych prowadzi długa dróżka, wyłożona kamieniem, a na środku placyku stoi fontanna z nagim aniołem. Zaraz za nią są schody prowadzące do drzwi, a po dwóch stronach schodów ogromne kolumny. W środku połączenie nowoczesności z XX wiekiem. Jest tutaj tyle pokoi, że już nawet sam nie pamiętam gdzie co jest. Są dwa piętra, na samej górze nikt nie mieszka, na pierwszym Alan i rodzice mają swoje sypialnie, a parter wiadomo: salon, kuchnia, łazienka. Choć ogólnie jest tutaj może ze sześć łazienek. Więc, jeżeli kilku osobom chce się rzygać na imprezie to nie ma o co się martwić, jest gdzie.

Stałem przed lustrem w salonie Alana i poprawiałem włosy. Moje ramiona ozdabiała czarna skórzana kurtka, a pod nią biały podkoszulek do tego ciemnie jeansy i skórzane czarne buty za kostkę. Wyglądałem bardzo atrakcyjnie i seksownie, w moim przekonaniu zapewniały mnie dziewczyny które wchodziły do pokoju i spoglądały na mnie głodnym wzrokiem. Uwielbiałem ten moment kiedy do nich mrugałem, a one z chichotem się peszyły. Było kilka które mógłbym zabrać do góry do sypialni, ale to dopiero po ich trzecim drinku.

Mój przyjaciel śmignął za mną nawet mnie nie zauważając.

-Mam tu tak stać o suchym pysku, czy gospodarz sobie wreszcie przypomni i honorowym gościu ?!- krzyknąłem do niego ciągle zapatrzony w lustro.

-Jak ciągle będziesz się przeglądał w tym lustrze to w końcu pęknie od tej twojej krzywej mordy! - zbeształ mnie, nie daruje mu tego

-Może naprostujemy twoją ?!- rzuciłem się na niego. Alan starał się utrzymać równowagę, ale ostatecznie skończył na ziemi. Siedziałem na nim i starałem się go uderzyć, ale spryciaż wiedział gdzie uderzę. Zaczął się szarpać.

-No dawaj lalusiu! Tylko na tyle cię stać ?! - prowokował mnie.

Alan jest takiej samej postury jak ja, może nawet troszkę bardziej umięśniony. Różnimy się z wyglądu- On jest blondynem, ja brunetem, on ma niebieskie oczy, ja mam prawie, że czarne, on wolałby siedzieć przed kompem, ja natomiast uwielbiam biegać. Ale mimo to, że wolałby siedzieć przed kompem to chodzi na zapasy, co właśnie teraz pokazuje.

Założył mi chwyt na rękę tak, że nie potrafiłem nią poruszyć po kilku sekundach moja twarz przylegała do podłogi, a Alan siedział na mnie okrakiem trzymając moją prawą rękę i lewą nogę. Wiem, że to co pokazał przed chwilą to nic w porównaniu co jest u niego na treningach, ale i tak bolało jak cholera. Nie wytrzymałem nawet trzydziestu sekund kiedy zacząłem klepać w podłogę wolną ręką. Puścił mnie.

-Pieprzony zapaśnik!- powiedziałem kiedy wstawałem i otrzepywałem spodnie. Alan się uśmiechnął.

-Może przynieść ci coś do picia bo widzę, że się trochę zmęczyłeś- żartował sobie ze mnie

-Ale wciąż mam jeszcze siły, żeby ci przyłożyć- odgryzłem się, z uśmiechem na twarzy

-Nie strasz, nie strasz bo...

-To co z tym piciem ?- odezwał się ktoś zza moich pleców. Odwróciłem się i zobaczyłem rudowłosą dziewczynę w czarnych troszkę za obcisłych spodniach i bluzce i na kilkucentymetrowych szpilkach.

-Jest tam gdzie zawsze.- opowiedział- W kuchni. Chodźcie naleje wam.

Kiedy wychodziłem z kuchni, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Brunetka sprzed szkoły, stała tutaj i gadała z kolesiem w kwadratowych okularkach, koszuli w czerwoną kratę i niebieskich jeansach... rozmawiała z Berrym?! Największym przydupasem w całej szkole? Zamrugałem szybko kilka razy, żeby się upewnić, że dobrze widzę. Obok nich stała jakaś dziewczyna i z nimi rozmawiała, kojarzyłem ją ze szkoły. Również brunetka, z twarzy nawet ładna, ale nie tak jak „nowa".

Tylko Ona...Where stories live. Discover now