-2-

8.9K 442 105
                                    

Tak sobie żyć będziem,

Modlić się, śpiewać, pleść stare powieści,

Śmiać się do złotych motylów i słuchać,

Jak prostaczkowie opowiadać będą,

Co się u dworu dzieje, kto wygrywa,


Kto traci, kto jest w łasce, kto w niełasce.


William Shakespeare

- Król Lear

***

- I powiedziała Ci, że nigdy nie będzie twoją zasraną dziewczyną?

- Właśnie. Nie wiem, wszystkie laski na jej miejscu już dawno by z mną były, a ona mnie olewa.

- Od trzech lat, stary. Odpuść ją sobie.

- A myślisz, że nie próbowałem? Ona mnie ekscytuje. Jest w niej coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegłem u żaden innej dziewczyny.

- Co? To, że ma Cię w czterech literach?

- Nie pomagasz, Mike - powiedziałem rozciągając się na łóżku.

Siedzieliśmy w moim pokoju. Było to nieduże pomieszczenie. ściany pomalowane na blado- niebieski kolor, ciemne panele, okno wychodzące na wschód. Ściany w przeważającej części pokryte były plakatami moich ulubionych zespołów między innymi Arctic Monkeys, Pink Floyd i Nirvany. Po lewej od drzwi stało jednoosobowe, drewniane łóżko, zaś po lewej stara szafa obwieszona plakatami i biurko. Na tym kończyło się moje małe królestwo. - A po za tym, pamiętaj, ja nigdy się nie poddaje.

- Zdążyłem zauważyć - bąknął. Nie mógł tego przeoczyć. W końcu to on za każdym razem wyciągał mnie w kłopotów.

- A co tam z Sarah? - zapytałem, świadomie sprowadzając naszą rozmowę na inne tory.

- Nic. Ja do niej nie zagadam. Znasz mnie, nawet jeśli do niej podejdę, to znowu rzucę coś głupiego rodem z nieśmiesznej komedii - wybuchnąłem śmiechem przypominając sobie jedną z jego próby podrywu tej dziewczyny.

- Ej stary a pamiętasz to, kiedy zapytałeś ją: Jadasz czasem w McDonald's? Na co ona odpowiedziała: No czasami, ale o co chodzi?

- Ta, pamiętam, Gdybyś była kanapką nazywałabyś się McBeauty. -  Po raz kolejny wybuchnąłem śmiechem, po chwili Mike też. Zawsze tak było, śmialiśmy się z naszych porażek, bo przecież nie mogliśmy płakać, a ludzie o wszystkim prędzej czy później zapominają. - A pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? Podszedłeś do mnie z pytaniem, czy mam szlugi, a kiedy powiedziałem, że nie, a Ty chciałeś mi przywalić, powiedziałem, że znam jedno miejsce, w którym je dostaniesz.

- Ta i tylko dlatego wtedy nie zrobiłem Ci krzywdy. - Uśmiechnąłem się do wspomnień. - Poszliśmy do tego sklepu i kiedy powiedziałem kobiecie za ladą, że chcę Lucky Strike, poprosiła o dowód a ja...

- A Ty do niej, że jeśli dodać wiek nas dwóch do siebie, moglibyśmy być jej ojcem.

- Wtedy powiedziała, że palenie grozi rakiem, a ja stwierdziłem, że zawsze chciałem mieć zwierzątko. - Znowu oboje parsknęliśmy śmiechem.

- Widzisz stary, prawdziwe przyjaźnie zaczynają się próby morderstwa.

Wtedy mój telefon wydał z siebie dźwięk świadczący o tym, że ktoś sobie o mnie przypomniał i napisał.

Od: Cara

Hej Sarah, jest piątek a ja siedzę w domu. Wyskoczymy gdzieś?

Do: Cara

Nie jestem Sarah, ale zaraz będę, Delevingne.

***

Nie. Nie. Nie. Nie ten numer, cholera. Cara, Ty głupia idiotko, napisałaś do Dylana! O'Brien zaraz u Ciebie będzie.

Zeszłam na dół czekając w zdenerwowaniu, aż zadzwoni dzwonek do drzwi. Zadzwonił po 10 minutach. Przeczesałam włosy palcami i podeszłam do drzwi.
- O'Brien. - Uśmiechnęłam się ironicznie.

- Delevingne, ślicznie wyglądasz - dopiero wtedy doszło do mnie, że mam na sobie stary dres i bluzkę z odrobinę za dużym dekoltem.

- Wchodzisz czy zostajesz? - Wszedł do mojego domu i rozejrzał się z ciekawością.

- Ładnie tu masz - powiedział, wieszając kurtkę na haczyku.

- Chcesz coś do picia? - Zapytałam tak, jak gdyby ten w ogóle się nie odezwał.

- Nie, dzięki.

- To chodź. - Poszedł za mną do mojego pokoju.

To będzie bardzo długi wieczór, w bardzo niemiłym towarzystwie, pomyślałam.

Your Bad Boy || Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz