POV Linzy
Pierwsze co usłyszałam dzisiejszego dnia, to budzik. Nieprzyjemny, wkurzający wszystkich dźwięk uderzanych o siebie metalowych części. Zirytowana tą jakże niespodziewaną pobudką uderzyłam w przedmiot i brutalnie uciszyłam je na kilka godzin. Kilka chwil poleżałam i zaczęłam się szykować na dzisiejszą uroczystość.
Wzięłam szybki prysznic jak na mnie, ubrałam się w przyszykowany już wczoraj zestaw ubrań i zaczęłam się malować. Przez cały czas zastanawiała się, jak to będzie w tym roku. W końcu to przed ostatnia klasa liceum, więc trzeba zacząć się podlizywać nauczycielom. Tylko jak to zrobić, by się nie domyślili. Miałam wiele pomysłów, lecz wiedziałam, że większość z nich nie zadziała, bo nauczyciele znali mnie aż za dobrze. Nic na to nie można poradzić biorąc pod uwagę to, że mieszkam w małym miasteczku o jakże zachęcającej nazwie Hantwell. Znajduje się ona blisko Parku Narodowego Denali. Małe miasteczko na odludziu, przez które przejeżdżają jedynie ci, którzy chcą jak najszybciej uciec z tego zimowiska. Czasami chciałabym podążyć za nimi.
Kiedy tylko skończyłam całe przygotowywanie do tej jakże wielkiej okazji zwanej rozpoczęciem roku, postanowiłam, że zejdę na dół i sprawdzę, w jakim stanie ostała się kuchnia.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Zobaczyłam matkę stojącą przy kuchence i ojca, który siedział przy stole i w swoim zwyczaju przeglądał gazetę. Podeszłam do mamy i dałam jej buziaka zabierając przy okazji kubek z kawą i podeszłam do taty. Usiadłam przy stole naprzeciwko niego i popijając kawę zaczęłam smarować sobie tosty dżemem.
- Coś nowego? - spytałam odkładając nóż na talerz. Wzięłam tosta i zaczęłam się nim zajadać. Tata natomiast przewrócił stronę.
- Nic takiego oprócz tego, że pojawili się nowi w miasteczku. - powiedział jakby mówił o zaginionym kocie pani Howard. Zakrztusiłam się tostem. Wytarłam pozostałości w najbliższą chusteczkę i spojrzałam zaskoczona na tatę.
- I wiesz to od...?
- Od wczoraj. Widziałem, jak przez naszą dzielnicę przejeżdża wóz od przeprowadzek i parkuje przy ostatnim domu... wiesz, tym, z którego ostatnio wynieśli się Martinowie. Za autem jechał czarny peugeot i biały sedan. Kiedy sąsiedzi wysiedli ze swoich cacuszek, zobaczyłem dwójkę małżonków i chyba ich syna. Chyba jest w twoim wieku. - powiedział. Po chwili podskoczył i spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - I jeszcze bliźniacy, którzy przyjechali tutaj dwa dni temu. Zamieszkali w starym domu pani Shark. Dosyć młodzi, chyba świeżo po studiach. Słyszałem, że dziewczyna ma zastąpić waszą pielęgniarkę. Biedaczyna była już zbyt stara, by pracować i poszła na emeryturę. - dodał wracając do gazety. Patrzyłam na niego zaskoczona. Tyle się stało przez te dwa dni w Hantwell. Gdzie ja wtedy byłam? A no racja. Jezioro Drashner. Nocne popijawy, chore historyjki o duchach i kąpanie nocą w jeziorze. Jak mogłam zapomnieć. Nie dziwię się teraz, że nie wiedziałam o tym. Musiałam sprawdzić tego nowego.
Ktoś z zewnątrz to nowość, a znając dziewczyny nie będą chciały popuścić i rzucą się na niego. Trzeba opracować nową technikę.
- Linzy, spóźnisz się do szkoły. - powiedziała mama nie odwracając się do mnie. Spojrzałam na zegarek. Niedługo będzie rozpoczęcie roku, a ja jeszcze w domu siedzie.
Szybko wstałam od stołu, ubrałam buty i wyszłam. Przez całą drogę myślałam o tym, jak zagadać do nowego. Biedak będzie czuł się osaczony przez wszystkich. Przywitać go jako członka grupy? Nie. Pomyśli, że oszalałam. A może nie zwracać na niego uwagi? Biorąc pod uwagę, ile osób będzie mu truło, to to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Uśmiechnięta i zdeterminowana wkroczyłam na teren liceum Hantwell.
YOU ARE READING
Colores
RomanceBarwy. Linzy i Alex. Wszyscy wiemy jaki ten świat jest nietolerancyjny. Sądzicie, że sobie tak po prostu przyjmą kogoś co są od nich lepsi? Czy przyjmą takie istoty jak Barwy? Fantasy, romans... dramat, humor. Jak sobie poradzi nastolatka z burzą h...