Rozdział 18 część I

Start from the beginning
                                    

*

Neville i Daphne po lekcjach wybrali się na spacer skrajem zakazanego lasu. Na pewno woleliby chodzić po ciepłych korytarzach Hogwartu, czy posiedzieć w bibliotece. Jednak nie mogli sobie na to pozwolić. Neville był pewny, że ich związek wywoła skandal, znajdą się na celowniku nie tylko Ślizgonów, ale również Gryfonów. Nie chciał narażać Daphne na jakiekolwiek przykrości, toteż wolał utrzymać wszystko w tajemnicy. Choć czasem rozmyślał jakby to było, gdyby mógł złapać ją za rękę na korytarzu. Gdyby mogli razem odrabiać lekcje w bibliotece, gdyby mógł skraść jej kilka pocałunków w Wielkiej Sali. Rozmarzył się.

– Nie wierzę, że to już pełne dwa miesiące, szybko to wszystko zleciało – trajkotała wesoło Daphne, ciągnąć go w stronę Bijącej Wierzby. Raczej nikt z młodzieży nie zapuszczał się w tamtą okolicę, toteż zakochani mogli czuć się bezpiecznie i uniknąć ciekawskich spojrzeń.

– Nigdy bym nie przypuszczała, że będę z kimś tak...

– Beznadziejnym? – podpowiedział Neville pół żartem pół serio. Daphne skrzywiła się i przystanęła, zmuszając chłopaka, żeby też się zatrzymał. Osłaniały ich dziko rosnące krzewy.

– Z kimś tak wspaniałym. Z kimś, kto mnie rozumie i dba o mnie, a jednocześnie nosi ten brzydki czerwony krawat – powiedziała, stając na palcach, aby go pocałować. Neville nie miał szans odpowiedzieć, toteż tylko pochylił się na niższą od niego o głowę Ślizgonką i przyciągnął ją do siebie.

– Ładnie ci nawet w czerwonym – mruknął jej do ucha, a potem zdjął swój gryfiński szalik i owinął nim Daphne tak szczelnie, że żaden lodowaty podmuch wiatru nie był jej już straszny. Dziewczyna skrzywiła się, oglądając burgunowo-złoty materiał.

– Co tu się, na Salazara, wyprawia! – Usłyszeli zaskoczony głos, na kilka sekund ich zmroziło. Nie wiedzieli, co robić, ale już po chwili Daphne się odwróciła, jednak widok zasłaniał jej pień potężnego drzewa i krzewy. Neville puścił jej rękę, wciąż nieruchomy, zupełnie jakby dostał confundusem. Ślizgonka pociągnęła go za sobą, aż w końcu dostrzegli Theodore'a Notta. Nastolatek nie mógł uwierzyć własnym oczom. Daphne uspokoiła się, widząc kolegę z domu, Neville wręcz przeciwnie. Spiął wszystkie mięśnie i sięgnął po różdżkę. Pojawienie się Notta nie wróżyło niczego dobrego, wiedział, że będą kłopoty.

– Co ty tu robisz? – zapytała groźnie Daphne. Wiedziała, że mimo wszystko powinni się mieć na baczności. Nie wiedzieli ile Theodore widział, ani ile wiedział o przyłapanej parze. Ślizgon stał z wyrazem osłupienia na twarzy, ale po chwili odzyskał swój naturalny, opanowany ton. A jego twarz znów była pozbawiona wyrazu.

– Wiesz Greengrass, mogę zapytać o to samo i dodać jeszcze: co ty tu robisz „z nim"? – zaakcentował ostatni wyraz. Para popatrzyła po sobie zmieszana, nie wiedząc, co robić. Daphne skłaniała się, aby wyznać Theodore'owi prawdę, z kolei Neville układał w głowie jakieś marne kłamstwo, licząc, że Ślizgon da się nabrać. Stali tak chwilę, mierząc się podejrzliwymi spojrzeniami, ale zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, ich uszu dobiegł czyjś głos.

– Theo! Już jestem! McGonagall przeciągnęła lekcję! – z zarośli, wypadła zgrzana Parvati Patil. Nott przymknął powieki i westchnął ciężko. Liczył, że Gryfonka spóźni się, jak to miała w zwyczaju i uda mu się uniknąć pytających spojrzeń Neville'a i Daphne. Młodsza z sióstr Greengrass uśmiechnęła się triumfująco, posyłając Nottowi znaczące spojrzenie. Natomiast Neville wciąż stał osłupiały, przenosząc wzrok od Parvati do Theodore'a i z powrotem. Gryfonka wpadła pomiędzy zebranych, dopiero teraz zauważyła, że Nott nie był sam. Posłała Theo przerażone spojrzenie, a potem utkwiła wzrok w uśmiechającej się z wyższością Daphne. Nie rozumiała, co to wszystko miało znaczyć.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Where stories live. Discover now