Prolog

18.9K 1K 108
                                    

Prolog

Dziewczynka przełknęła głośno ślinę. Jej niebieskie tenisówki szurały po nierównym asfalcie, a zwykle białe sznurówki, teraz były okurzone i szare. Od długiego chodzenia bolały ją nogi i była głodna, ponieważ nie jadła nic od kilku godzin. Wiedziała, że zrobiła źle. Nie powinna uciekać, ponieważ wyszła na tchórza. Nie chciała spotykać się ze swoim bratem, ale mama i tata dosłownie kazali jej to zrobić. Dlaczego? Ponieważ to jedyne, co łączy ją z biologiczną matką. Travis może i był jej starszym bratem oraz jedyną żyjącą osobą, z którą łączyły ją więzy krwi, ale nie chciała brata psychopaty. Kiedy mama powiedziała, że Travis przebywa w szpitalu psychiatrycznym pomyślała, że musi być naprawdę szurnięty. Już miała rodzinę i nie chciała jej powiększać. W domu jej rodziców adopcyjnych czekała na nią ósemka rodzeństwa, które kochała z całego serca. Na samą myśl o nich zbierało jej się na płacz. Jak czuł się w takim razie Travis? On nie miał nikogo. Jego ojciec był w więzieniu, a matka nie żyła. Ile może znieść siedemnastoletni chłopak? Zaczęła nie tylko uważać się za tchórza, ale i było jej wstyd. Miała wszystko czego chciała, od rzeczy materialnych po miłość, a jej brat nie miał nic. Była rozpieszczonym, samolubnym dzieckiem.

Wróciła się w stronę swojego domu. Ulice małego miasteczka były puste, ale latarnie świeciły mocno. Choć było ciemno, trzynastolatka nie bała się. Szła szybkim krokiem przed siebie, zostawiając za sobą echo, lekkich kroków.

- Gdzie tak się śpieszysz? - Męski głos dobiegł zza jej pleców. Odwróciła się, by zobaczyć kto się do niej zwraca, choć najprawdopodobniej mądrzej byłoby uciekać. Spostrzegła ciemną postać, która majaczyła poza zasięgiem latarni. Był to dosyć wysoki mężczyzna, o wysportowanej, szczupłej sylwetce. Tata opowiadał jej o takich ludziach. Chodzą nocą i nie boją się istot, krążących wokół. W najgorszym wypadku mężczyzna mógł okazać się jedną z nich, a wtedy nie miała szans w ewentualnej ucieczce. Próbowała zobaczyć, jaki kolor miała jego bransoletka identyfikacyjna. W szkole nieustannie przypominano jej o ich rodzajach: żółte - ludzie, niebieskie - wilkołaki, czerwone - wampiry, pomarańczowe - krwiczki i dawcy wampirów, a fioletowe - nefilim. Jej była fioletowa, a to oznaczało, że jest potomkiem anioła. Na jej szczęście lub nieszczęście jest w połowie aniołem, co oznacza, że jej ojciec jest nim w pełni. Nie zna biologicznego taty, prawdopodobnie nigdy nie pozna. Według jej przybranej siostry Paige, anioły to bezduszne stworzenia, które w nosie maja swoje dzieci. Nie chciała takiego ojca. Na szczęście trafiła do wspaniałej rodziny, która ją kocha.

A teraz ich olała i zawiodła.

- Do domu - odpowiedziała pewnym głosem, choć trochę się bała. Nigdy nie była specjalnie odważna. Mężczyzna przekrzywił głowę, jakby oceniał jej stan. Dzięki temu mogła częściowo zobaczyć jego rysy - prosty nos, wysokie kości policzkowe i wąskie usta. Była w stanie też wstępnie powiedzieć, kim jest. Wszystko wskazywało na to, że wampirem, ale najbardziej rzucała się w oczy blada cera. Jej nadzieja na to, że los okaże się łaskawy, właśnie zwiędła jak kwiat Paige, o który miała dbać w ramach szkolnego projektu. Wmawiała sobie, że Rząd już dawno zabronił wampirom zabijania ludzi oraz żywienia się na nich. Z drugiej strony, mógł rzucić na nią urok i zapomniałaby wszystko co jej zrobił, a nawet to, że go kiedykolwiek spotkała. Ta myśl wydała jej się tak przerażająca, że miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie, ale wtedy wampir pobiegłby za nią. Nauczyciele tłumaczyli, że są drapieżnikami, a to oznacza, że gonienie ofiar jeszcze bardziej je podjudza. Stała, więc w bezruchu dopóki wampir nie ruszył w jej stronę powolnym krokiem.

- Jesteś zbyt młoda, by sama chodzić po ciemnym mieście - powiedział niskim głosem, a ona zaczęła się cofać. Teraz dokładnie widziała kolor jego bransolety. Była czerwona. Przypominała krew, a ktoś, kto wymyślił system oznakowania, musiał mieć bardzo słabe poczucie humoru. Wpatrywała się w krwistoczerwoną opaskę na nadgarstku mężczyzny, który obserwował ją z lekkim, niemal sympatycznym uśmiechem. Niemal. Pomyliła się co do jego wieku, albowiem przed nią nie stał dojrzały mężczyzna, a chłopak. W czasie przemiany mógł mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat, ale w rzeczywistości może mieć kilkaset lat. Tak jak wampiry, anioły i nefilim pierwszego pokolenia są nieśmiertelne. Gdy skończy szesnaście lat, przestanie rosnąć i się starzeć, przez co będzie odstawać od społeczeństwa. Nigdy nie prosiła o takie życie.

- Nie jestem dzieckiem - fuknęła pewnie, chcąc pokazać mu, że się go nie boi.

Wampir uniósł idealną brew i zaśmiał się, przez co jego dotąd zimne, ciemnobrązowe oczy, lekko złagodniały. W świetle lamp latarni, wydawały się niemal czarne. Chłopak przekrzywił głowę na drugą stronę, przez co jego włosy w kolorze ciemnego blondu, straciły poczucie grawitacji i zrobił się z nich jeden, wielki bałagan. Przestała się cofać i czekała, aż się do niej zbliży. Z pozoru, chłopak wydawał się idealny - jego postura, sposób w jaki się poruszał, a nawet to jak mówił. Idealizm występuje u wszystkich wampirów, jest cechą przystosowawczą. Pomaga znaleźć potencjalną ofiarę, a jaka kobieta oprze się takiemu przystojniakowi?

- Jaka waleczna - zażartował i zbliżył się do niej, po czym zaciągnął powietrzem. Wyglądał przy tym, jakby wąchał jakieś smakowite danie, co bardzo zaniepokoiło dziewczynkę. - Jesteś aniołkiem.

Zadrżała, słysząc w jego głosie pragnienie. Wiedziała co się zaraz stanie. Do jej oczu napłynęły łzy, które panicznie próbowała powstrzymać. Chciała wrócić do domu i zapomnieć o koszmarze jaki zaraz ją czeka.

- Zostaw mnie - wyszlochała, siadając na brudnym asfalcie. Tak strasznie żałowała, że uciekła z domu. Zamiast odrabiać lekcje i uczyć się do sprawdzianu z angielskiego, siedziała teraz przed istotą, która ją skrzywdzi lub pozbawi życia.

Poczuła jak silne ramiona chłopaka obejmują ją, zadziwiająco delikatnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przejmujący chłód, który bił od nieznajomego oraz brak bicia serca. Nie umiała używać swojej chwały, którą anioły się broniły. Była za młoda na nauczenie się tego, a wszytko co miała to dar leczenia. Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek nauczy się jej używać, ponieważ takich jak ona było bardzo mało. Rzadko jaki anioł ryzykował, że będzie miał ludzkiego potomka.

- Ciii... - szeptał jej do ucha - Wszystko będzie dobrze.

Poczuła jak przesuwa jej warkocz, by odsłonić bladą szyję. Zamknęła oczy i rozluźniła się nieco, gdy pogłaskał ją po ramieniu. Nie widziała jak wysuwał swoje kły. Nie chciała widzieć narzędzia swojego cierpienia, ale wiedziała, że to zrobił, ponieważ poczuła je na szyi chwilę potem. Lekko zadrasnął skórę, ale nie sprawiło jej to bólu. Potem polizał szyję, co niezmiernie zdziwiło dziewczynkę. Już myślała, że wampir ją wypuści, ale wtedy zatopił zęby w tętnicy. Po jej szyi rozprzestrzenił się niesamowity ból, który spowodował, że chciała krzyknąć, ale stało się coś niesamowitego. Zamiast bólu pojawiło się przyjemne, komfortowe ciepło. Niesamowite uczucie było porównywalne do leżenia na zielonej łące w środku lata, więc jedynym odgłosem jaki wydała było ciche westchnienie. Gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a wspaniałym snem usłyszała jęk wampira. Zaczął ssać ranę dziewczyny, a ona czuła jak szybko ubywa jej krwi. Jej serce nie pracowało tak szybko, jak wcześniej i z każdą chwilą niebezpiecznie zwalniało. Ciało stawało się bardziej ociężałe, a ręce, które nieświadomie wplotła w miękkie włosy wampira, bezwładnie opadły. Wampir oderwał się od jej ciała mamrocząc "nie, nie, nie". Po chwili, która wydawała się wiecznością, do jej ust wleciała lepka, zimna ciecz. Smakowała lekko metalicznie, ale słodko. Zaraz po tym, jak uświadomiła sobie, że to krew chłopaka, przestała słyszeć jego niezrozumiały głos, popadając w nieświadomość.


BloodstreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz