Rozdział I

271 24 4
                                    

Szliśmy tak już dobre kilka minut, korytarz wydawał się nie mieć końca, ale pewnie po prostu robiliśmy kolejne kółko wokół szkoły. W prawdzie widziałem cel naszej wyprawy dobre pięć razy, ale nie spieszyło mi się do tego, aby poinformować o tym mojego kompana. Oczywiście, przy którymś z kolei razie zatrzymałem się przy owej sali i rzuciłem krótkim "och, patrz! tutaj jest!", po czym otworzyłem drzwi i usiadłem w jednej z ławek, jak sądzę, niezauważenie. Nie byłem pewien na jaką lekcję wszedłem, jednak z tego co zauważyłem, nikt nie miał wyciągniętej książki, wszyscy ze sobą rozmawiali, a nauczycielka tylko sprawdzała coś w komputerze. Wyciągnąłem słuchawki, włączyłem jedną z moich ulubionych piosenek i położyłem się na ławce, żeby w spokoju móc pomyśleć, nawet do końca nie jestem pewny o czym.

Przyznam się, że bardzo często "wyłączam" się na lekcjach, o dziwo i tak moje oceny wahają się pomiędzy trójkami, czwórkami i piątkami. Nie mam pojęcia jak to robię, ale cóż, nie narzekam. Całe lekcje mijają mi na wymyślaniu jakichś beznadziejnych scenariuszy, chociaż nie byłbym tego taki pewien, bo zwykle myślę, dosłownie, o niczym. Mniejsza z tym. Nim się obejrzałem przeminęło już coś około pięciu piosenek, a ja nie zrobiłem nic produktywnego, w końcu byłem w szkole, od czasu do czasu by się chyba przydało.

Podniosłem głowę, zdjąłem jedną słuchawkę i spojrzałem na tablicę. Wszyscy coś pisali, spod kredy nie było widać tablicy, a ja tylko próbowałem ogarnąć co właśnie się stało. Przecież to wyglądało na całkowicie luźną lekcję! Mógłbym przysiąc, że pani profesor miała ochotę zamordować mnie wzrokiem. Cicho westchnąłem i wyciągnąłem z plecaka książki i zeszyt. Bezsensownym byłoby zacząć pisać, w końcu i tak tego nie rozumiem, oraz było tego na tyle dużo, że choćbym chciał - nie dam rady. Otworzyłem wyżej wspomniany zeszyt i udawałem, że z przejęciem notuję wszystko, co do tej pory mnie ominęło. Moją jakże ciężką pracę przerwał upragniony dzwonek na przerwę.

W podobny sposób przebiegły mi kolejne cztery lekcje, szczerze, ze szkoły nie pamiętam zbyt wiele. Jak już pewnie wspominałem - strasznie łatwo się rozpraszam.

Wyszedłem z budynku kierując się w stronę mojego domu, już wyciągałem słuchawki, kiedy nagle usłyszałem moje imię. Odwróciłem się i ujrzałem Alice, chodzi ze mną do klasy, jest jedną z tych "popularnych dziewczyn", w sumie rzadko kiedy się do mnie odzywa.

- O co chodzi? - zapytałem chowając odtwarzacz.

- Nie chciałbyś mnie troszkę odprowadzić? - widziałem, że jest lekko speszona - nie mam dziś z kim wracać, a nie lubię chodzić sama...

Spojrzałem na zegarek, w sumie... było całkiem wcześnie, czemu nie?

- W sumie, to chyba mi nie zaszkodzi - zaśmiałem się.

Ruszyłem w stronę mojego domu, z tego co wiem Alice mieszkała gdzieś po drodze, więc nie musiałem się martwić o to, że po odprowadzeniu jej będę musiał zawrócić i zrobić jakoś dwa razy dłuższą drogę. Szła obok mnie nic nie mówiąc, nie miałem z tym większego problemu, doskonale wiedziałem, że nie znajdziemy wspólnych tematów. Zacząłem rozglądać się po okolicy, jak na grudzień pogoda była naprawdę fajna, biały śnieg, z dużym naciskiem na biały, słońce wyglądające zza drzew, świeże powietrze... lepszego popołudnia chyba nie mogłem sobie wyobrazić. Patrząc na to miałem przed oczami całe moje dzieciństwo, to, jak bawiłem się z Pete'em i paczką innych chłopaków, których nie widziałem już od wieków, budowanie baz, bitwy na śnieżki, zjeżdżanie na sankach... za każdym razem kiedy o tym myślę czuję, jak na moją twarz mimowolnie wkrada się uśmiech. Wszystkie przygotowania do świąt, które, de facto, mam już za sobą, jeżdżenie do większych miast, gdzie wszystko aż emanowało świąteczną aurą, tyle wspaniałych wspomnień, o których mogłem sobie przypomnieć przez, z pozoru niewinne, śnieg, słońce i zapach zimy.

Ze wspominania wyrwał mnie głos dziewczyny.

- Tooo.. tutaj skręcam, dzięki, że mnie odprowadziłeś, do poniedziałku.

Odchodząc pomachała mi na pożegnanie, co oczywiście odwzajemniłem przy okazji odwracając się w stronę, w którą zamierzałem iść na samym początku, oraz wyjmując mój upragniony odtwarzacz. W tych momentach zwykle się wyłączam, chociaż nie wiem, czy mogę nazwać to w ten sposób, wiem, że o czymś myślę, ale nie jestem pewny o czym, więc jest to trochę... dziwne?

Chwilę później stałem tuż pod domem. Wyjąłem z uszu słuchawki, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Szybko zdjąłem buty, kurtkę i szalik, po czym udałem się do swojego pokoju na pierwszym piętrze. Byłem potwornie zmęczony, jednak wiedziałem, że kiedy tylko przekroczę drzwi mojego pokoju i włączę telewizję, lub laptop - automatycznie odżyję. Często wchodziłem na przeróżne chatroom'y i pisałem z ludźmi dla zabicia czasu, może po części też dla rozrywki. Chatroom'om towarzyszyły również przeróżne gry online, możliwe, że to przez kontakt z ludźmi, zawsze uważałem to za coś świetnego, pomimo tego, że nigdy nie widziałem ich na oczy i pewnie nie zobaczę. Włączyłem laptop i wszedłem na wszystkim dobrze znany portal społecznościowy. Od razu po zalogowaniu się wyskoczyło okienko chat'u.

Joe: Ej, idziecie na ten koncert?

Andrew: Nie wiem czy mam tyle kasy

Ja: Jaki koncert?

Pete: Prawdopodobnie idę, to jest oficjalnie potwierdzone, co nie?

Ja: Haaalooo, też tu jestem

Joe: Nie sprawdzałem jeszcze, Pete, daj mi chwilkę

Andrew: Jakbym nie zdążył uzbierać, ktoś mnie wesprze?

Ja: Powie mi ktoś w końcu o co chodzi?

Pete: Spoko, najwyżej zrzucimy się z chłopakami, Andy

Pete: Trick, Far Too Blurry będą grali w okolicach, jeszcze nie podali daty

Ja: Serio?! Teraz mi o tym mówicie? Czemu dowiaduję się o tym ostatni?

Joe: Tak, oficjalnie potwierdzone, teraz zostało tylko wypatrywać informacji o dacie

Pete: To około dwustu dolców, chill, mogło być gorzej

Ja: Jest gorzej, bo niedawno wydałem wszystko na nowe gry

Andrew: Mówiliśmy ci, że to strata kasy, Trick

Ja: Zamknij się, błagam

Nie mogłem uwierzyć, że nie powiedzieli mi o tym wcześniej. Te wszystkie gry kupiłem dosłownie kilka dni temu i pewnie przez nie nie pojadę na koncert jednego z najlepszych zespołów jakie znam. Czuję, że cały weekend zleci mi na szukaniu osób, które kupiłyby coś z tych wszystkich niepotrzebnych, jak i tych całkiem potrzebnych, rzeczy. Odłożyłem laptop na miejsce i zacząłem przeglądać wszystkie szuflady, półki i najgłębsze zakamarki mojego biurka. Po znalezieniu trzech rzeczy w, powiedzmy, w miarę dobrym stanie, postanowiłem, że dzisiaj nie ma już sensu szukać i wezmę się za to w weekend. Kolejny raz usiadłem na moim łóżku, tym razem włączając telewizję i, jak zwykle na darmo, szukając czegoś godnego mojej uwagi, ewentualnie będę zmuszony sprzedać moje niedawno zakupione gry.

***



Are you ready for another bad poem?जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें