Rozdział 19

4.9K 538 23
                                    

— Jack... — szepnęłam, spoglądając na chłopaka. Otworzyłam okno, do pomieszczenia dostał się chłodny wiatr, aż poczułam dreszcze na skórze. — Spójrz, co tam się dzieje?

Białowłosy podszedł bliżej, na niebie ujrzał czarne jak smoła chmury, które nie symbolizowały zwykłej, nadchodzącej burzy. To było coś znacznie większego. Dostrzegłam jak się spiął, palcami mocniej ścisnął drewnianą laskę i zbliżył się o krok do przodu.

— Musisz tu zostać. — odparł.

— Co takiego? — spytałam zaskoczona, złapałam go za ramię próbując go zatrzymać.

— To jest niebezpieczne, El. — spojrzał na mnie. — Nie pozwolę, abyś dla nas się narażała. Poczekaj tu na mnie.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chłopak wyleciał na zewnątrz. Westchnęłam ciężko, nie chciałam go ponownie martwić, po ostatniej sytuacji. Zamknęłam okno, a w pokoju nagle zrobiło się niepokojąco ciszej. Nie słyszałam, nawet wskazówek zegara. Starałam się o tym nie myśleć, chociaż to nie było łatwe.

— Nie pomożesz swoim przyjaciołom? — usłyszałam znajomy głos, pochodzący z ciemnego kąta w pomieszczeniu. — Boisz się zobaczyć jak będzie uchodziła z nich nadzieja?

— Nie. — odpowiedziałam. — Poradzą sobie, nie potrzebują mnie.

— To cudowne jak bardzo wierzysz w tych nieudaczników. — wzdrygnęłam się słysząc jego kroki, to jak zbliżał się w moją stronę. — Szukają mnie tam, gdzie nie trzeba.

Zaskoczona spojrzałam w jego stronę, ten szyderczy uśmiech na twarzy przyprawiał mnie o dreszcze. Wiedziałam, że nie mogłam się go bać, to tylko dodawało mu więcej siły do walki.

— Nie spodziewają się, przecież pułapki, prawda? — spytał ironicznie, robiąc kolejny krok. — Zgraja koszmarów wybiegnie na nich z każdej ze stron. A w tym czasie ja będę czekał w innym miejscu, czekając na dogodny moment, aż nic z nich nie zostanie.

— Czemu mi o tym mówisz?! — krzyknęłam. — Chcesz tego, abym pobiegła do nich i powiedziałabym im o tym. Na co ci to?

— Chciałem wprowadzić trochę rozrywki. — wzruszył obojętnie ramionami. — Jeśli nic nie zrobisz, nigdy już ich nie spotkasz... W sumie to twoja sprawa, co zamierzasz zrobić.

Zrobił kilka kroków w tył, po czym zniknął w ciemności. Wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą, nie wiedząc jak mogłabym im pomóc. Byli w wielkim niebezpieczeństwie, nie mieli pojęcia, iż Mrok zastawił na nich pułapkę. Zapaliłam światło w pomieszczeniu, moje oczy musiały się przez chwilę do tego przyzwyczaić. Miałam pewność, że jego już w moim pokoju nie było. On chciał, abym ich powiadomiła. To był cel jego planu? A może rozrywka? Zdenerwowana krążyłam po pokoju, zastanawiając się co zrobić, w końcu zatrzymałam się w miejscu. Spojrzałam za okno, widząc jeszcze więcej czarnych chmur, oraz grzmotów ścisnęłam pięści ze złości.

— Przepraszam, Jack. — szepnęłam.

Związałam włosy w niskiego kucyka. Wyciągnęłam z szafy czarną bluzę z kapturem, którą od razu na siebie ubrałam. Zanim opuściłam pokój zgasiłam światło, zbiegłam po schodach i w pośpiechu opuściłam dom, uprzednio zamykając drzwi. Spojrzałam na niebo, szybko domyśliłam się gdzie mogli przebywać Strażnicy. Założyłam kaptur na głowę i zaczęłam biec w danym kierunku, mając nadzieję, że nie było jeszcze za późno.

Strażnicy Marzeń: Lodowe MarzeniaWhere stories live. Discover now