Rozdział III - Zaginieni Aurorzy.

1.5K 140 58
                                    

Dzień Tonks nie rozpoczął się najlepiej – od rana skazana była na tkwienie przy biurku  i przepisywanie starych raportów. Nudziła się niesamowicie i z utęsknieniem zerkała co jakiś czas na zegarek; nie przekładało się to zbyt dobrze na jej pracę i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale co mogła poradzić na to, że czuła się znudzona? Nimfadora Tonks potrzebowała adrenaliny, potrzebowała pracy innej niż ta, którą właśnie wykonywała.

Zastukała paznokciami w mahoniowe biurko. Chris Truman – jej współpracownik, wyszedł dziś wcześniej pod pretekstem złego samopoczucia.

Kobieta posłała kolejne złowrogie spojrzenie w stronę zegarka – wskazówki jakby chcąc zrobić jej na złość, posuwały się okrutnie wolno. I gdy zrezygnowana miała ponownie unieść pióro i zacząć pisać, drzwi jej biura otworzyły się gwałtownie.

- Tonks – zaczął ciemnowłosy mężczyzna i stanął w drzwiach.

- Witaj, Dawlish – burknęła. Ostatnie czego dziś potrzebowała to rozmowa z tym durniem. - Czemu zawdzięczam tę miłą wizytę?

- Daruj sobie te uprzejmości – odparł obojętnie. - Masz się stawić u szefa. W trybie natychmiastowym.

Kobieta poczuła jak serce przestaje jej bić. Przez chwile wpatrywała się w aurora zastanawiając się o co może chodzić; po krótkim rozrachunku własnego sumienia stwierdziła, że nie zrobiła niczego, czym mogłaby podpaść Scrimgeour'owi.

- Wiesz o co chodzi?

- Nie – powiedział i wyszedł.

Dora od razu ruszyła w stronę gabinetu szefa. Nie zajęło jej to więcej niż trzy minuty, chociaż miała wrażenie, że droga trwała wieczność. Nie należała do ludzi bojaźliwych – wręcz przeciwnie. Mało co ją przerażało. Jednak w tym momencie czuła się poważnie zaniepokojona; wbrew pozorom lubiła swoją pracę i naprawdę nie miała ochoty jej stracić.

Zastukała szybko trzy razy, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Zastukała po raz kolejny, tym razem spokojnie i głośno. Doszła do wniosku, że nie ma co panikować- równie dobrze mogło chodzić o jakąś błahostkę.

- Proszę – usłyszała zza drzwi męski tenor. Wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem weszła do gabinetu.

Ku jej zaskoczeniu przed Rufusem Scrimgeour'em siedziała trójka innych aurorów. Wśród nich był także Chris, co poważnie zaniepokoiło Dorę. Kobietę i mężczyznę siedzących najdalej od niej kojarzyła zaledwie z widzenia. Jeśli się nie myliła aurorka nazywała się Samantha Davies. Była naprawdę piękną kobietą, jej długie blond włosy okałały porcelanową twarz. Nie mogła być wiele starsza od Tonks, bo na jej twarzy nie była widoczna nawet jedna zmarszczka. Mężczyzna miał krótko przystrzyżone blond włosy, a jego czarne oczy utkwione były w biurku przed nim.

- Panno Tonks, proszę usiąść.

Skinęła delikatnie głową i zajęła ostatnie wolne krzesło. Przez chwilę panowało pełne napięcia milczenia. Aurorka czuła, że nie tylko ona jest zaskoczona zaistniała sytuacją.

- Moi drodzy – zaczął Rufus – Jak dobrze wiecie, miesiąc temu zaginęła para aurorów. Niestety, dziś otrzymałem przerażające wieści – Aurorzy, którzy byli zaangażowani w tę sprawę, również przepadli.

Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli po sobie. Dora dostrzegła, że nieznany jej auror zmarszczył brwi. Blond-włosa piękność rozszerzyła z przerażenia oczy, a Chris odchrząknął i niepewnym głosem zaczął:

- Szefie, to naprawdę niepokojące – powiedział – Rozumiem, że mamy zająć się poszukiwaniami?

Rufus skinął głową. Wstał od biurka i podszedł do okna. Wpatrywał się w nie chwilę, jednak po minucie – być może dwóch, skrzyżował ramiona i odwrócił się do nich. Na jego twarzy nie odmalowywały się żadne emocje, a głos miał jak zwykle opanowany:

Dotknąć serca Lupina.जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें