– Nie byłabym taka pewna.

Czwórka Gryfonów spojrzała na Pansy, stojącą za Potterem. Harry odwrócił się do niej i parsknął na widok jej pewnej siebie postawy. Uśmiechała się w ten ślizgoński sposób z dozą wyższości.

– Czego się szczerzysz? – rzucił Ron, licząc, że, tak jak to miało miejsce dotychczas, zostaną zaraz zaatakowani.

– Ron! – Skarciła go z oburzeniem Hermiona. – Nie chcieliśmy... – Przerwała jej Ślizgonka:

– Spoko, nie będziemy przecież nagle udawać najlepszych przyjaciół. Chciałam tylko zamienić słówko z Granger i spadam.

– Jasne. O co chodzi? – zwróciła się do niej Hermiona, Parkinson powiodła wzrokiem po stole Gryffindoru. Uczniowie w czerwonych krawatach mierzyli ją spojrzeniem, czekając, jakby zaraz miała się rzucić z różdżką na Pottera.

– Wolałabym na osobności.

Gryfonka wstała od stołu i razem z Pansy wyszły z Wielkiej Sali, zostawiając zszokowanych uczniów za drzwiami.

**

Harry siedział przy stole Gryffindoru, jednak myślami był w skrzydle szpitalnym z ciemnowłosą Ślizgonką. Cały czas myślał o tym, co wtedy powiedziała. Miał nadzieję, że uda mu się porozmawiać z Hermioną, ale jeszcze nie nadarzyła się taka okazja. Cały czas zastanawiał się, czy to co mówiła Parkinson to prawda. Jeśli tak... Wolał o tym nie myśleć. Powrót Voldemorta był jego największym koszmarem i nic nie przerażało go tak bardzo.

– Harry, słyszysz? Harry! – Głos Rona wyrwał go z zadumy.

– Nie, przepraszam nie słuchałem, co mówiłeś?

– Zastanawiałem się, co się stało Parkinson, że jest taka miła i Hermionie, że zaczęła kumplować się ze Ślizgonami. Mam nadzieje, że od tego wypadku nie uderzyły się za mocno w głowę.

– Nie mam pojęcia, ale to faktycznie dziwne. Z drugiej strony, Hermiona zawsze wie, co robi – zgodził się z przyjacielem Potter.

– Coś mi mówiła, że Parkinson się zmieniła po tym wypadku – wtrąciła Ginny znad swojej miski płatków.

– Myślę że ona coś knuje. A co jeśli zrobi coś Hermionie? Może powinienem iść to sprawdzić? – Ron zaczął podnosić się z krzesła, ale Ginny posłała mu spojrzenie pełne politowania.

– Nie wygłupiaj się, nic jej nie będzie, Parkinson niedawno wyszła ze szpitala, nie zdążyłaby niczego wymyślić, a Hermiona zaraz wróci.

– Ginny ma rację. Nie ma sensu jej szukać, nic jej nie będzie. – Zgodził się Harry ze swoją byłą dziewczyną.

Potter po chwili wstał od stołu, rzucił coś wymijająco o Quidditchu i postanowił znaleźć profesor McGonagall. Musiał wiedzieć czy to, o czym majaczyła Parkinson miało jakąkolwiek szansę się spełnić. Poza tym wciąż szukał informacji o Śmierciożercy z pociągu.

– Szukasz kogoś, Potter? – Minerva wyrosła przed nim jak z podziemi.

– Tak, właściwie... Szukałem pani, pani profesor. Chciałem zapytać o tego mężczyznę z pociągu. – Dyrektorka spoważniała jeszcze bardziej i poprawiła okulary na haczykowatym nosie.

– Potter, doceniam twoją troskę, ale nie mogę udzielić ci żadnych informacji i lepiej nie wtrącaj się w tę sprawę, bo winowajca już siedzi w Azkabanie. Rozumiem, że to wydarzenie było niepokojące, ale pewnie doskonale wiesz, że nie wszyscy Śmierciożercy zostali schwytani. Ministerstwo prowadzi wiele spraw jednocześnie i wciąż jeszcze nie są w stanie zapobiegać takim atakom. A teraz przepraszam, muszę porozmawiać z nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Where stories live. Discover now