~12~

674 54 13
                                    

NEWT

Chyba każdy miał jakiś moment w życiu, na którym wyczekiwał, może się wydawać wiekami. Osiemnaste urodziny, zakończenie roku szkolnego, co wiąże się z dwumiesięczną wolnością, święta Bożego Narodzenia, koncert ulubionego zespołu. Czas, który mija wciągu oczekiwania na te wydarzenia, zdaje ciągnąć się niemiłosiernie. Jakby jedna z Mojr, specjalnie przedłuża linie naszego życia, by bardziej nas znużyć i przypomnieć naszą bezsilność.

Też mieliście podobnie?

Tak?

Nie?

No ja w sumie też nie. Bo przed czym miałbym się tak ekscytować? Bo przecież:

A. Nie mamy tu żądnych urlopów, ferii, czy wolnych weekendów.

B. Święta, które dość, że nieodpowiednio odprawiane (zważywszy na brak szacunku, co to niektórych, tak mówię o Minho, do tradycji. Na przykład takie niby niepozorne przerabianie kolęd, którego odśpiewywania nigdy nie chcecie być świadkami, gdyż skomlenie kojota jest przyjemniejsze, niż te Azjaty), to nie wiadomo, czy w ogóle w dobrym terminie świętowane, w końcu daty mamy przybrane jako, tako w ciemno.

C. Hannah Montana u nas nie wystąpi.

I to właśnie tak, Stwórcy niszczą nasze marzenia.

Ale wracając... ekscytacja, czy też biała gorączka, purwica, czy też profesjonalnie nazywając: niedoczekanizm urojony, nigdy mnie nie nawiedzał. Aż do teraz. Jak bardzo nienawidzę Zgromadzeń, tak teraz nie mogę się doczekać tego, na którym mamy omówić przybycie świeżucha i, jak przekazała mi moja dozgonna przyjaciółka, jego pamięć, która, jak się domyślam, swoim bytem wywołała niemały szok.

Mój siódmy zmysł pająka podpowiada mi, że to zdarzenie na długo zostanie nam w pamięci.


Opiekunowie zbierają się, jak na zebraniach sejmu, parlamentu, czy czegoś tam. Nie wiem, nie znam, nie orientuje się, zarobiony jestem by wiedzieć, gdzie takie podobne kolegia występują/ występowały w normalnym życiu. Niektórzy są znudzeni, inni nie wiedzą w ogóle, co tu robią, a pozostali, tak ja, z rozdrażnieniem wyczekują, aż wskazówki zegara wskażą pełną godzinę, o której miało się rozpocząć zebranie streferowskich „gerontów"*. Zostało jeszcze pięć minut, a ferajna nadal się nie pojawiła.

Gdy zakurzony zegar wskazuje godzinę dziewiątą, drzwi otwierają się, a do pomieszczenia wpadają kolejno May, a za nią Bracia Lwie Serce. Obecność młodszego budzi kontrowersje. Uczestniczenie tego Papity, czy jak mu tam było (serio, moje imię może jest mocno... fantazyjne, śmierć temu kto je wymyślił, bo na pewno nie byli to moi rodzice, ale temu sztamakowi, szczerze współczuję), ma swoje uzasadnienie, ale pojawienie się Thomasa wywołuje powszechny szok i zdziwienie. Na sali słychać szum, który przerywa Gally.

-- Co on tu robi do purwy?

Pierwszy, cienki siusiumajtek ani myślał, żeby tak zwrócić się do May. Groziło to oberwanie w zęby, podaniem posiłku z niechcianym składnikiem, jak na przykład płynem do naczyń, lub, co jest najgorsze, szorowaniem kibla swoją szczoteczką do zębów.

Ale to był Gally. A Gally'ego nie ogarniesz. Wisiały mu groźby, wściekłe spojrzenia, kary, to go tylko pobudzało, więc dlatego często mu odpuszczano.

-- Ma przepustkę.-- odezwała się dziewczyna nawet na niego nie patrząc, idąc w kierunku stoisk z krzesłami, (co raczej było po prostu zsypem mebli, na których jako-tako można było usiąść, chociaż i tak trzeba było uważać by jakiś w gwóźdź, czy drzazga nie wlazła w dupę), które znajdowało się za nim.-- Zluzuj stringi, będą obecni na Zgromadzeniu, czy to ci się purwa podoba, czy nie.

Ten popapraniec chyba myśli, że jest jakiś supermenem, czy coś. Bo jak inaczej wytłumaczyć posiadanie tak dużej wyobraźni, która powoduje, że sądzi się, że jego wzrok to jakieś śmiercionośne lasery, które mogą roztopić ciało wroga.

Więzień przyszłościWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu