- Draco? - spytałam, a on chyba był zdziwiony faktem, że wypowiedziałam jego imię, bo podniósł głowę i zmarszczył lekko brwi.

- Tak?

- Kto postrzelił Dean'a? - spytałam drżącym głosem, bo nie byłam pewna, czy chcę to wiedzieć.

- Ktoś z ludzi z Jack'a. Ale Ashton się z nim uporał - powiedział, po czym przygryzł wargę i naprawdę pożałowałam tego, że go o to spytałam.

- Ashton? Twój kuzyn? On też jest w gangu? - spytałam. - Czy on...zabił tego człowieka?

- Nie, Johnson, to nie tak jak... - zaczął, ale szybko mu przerwałam.

- Nie! Powiedziałeś, że nie masz zamiaru mnie oszukiwać, więc powiedz mi prawdę - rzekłam stanowczo.

Malfoy milczał przez chwilę, ale w końcu zdecydował się odpowiedzieć.

- Tak. Zabił go.

Westchnęłam i odwróciłam wzrok. Nigdy tego nie zrozumiem. Jak można kogokolwiek zabić?

- Czy ty też kogoś zabiłeś? - spytałam, by po chwili znowu na niego spojrzeć.

Patrzył na mnie tymi swoimi jasnoszarymi oczami, co sprawiło, że zapomniałam o zadanym przeze mnie pytaniu.

- Zabiłem - powiedział. Już miałam się odezwać, ale nagle usłyszałam lekko zachrypnięty głos mojego brata, który właśnie się obudził.

- Jak miło, że siedzicie tutaj obok mnie. Mam nadzieję, że do niczego tutaj nie doszło, bo to byłoby ohydne. Przy bracie?! - powiedział i spojrzał na mnie. Mimo stanu jego zdrowia, nadal nie opuszczało go poczucie humoru.

- Za dużo czasu spędzasz z Blaise'm, Dean - odezwał się Malfoy i wysilił się na uśmiech, a ja spojrzałam na brata pobłażliwie.

Dean zaprzeczył i roześmiał się, lecz chwilę później zmienił się z rozbawionego chłopaka w zmartwionego brata.

- Powiedziałeś jej? - spytał się, zwracając się do Draco.

- Tak, musiałem - odpowiedział mu Malfoy.

- Emily, przepra... - zaczął Dean.

- Nie musisz przepraszać. Wiem, że chciałeś mnie chronić.

Zerknęłam ukradkiem na Malfoy'a. Uśmiechał się smutno i wpatrywał się w coś za oknem. Ciekawe, o czym myślał.

Nagle do sali weszła młoda pielęgniarka i oznajmiła:

- Przepraszam, ale pora na odwiedziny już minęła. Pan Johnson musi wypocząć.

- Dobrze, już wychodzimy - powiedział Draco, ciągnąc mnie za rękę.

Zanim wyszliśmy, usłyszeliśmy jeszcze Dean'a mówiącego do pielęgniarki:

- Ślicznie dziś pani wygląda! To jak? Moja propozycja jest wciąż aktualna!

Kiedy znaleźliśmy się za drzwiami, wybuchnęliśmy śmiechem. Dean zawsze był kobieciarzem. Jednak gdy tylko zobaczyliśmy Blaise'a i Lou, od razu zamilknęliśmy. Obydwoje spojrzeliśmy na nasze złączone dłonie i szybko puściłam jego rękę. Jak to się stało? Przecież do niedawna byliśmy wrogami. A teraz zaczęliśmy się zaprzyjaźniać? Przypomniało mi się, że on zabił człowieka. I to pewnie niejednego. Oni wszyscy musieli przynajmniej raz kogoś zabić. Dean także. Zupełnie nie zwracając na nich uwagi, bez słowa puściłam się biegiem.

- Emily! - usłyszałam krzyk Lou.

Może i zachowałam się jak jakieś 3 - letnie dziecko, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Chciałam uciec jak najdalej od nich wszystkich, chciałam wrócić do normalnego życia, w którym martwiłam się tym, że mam klasówkę, a nie tym, że jakiś psychol chce zniszczyć moją rodzinę.

Biegłam, przepychając się i przepraszając ludzi, na których wpadałam. Otworzyłam duże drzwi i wyszłam na zewnątrz.

Było chłodno. Przypomniało mi się, że zostawiłam swoją bluzę w środku, a na sobie mam tylko bluzkę na krótki rękaw, ale nie zamierzałam się tam wracać.

Skrzyżowałam ręce na piersi i starałam się bezskutecznie zatrzymać w sobie ciepło, gdy nagle zerwał się silny wiatr. Zrobiło mi się jeszcze bardziej zimno.

- Zaraz zamarzniesz - usłyszałam głos i się wystraszyłam.

Draco podszedł bliżej mnie i podał mi swoją bluzę.

- Mam swoją bluzę w szpitalu, a ty nie musisz się nade mną litować - stwierdziłam ozięble.

- Moja bluza jest cieplejsza - nie dawał za wygraną. - Załóż ją - podał mi ponownie bluzę, a ja ją wzięłam, ale jej nie włożyłam. - I nie lituję się nad tobą, po prostu...martwię się o Twoje zdrowie.

- Martwisz się o moje zdrowie? - prychnęłam pogardliwie. - Ale życie ludzkie masz za nic. Wy wszyscy macie je za nic.

- Posłuchaj. Robiliśmy to, aby chronić siebie nawzajem.

- Ale to nie zmienia faktu, że zabijaliście - powiedziałam cicho, nie chcąc, żeby ktoś z przechodniów tego nie usłyszał.

- W takim razie wszyscy już byśmy nie żyli.

Włożyłam jego bluzę, bo teraz naprawdę zamarzałam, po czym odwróciłam się do Malfoy'a i spojrzałam w jego oczy. Czy mówiłam już, że jego oczy były cudowne? Czemu ja o tym myślę? Powinnam być na niego wkurzona.

Dopiero teraz spostrzegłam, że Draco niebezpiecznie się do mnie zbliża, skracając już i tak małą odległość między nami. Zastygłam w miejscu. Mój rozum krzyczał: "Uciekaj! Jeszcze masz czas!", za to serce: "Zostań!". Nie wiedziałam co się dzieje. Pachniał kawą i...karmelem? Jego usta były tak bardzo blisko moich kiedy nagle...lunął deszcz. Uff. Pisnęłam i szybko się od niego odsunęłam. Założyłam kaptur na głowę, a Malfoy zmierzwił swoje blond włosy i się ode mnie odwrócił. Wyglądał na zawiedzionego.

- Czy mógłbyś mnie zawieźć do domu? Naprawdę nie chcę zmoknąć - powiedziałam.

- Jasne - odpowiedział chwilę później.

Ruszyliśmy w kierunku jego samochodu. Wsiedliśmy, Draco przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał spod szpitala. Przez kilka minut panowała cisza. Postanowiłam ją przerwać.

- Przepraszam. Nie chciałam cię urazić.

- Słucham? - odparł Malfoy.

- Wiesz o co mi chodzi.

- Nie ma o czym gadać.

- Ale...

- Koniec tematu - powiedział ostro. Zmieszałam się trochę i odwróciłam się, patrząc jak po szybie spływają krople deszczu. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało - powiedział nieco łagodniej.

- Ale właśnie tak zabrzmiało - odparłam sfrustrowana.

Kolejne minuty spędziliśmy nie odzywając się do siebie. W końcu Draco zatrzymał samochód i spostrzegłam błyskotliwie, że jesteśmy pod moim domem. Otworzyłam drzwi samochodu, rzuciłam przez ramię "dzięki" i pobiegłam do domu.

- Jestem! - krzyknęłam, zdejmując bluzę i wieszając ją na wieszak. Jego bluzę. Zupełnie zapomniałam mu ją oddać. Będę musiała mu ją zwrócić, na przykład przez Blaise'a. Nie mam ochoty widzieć Malfoy'a.

Weszłam do salonu, starając się zlokalizować moją matkę. Nie było jej tam. Zajrzałam do kuchni - to samo. Poszłam na górę. Usłyszałam ciche jęki i przyspieszone oddechy dochodzące z sypialni matki. Co do cholery? Uchyliłam lekko drzwi i nie miałam pojęcia, jak mam zareagować.

- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? - wrzasnęłam z całej siły, spoglądając to na matkę, to na Ashtona.

×××××××××××××××

Wiem, że ten rozdział nie wyszedł

Nie krzyczcie na mnie

Jak Wam się podoba, to proszę komentujcie :) potrzebuję motywacji :)

PS. Jeśli są jakieś błędy, to proszę, piszcie mi o tym w komentarzach, każdy rozdział piszę na telefonie

See you again // Draco Malfoy ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now