Rozdział pierwszy.-

5K 239 22
                                    

Właśnie przemierzałam peron w poszukiwaniu Lisabeth. Lisabeth była ładną szatynką, o okrągłej twarzy, posiadająca duże niebieskie oczy i ładnie wykrojone usta.Miała dziewczęce kształty, choć jak sama uważała,była za gruba.Uwielbiałam się z nią spotykać. Była to wesoła osóbka, o naprawdę niesamowitym, choć sarkastycznym poczuciu humoru.Zawsze znalazła pozytywny aspekt sytuacji, w przeciwieństwie do mnie. Nie byłam bóg wie jaką pesymistą, lecz realistką. Wiedziałam,że świat nie jest sprawiedliwy, przekonałam się o tym na własnej skórze. Ale nie chcę o tym opowiadać.Jestem Lily Evans, zwykłym piegowatym rudzielcem, z zielonymi oczami, i przeciętnej postury. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Wróćmy do wcześniejszych wydarzeń.Gdy przeszłam obok kilku innych uczniów, tuż koło nosa, przemknęła mi znajoma sylwetka i rozwiane włosy. Obróciłam się i ujrzałam przekomiczną scenę. Lisabeth goniła po całym peronie swojego czarnego, puszystego kota Barnie'go.

Na dodatek wrzeszczała, pod adresem futrzaka, różnie niestosowne słowa, ale nie wymienię tych najgorszych. Przyjrzałam się z uśmiechem swojej przyjaciółce. Lis schudła z 5 kilo przez wakacje, dzięki czemu wyglądała jeszcze lepiej niż wcześniej.Była ubrana w krótkie dżinsowe spodenki i białą bluzkę. Jej gruby warkocz zawiązany z tyłu był cały poczochrany, a po bokach wystawały jej potargane przez wiatr niesforne kosmyki.Moje rozmyślania przerwał wrzask dziewczyny:

-Ty cholerny kocie! Jak wrócimy do szkoły, to wyrzucę Cię przez okno!- Tej dość zabawnej sytuacji przyglądał się coraz większy tłum roześmianych dzieciaków.Postanowiłam,że wkroczę do akcji i wyszłam na środek kółka,aby pomóc jej złapać Barnie'go.Akurat w tym momencie, gdy schylałam się po kota,Lis złapała go, zderzając się ze mną głową.Obie jęknęłyśmy z bólu i usiadłyśmy na chodniku. Lisabeth odezwała się jako pierwsza:

-Jakież miłe przywitanie, nie sądzisz?- powiedziała ocierając głowę i wstając, a ja mimo bólu roześmiałam się głośno. Dziewczyna też uśmiechnęła się pod nosem.-No chodź rudzielcu wstawaj, zaraz odjeżdżamy.-mówiąc to, podała mi swoją opaloną rękę.W drugiej zawzięcie trzymała kocisko, które miało bardzo niezadowoloną minę.Ujęłam dłoń przyjaciółki i wstałam z podskokiem.Idąc do pociągu zagadnęłam:

-Świetnie wyglądasz.- uśmiechnęłam się do niej, a ona wzruszyła tylko ramionami.

-Gdzie tam.-machnęła ręką, po czym wepchała się przede mną do pociągu. Ja pokręciłam tylko głową z uśmiechem, ponieważ to było jak najbardziej w stylu Lisabeth. Kiedy szukały wolnego przedziału Lis powiedziała- Lepiej mów jak wakacje.Poznałaś kogoś?- No tak.Cała Lis.Co roku pytała się czy poznała jakiegoś fajnego chłopaka, ale to nie było dla mnie.Wolałam po prostu usiąść z książką i poczytać.Moja przyjaciółka też kochała czytać, ale była bardzo towarzyska i lubiałapogadać o czymś ciekawym.Po chwili milczenia odezwałam się:

-Lis, poszukaj jakiegoś przedziału, a ja teraz sobie przypomniałam,że przecież muszę pójść na jakąś godzinę do przedziału prefektów.- Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.

-Nie ma problemu.To ja poszukam przedziału z kimś, żebym nie siedziała sama-puściła do mnie oko, a ja pokiwałam głową, uśmiechając się od ucha do ucha.Gdy Lis poszła, ja także skierowałam się w swoim kierunku.

Półtorej godziny później...

Nareszcie mogłam wyjść z przedziału prefektów. Co prawda prefektem był także Remus Lupin, mój przyjaciel, ale oczywiście musieli nas rozdzielić, i każdy poszedł w inną stronę. Więc kiedy wreszcie opuściliśmy to nikczemne miejsce, Remus odezwał się:

-Może usiądziesz z nami, co Lily?- zapytał uśmiechając się.Pokręciłam przecząco głową.

-To miłe Remusie, ale wiesz,że nie toleruje pewnego osobnika.-mruknęła.On pokiwał głową.

-To chociaż przejdź się do naszego przedziału, a potem pójdziesz w swoją stronę.-zaproponował, a ja przytaknęłam.

-Chodźmy.- wędrówka do przedziału Huncwotów, odbyła się w przyjaznej atmosferze. Remus także uwielbiał czytać, więc rozmawialiśmy, o najnowszych książkach i wymienialiśmy opinie.Gdy doszliśmy do na miejsce powiedziałam z uśmiechem:

-To idę szukać Lisabeth.-już miałam sobie pójść kiedy chłopak powiedział:

-Chyba nie musisz jej szukać-powiedział ze śmiechem.-siedzi w naszym przedziale.-obróciłam się błyskawicznie i ze zmrużonymi oczami przyjrzałam się całej sytuacji. Powiedziałam tylko:

-Zabiję ją.

Historia Huncwotów-Bo życie to zabawaWhere stories live. Discover now