Prolog

73.6K 2.4K 247
                                    

Lanore szła ulicą z wysoko uniesioną głową. Wsłuchiwała się, w melodie dochodzącą z jej słuchawek i uśmiechała się lekko pod nosem. Właśnie leciała jej ulubiona piosenka. Pewnie, gdyby teraz była w domu, zaczęłaby cicho śpiewać, ale była wśród obcych ludzi. Dziś miała świetny dzień, który spędziła z przyjaciółmi, a teraz wracała do domu. Było już późno, ale dziewczyna była przyzwyczajona do wracania o tak późnej porze. Spędzała ze znajomymi każdą wolną chwilę. Właśnie przeszła obok domu dziecka i jak zwykle spoglądała w tamtym kierunku. Na początku, wszystko wydało jej się takie same jak każdego dnia, ale chwile później dostrzegła dwóch chłopaków. Lanore przystanęła, przyglądając się temu, co robiła dwójka. Jeden z nich malował po ścianie budynku, a drugi stał obok, przyglądając się malowidłu, które powoli tam powstawało. Wokół nie było nikogo, kto mógłby jakoś zareagować. Lanny bez chwili zastanowienia wybrała numer policji i zgłosiła zdarzenie, którego właśnie była świadkiem. Policja miała przyjechać wkrótce, ale czy zdążyliby uratować to, co właśnie zostało niszczone przez tę dwójkę? Lanore nie była osobą, która stałaby z boku, przyglądając się, jak ktoś robi coś niezgodnego z prawem, czy jej własnym przekonaniom. Dlatego też brunetka pewnym krokiem ruszyła w stronę nieznajomych.

- Hej! - krzyknęła. - Co wy wyprawiacie?!

Chłopak trzymający sprej zastygł w miejscu. Powoli odwrócił głowę w jej kierunku i wcale nie ukrywał zdziwienia tym, że ktoś w ogólne odważył się zakłócić jego ciężką pracę. Wrócił do kończenia malowidła, kompletnie niewzruszony jej pytaniem. Lanore wpatrywała się w chłopaka w kapturze, który najwyraźniej zlekceważył jej słowa. Chłopak, który stał obok niego, był bardziej zainteresowany swoim papierosem niż tym, co działo się wokół niego.

- Mówię do ciebie!

Stanęła w odległości kilkunastu metrów od nich. Nie chciała podchodzić bliżej, bo nie miała w sobie dość odwagi. Oni byli więksi i starsi. Na pewno nie dałaby sobie z nimi rady, chociaż szczerze wierzyła w swoje umiejętności, ale wolała nie ryzykować.

- Masz jakiś problem? - spytał spokojnym głosem chłopak w kapturze.

Był całkowicie skoncentrowany na tym, co robił. Nawet ktoś taki jak Lanny, nie był w stanie zwrócić na siebie jego uwagi. Zwinnie poruszał się wzdłuż ściany ze sprejem w ręku. Lanny mogła się domyślić, że to nie pierwszy raz, kiedy niszczył mienie miasta.

- Ty jesteś moim problemem! - warknęła rozzłoszczona dziewczyna.

Odgarnęła sobie włosy z twarzy, które przez podmuch wiatru, teraz znalazły się na jej drobnej twarz. Założyła za uszy kasztanowe loki i ponownie spojrzała na chłopaka.

- Czerwony - powiedział, co dziewczynę kompletnie zbiło z tropu.

Zrozumiała go dopiero wtedy, gdy jego kolega rzucił mu inny sprej.

- Przestań! - rozkazała.

- Zamknij się! Co cię obchodzi ten pieprzony budynek?! - warknął, nie patrząc na brunetkę.

Lanore zadarła dumnie podbródek. Obchodził ją, ponieważ jej mama była dyrektorką tego ośrodka. Traktowała ten budynek jak swój drugi dom, więc jak mogła pozwolić na zniszczenie czegoś tak cennego dla wielu osób?

- Aron - powiedział chłopak z papierosem. - Policja tu idzie - jęknął.

Lanore nie potrafiła powstrzymać triumfalnego uśmiechu, który wdarł się na jej usta, słysząc te słowa. Zaś Aron, chłopak w kapturze, posłał jej wrogie spojrzenie.

- Zapłacisz mi za to - zapewnił ją.

- Gdybym jeszcze się ciebie bała - prychnęła, odwracając się na pięcie. - To ja dzwoniłam! - zawołała do funkcjonariuszy, którzy do nich właśnie podchodzili. - Tego w kapturze najlepiej skarzcie na dożywocie - poleciła im, wskazując na Arona.

***



Don't mess with me - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz