Recenzja

950 101 8
                                    

paulinellina - Ironia Losu [Tom I]: Szklane Nadzieje

Hej czytelniku!

Już jakiś czas temu zaczęłam czytać pewne opowiadanie, lecz z braku czasu odkładałam jego ukończenie aż do ostatnich dni. Tak więc już teraz mogę Ci opowiedzieć o nim znając zakończenie.

„Szklane nadzieje" to pierwszy tom serii „Ironia losu" i, jak do tej pory, jedyny napisany. Autorka dość niedawno je ukończyła, więc nie trzeba czekać na kolejne rozdziały. 

Powieść ta to romans historyczny osadzony na początku XX wieku. Akcja zaczyna się w Paryżu, podczas balu, lecz w kolejnych rozdziałach wraz z bohaterami przenosimy się do Florencji.

Jest to historia młodej hrabianki: Estelle de Lilas-Chavriere, która na salony została wprowadzona dość niedawno. W dniu balu okazuje się, iż jej przyjaciel z dzieciństwa, w którym skrycie się kocha, również uczestniczy w tym wyjątkowym wydarzeniu. Mało tego, on również jest szlachetnie urodzony, a na dodatek jest jej partnerem w tańcu. Estelle, na zaproszenie swojej cioci, wybiera się na wakacje do słonecznej Florencji. Przypadek sprawił, że w tym właśnie mieście przebywali także jej przyjaciele. 

Czytając książkę możemy, wraz z bohaterami, przeżywać nieszczęśliwe miłości, jak i rywalizujące o względy damy, odnajdywanie swojego prawdziwego pochodzenia oraz siebie.

Paulinellina niezwykle dobrze przemyślała swoje opowiadania. Dokładnie zapoznała się z obyczajami oraz słownictwem używanym w tamtym okresie. Wszelkie zachowania były "poprawne"; szlachcianki zachowywały się dokładnie tak, jak damy wysoko urodzone, a nie jak wieśniaczki, co mi się naprawdę podobało.

Co do samych bohaterów, to naprawdę ich polubiłam. Estelle może za dużo rozmyślała o wszystkim co się dzieje dookoła, lecz te nie było aż tak rażące. Jednak najbardziej mi się spodobało to, że nie była egoistką. Wolała sama cierpieć, by inni byli szczęśliwi. Właśnie tym zdobyła moje serce. Przez całą książkę kibicowałam jej, by wreszcie znalazła mężczyznę, z którym byłaby szczęśliwa. Och, jak ja klęłam, kiedy kolejna do gry weszła Eloise. Och, jak ja nienawidziłam tej kobiety. Te jej intrygi, niezdecydowanie oraz zwodzenie za nos. Postać wykreowana idealnie do nienawidzenia! Coś jak Joffrey z GoT, lecz w łagodnej, damskiej wersji. Po prostu nie dało się jej polubić! A Alessio i Maxime? Dobrze wychowani, kulturalni, lecz w stosunku do Estelle zmienni. Tak bardzo chciałam puknąć ich w głowę. Czasami byli jak małe dzieci, które walczą o zabawkę.

Co do stylu, to nie mogę nic zarzucić. Znaki interpunkcyjne opanowane, ortografia również, tak samo jak szyk zdań. Zdecydowanie jeden z lepszych, jaki widziałam na wattpadzie. Tylko do jednego mogłam się przyczepić, styl ten może nie być rozumiały dla młodszych ludzi. Skierowany jest raczej do dorosłych kobiet bądź miłośniczek romansu historycznego. Czytelniczkom "zwykłych" romansów mogą się nie spodobać wstawki z początku XX wieku, czyli zdania w innym języku czy słownictwo używane w tamtym okresie i to nie tylko w dialogu, bo to jest zrozumiałe, lecz w opisach (np. "anno domini", czy "Alles Walzer").

Chcesz przeczytać naprawdę dobry romans historyczny? Bierz się za to dzieło! Nie ma na co czekać!

Ściskam,
Callidia

Numer 5.Where stories live. Discover now