Prolog

70 2 0
                                        

Zagarniam filiżankę z resztką zimnej kawy ze stolika pod oknem i lawiruję między krzesłami. Uśmiecham się do klientki, która właśnie wychodzi, życząc jej miłego popołudnia i znikam na zapleczu, by odstawić naczynia do zmywania. Gdy wracam na salę mama parzy kawę. Prawdopodobnie dla faceta, który stoi tyłem do nas i gapi się w telefon.
- Pytał o ciebie - mama zerka na mnie. Kosmyk blond włosów wysunął się z jej niedbałego koka. Odruchowo zakładam go za jej ucho.
- A kto to? - zerkam ponownie na mężczyznę. Mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam. Może jest stałym klientem.
Mama wzrusza ramionami.
- Nie wiem, nie pytałam.
Przewracam oczami. Cała Phoebe Morgan. O jej córkę pyta jakiś obcy facet, a ona nawet nie pyta go o imię. A co jeśli byłby stalkerem, który by mnie porwał? Policja zapytałaby ją o jego nazwisko, a ona wzruszyłaby ramionami i powiedziała „nie wiem, nie pytałam"? Zero odpowiedzialności.
- Ale wygląda znajomo - odpowiada mama z uśmiechem, który zdecydowanie mi się nie podoba. Dla mnie też wygląda znajomo, ale nie jestem w stanie go rozpoznać po tyle głowy.
- Mogę w czymś pomóc? - Odzywam się do nieznajomego. Mężczyzna odwraca się, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni i... Nagle przestaje być taki nieznajomy. Na chwilę brakuje mi tchu. Jak mogłam nie poznać tyłu tej głowy? Widywałam go tak często i... Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Miałam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę. Choć część mnie tęskniła za nim jak dzika.
Widocznie schudł, a jego brązowe włosy są zdecydowanie dłuższe niż w dniu, gdy widziałam go ostatni raz, ale to on. Stoi przede mną piękny jak zawsze. Z tym łagodnym uśmiechem na twarzy i roztrzepanymi od wiatru włosami.
- Liam - mówię, a raczej dyszę, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Jego usta rozciągają się w jeszcze szerszym uśmiechu, ukazując dołeczek w lewym policzku, a niebieskie oczy jak zwykle błyszczą radośnie.
- Eden - wypowiada moje imię z taką radością, że i mi ciśnie się uśmiech na usta. Dźwięk mojego imienia w jego ustach sprawia, że miękną mi kolana. Szybko jednak uświadamiam sobie, czyim jest bratem i domyślam się, po co przyszedł. Krzyżuję ramiona na piersi i mrużę oczy.
- Jeśli chcesz mnie przekonywać, że Dean się zmienił i powinnam w końcu...
- Nie mam zamiaru się mieszać w twoje relacje z Deanem - wchodzi mi w słowo - dobrze zrobiłaś, że go rzuciłaś. Dean to dupek i czasami wstydzę się, że płynie w nas ta sama krew.
Zakrywam usta, prychając cichym śmiechem. Nie jestem pewna, czy jest to efekt rozbawienia, czy raczej zaskoczenia. Nie spodziewałam się takich słów z ust faceta, który jeszcze trzy miesiące temu był gotowy rzucić się w ogień za młodszym bratem.
Liam też się śmieje. Przez chwilę stoimy w ciszy i po prostu patrzymy na siebie. Wraca do mnie wspomnienie chwili, gdy nasze spojrzenia spotkały się poraz pierwszy. Przerywa nam puste stuknięcie papierowego kubka o szklaną ladę i magiczny moment sprzed lat rozmywa się w mojej głowie. Mama stawia przed Liamem jego kawę i uśmiecha się do niego promiennie. Zerkam na nią z wyrzutem. Zna Liama. Dobrze wie, kim jest. W końcu ten facet przez dobre dwa lata jadał u niej obiady i popijał kacowe kawki. Wiem, o czym mama teraz myśli i potrzebuję całej swojej silnej woli, żeby nie przewrócić oczami.
Jeśli chcecie pogadać, to usiądźcie - ponownie olśniewa Liama swoim uśmiechem, po czym patrzy na mnie - zrobię ci kawę - proponuje. Przechylam głowę, mrużąc oczy.
Jesteś pewna? - w końcu jeszcze nie skończyłam zmiany, a poza nami dwiema w pracy nie ma obecnie nikogo innego.
Oczywiście - jej głos jest zbyt entuzjastyczny jak na mój gust - dam sobie radę. Za piętnaście minut przyjdzie Juni, a ty i tak nie byłaś dzisiaj na przerwie.
Ma rację. Moja sałatka prawdopodobnie zamarzła już w naszej zepsutej lodówce. Dochodzi południe, a ja od tej kromki chleba o szóstej rano nie miałam w ustach nic poza wodą i kawą. Zerkam najpierw na papierowy kubek. W środku jest prawdopodobnie americano, do którego on wsypie trzy torebki cukru. Obrzydlistwo. Później przenoszę wzrok na uśmiechniętego Liama i kiwam powoli głową. Firmowy fartuch wrzucam pod ladę i zmierzam do stolika, z którego chwilę wcześniej zgarnęłam filiżankę. Siadam na jednym z krzeseł, a Liam zajmuje miejsce naprzeciw mnie. Jego mięśnie napinają się pod rękawami białego t-shirtu. Patrzę na niego, czekając aż w końcu się odezwie, a on powoli wsypuje cukier do kawy - oczywiście ten trzy torebki - i miesza dokładnie. Jego ciemne włosy są w nieładzie i czuję silną potrzebę, by przeczesać je palcami, jak w noc, gdy się poznaliśmy. Zanim nasze drogi się rozeszły, a ja związałam się z jego bratem.
Wyglądasz lepiej niż, gdy ostatnio się widzieliśmy - odzywa się, a ja śmieję się ironicznie. Opieram się wygodniej na krześle i krzyżuję ramiona na piersi.
- Mówisz o momencie, w którym zbierałeś mnie z podłogi przedpokoju twojego brata? Tak, możliwe, że wyglądam troszkę lepiej - mój głos ocieka sarkazmem aż czuję jego gorzki posmak na języku. Liam wbija wzrok w swój kubek i skubie plastikową pokrywkę.
- Miałem na myśli - odchrząkuje, ale nie pozwalam mu kontynuować. Dopadają mnie wyrzuty sumienia za moje słowa. Zaopiekował się mną wtedy najlepiej jak umiał.
- Wiem, chciałeś być miły, jak zawsze. Do rzeczy - pochylam się w jego stronę, opierając przedramiona na stoliku. Liam upija łyk kawy i uśmiecha się w ten swój specyficzny sposób, który Juni nazywa „bridgertonowym uśmiechem".
- Moja rodzinka znowu organizuje wakacyjny spęd rodzinny - zaczyna, a ja kiwam głową. Dean mówił mi o tym od świąt - pomyślałem, że może masz ochotę jechać ze mną.
Otwieram szeroko oczy i patrzę z przerażeniem na mamę, która stawia przede mną filiżankę z kawą. Ona jednak tylko uśmiecha się do mnie i wraca za bar.
- Ale po co? - wracam spojrzeniem do bridgertonowego uśmiechu i przez ułamek sekundy przez moją głowę przelatuje wspomnienie chwili, gdy ujrzałam go pierwszy raz. Moje serce drży niespokojnie. Nienawidzę się za to.
- Tak dla zabawy - wzrusza ramionami - Dean będzie z nową dziewczyną, więc obecnie jestem jedynym singlem w rodzinie. Potrzebuję towarzystwa, a ty będziesz miała darmowe wakacje nad oceanem - patrzę na niego niepewnie. Wakacje u Blythe'ów z Liamem, Deanem i jego nowiutką dziewczyną, to jak pakowanie się prosto w paszczę lwa. Jakbym sama błagała o to by po raz kolejny bracia Blythe złamali mi serce. Jednak z drugiej strony... - i pomyśl, jak bezcenna byłaby mina Deana, gdyby jego brat przyjechał na rodzinne wakacje z jego byłą. Trafiłby go slag - wyjął tę myśl prosto z mojej głowy, choć nie spodziewałam się po nim takich słów. Nie zastanawiam się jednak nad tym zbyt długo. Myśl o Deanie miotającym się, gdy zobaczy mnie z Liamem jest zbyt kusząca.
Liam pochyla się jeszcze bardziej nad stolikiem. Jest tak blisko mnie, że czuję na twarzy jego kawowy oddech, gdy mówi:
- A do tego jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tęsknię z tobą - kupił mnie tym wyznaniem i szczerością, którą widzę w jego oczach. Przygryzam wargę, żeby się nie uśmiechnąć. Ten facet od pierwszej chwili naszej znajomości sprawiał, że stawałam się słaba. Nie jestem w stanie mu odmówić czegokolwiek. Otwieram usta, by powiedzieć, że ja też za nim tęsknię, gdy Liam zerka na zegarek i chwyta kubek z kawą.
- Muszę lecieć. Zastanów się na spokojnie i daj mi znać do końca tygodnia - rzuca, wstając od stolika. Śledzę go wzrokiem, gdy odchodzi w stronę wyjścia z kawiarni. Gdy zatrzaskują się za nim drzwi, prycham śmiechem i kręcę głową. Liam Blythe właśnie zaproponował mi wakacje z jego rodziną. Liam, który pozwolił mi się zakochać w swoim dupkowatym bracie. To nie może się dziać naprawdę.
To jest zemsta, której pragnęłam w najbardziej depresyjne noce, kiedy wypłakiwałam sobie oczy. Może nie złamię Deanowi serca tak, jak on złamał moje, ale przynajmniej mogę uderzyć w jego ego.
I spędzę czas z Liamem, który już nie jest zaręczony, podrzuca ta zdesperowana część mojej duszy, ale duszę tę myśl w sobie. Liam nie chciał mnie wtedy, więc czemu miałby chcieć mnie teraz?
Wstaję, zabierając ze sobą swoją kawę. Za barem oprócz mamy stoi też Juni. Moja przyjaciółka wiąże swoje ciemne loki w kok na czubku głowy. Nasze spojrzenia się spotykają i na jej twarzy pojawia się ten niepokojący uśmiech. W jej czekoladowych oczach igra błysk, pragnienie plotek. Mama nie patrzy w moją stronę, ale na jej ustach widzę ten niepokojący uśmiech. Fanklub Liama Blythe'a jest w pełnej gotowości. Brakuje im tylko jednej członkini, której na szczęście nie ma w mieście. Podchodzę bliżej, a one obie wbijają we mnie zniecierpliwione spojrzenia.
- Mogłaś mi powiedzieć, że to on - mruczę z wyrzutem do mamy.
- Nie porozmawiałabyś z nim, gdybyś wiedziała, że to on - odpowiada, a ja mam ochotę zaprzeczyć. Obie jednak wiemy, jaka jest prawda. Zwiałabym na zaplecze i czekała aż wyjdzie.
- Czy to był ten Liam? - pyta w końcu Juni.
- Co znaczy „ten Liam"? - śmieję się, opierając się o blat obok ekspresu. Mama podchodzi do klienta, który czeka by złożyć zamówienie.
Liam, który wygląda jak młodsza wersja Luka Thompsona - odpowiada, a ja marszczę nos, pociągając łyk kawy.
- Nie wygląda tak - stwierdzam.
Juni przenosi wzrok na moją mamę, szukając u niej wsparcia.
- Nie wiem, kim jest Luke Thompson - kobieta zgarnia papierowy kubeczek i markerem bazgrze na nim imię klienta, po czym podaje go Juni. Moja przyjaciółka wzdycha dramatycznie na wyznanie mamy.
- Benedict Bridgerton - odzywa się nastolatek po drugiej stronie lady. Dopiero teraz go rozpoznaję. Joshua. Przychodzi do nas co środę po zajęciach teatralnych. Często rozmawiamy o musicalach.
- Oh - mama podnosi na niego wzrok, po czym przenosi go na mnie - oh - powtarza z uśmiechem - wygląda jak młodszy Benedict Bridgerton - stwierdza i podaje chłopakowi paragon. Juni uśmiecha się triumfalnie, podchodząc do ekspresu, a ja przewracam oczami.
- O czym rozmawialiście? - mama zgrabnie zmienia temat.
    Streszczam im na szybko jego propozycję i wszystko, co wiem o rodzinnych wakacjach Blythe'ów. Wielki dom wakacyjny na Ocracoke Island. Prawie dwa tygodnie spędzone na jedzeniu domowych obiadów z owoców morza i piciu drinków na plaży. Przynajmniej tak opisywał to Dean.
- Chcesz mi powiedzieć, że brat twojego byłego, na którego kiedyś trochę leciałaś, przyszedł i tak po prostu zaproponował ci darmowe wakacje na wyspie w Karolinie Północnej? - Juni wymachuje przede mną kartonem z mlekiem owsianym.
- Z grubsza, to w sumie tak - wzruszam ramionami. Widzę, że przyjaciółka już otwiera usta, by coś powiedzieć, ale mama ją ubiega:
- Zrobisz, jak będziesz chciała, ale przemyśl to dobrze - mówi z troską w głosie - to jednak sporo czasu z Deanem i jego dziewczyną.
- To przynajmniej nie ta, z którą mnie zdradzał - żartuję, ale mina mamy wciąż jest poważna - nie martw się, będzie dobrze. Opalę się, odpocznę, a jeśli naprawdę nie będę mogła znieść kłamliwej mordy Deana, to najwyżej wrócę wcześniej. Poradzę sobie - zapewniam ją - jeśli się oczywiście zdecyduję - dodaję. Mama ściska moją dłoń i uśmiecha się niepewnie. Szczerze mówiąc sama nie jestem przekonana do tego wyjazdu, ale raz się żyje.
Zrobię to dla fabuły, myślę, zbierając swoje rzeczy z zaplecza.

Better Than RevengeOnde histórias criam vida. Descubra agora