cz 2.8

198 21 1
                                    


Marcella od kilku dni ze mną mieszka, do tej pory ani razu nie pojawił się u nas Rodrigo, więc teoretycznie powinienem być zadowolony. Niestety tak nie jest. Moja księżniczka ciągle znika i szczerze to nie wiem czego mogę się po tym spodziewać. Marcella odkąd tylko odzyskała pamięć i przy okazji zapomniała o mnie zachowuje się bardzo dziwnie.

Co chwilę gdzieś wychodzi udzielając jedynie zagadkowych odpowiedzi i jeszcze te ciągłe telefony, które jeśli już odbiera to od razu opuszcza pomieszczenie.

Wiem, że powinienem ją o wszystko wypytać, ale boję się, że uzna, że chcę ją ograniczać. To już nie jest ta sama Marcella co wcześniej. Ja ją oczywiście dalej kocham, ale czy ona nadal czuję to do mnie to samo to już pewności nie mam.

Nawet teraz gdy leżymy w jednym łóżku moja księżniczka zajmuje swój bok. Wcześniej ciągle znajdowała się w moich ramionach. Teraz jednak wprowadziła między nami pewnego rodzaju dystans. Oczywiście dalej się pieprzymy, ale czułości jest o wiele mniej.

— Czemu mnie nie budzisz? — nagle dociera do mnie głos czarnowłosej. Przewraca się na bok i we mnie wpatruje.

— Ciągle gdzieś wychodzisz, więc na pewno jesteś zmęczona — dopiero po chwili uświadamiam sobie, że nieświadomie wypomniałem jej to jak obecnie się zachowuje. No cóż, nie łatwo jest ukryć to co człowieka tak bardzo irytuje.

— Nie mogę swoich spraw załatwiać tutaj, bo niepotrzebnie bym cię narażała — i dopiero te słowa uświadamiają mi, że ona może się angażować w naprawdę niebezpieczne sytuację. Bez powodu przecież Davis jej nie uprowadził.

Przysuwam się do niej, nieśmiało dotykam jej policzka, bo przyznaj, że ostatnio cały czas badam jej reakcje. Jeśli Rosie coś lubiła to nie znaczy, że Marcella też. Teraz właśnie widzę jak Marcella jest różna od Rosie. I to zaczyna przerażać mnie najbardziej.

— Po tym co mi teraz powiedziałaś jeszcze bardziej wolę byś załatwiała te sprawy jak jestem w pobliżu — przewraca oczami na moje słowa. Zabieram dłoń z jej policzka, bo widzę, że nie ma ochoty się w nią wtulić. Szkoda.

— Nie obraź się Lou, ale mam o wiele lepszą pozycję od ciebie. Mi nikt nic nie zrobi, ale tobie już może.

— Niedawno co ktoś cię uprowadził — przypominam jej. Zachowuje się bardzo nierozsądnie i mam nadzieję, że to nie będzie miało tragicznych skutków.

Moja słodka brunetka podnosi się do pozycji siedzącej i przybiera poważnego wyrazu twarzy.

— Właśnie dlatego muszę się dowiedzieć w jaki sposób do tego doszło. Ktoś musiał mnie mu wystawić. Tylko kto — widać po niej, że ta sprawa ją zadręcza. Jeśli to ode mnie by zależało to kazałbym jej o tym zapomnieć. Davis nie żyję, a ona jest już ze mną.

A ja za nic nie pozwolę jej zrobić krzywdy.

— Lecę pod prysznic, bo zaraz muszę wychodzić — oznajmia i wstaje z łóżka. Ma na sobie króciutkie satynowe spodenki i tego samego koloru i materiału bluzeczkę na ramiączka.

Ubieram się i schodzę do kuchni, bo nie zamierzam jej nigdzie wypuścić bez śniadania.

Wchodząc do salonu przeżywam jednak szok. Na kanapie siedzi sobie Rodrigo Feranto.

— Masz do dupy ochroniarzy, a ja wolałem nie patrzeć jak pieprzysz mi córkę — odzywa się zanim zdążam zadać pytanie.

Naprawdę muszę zweryfikować to jak pracuje ochrona. Kilka raz powtarzałem im, że jak tylko Rodrigo Feranto pojawi się w pobliżu domu to mam dostać niezwłocznie informację.

— Jestem cholernie ciekawy co ty w sobie takiego masz, że Marci nawet teraz chce z tobą być. Ona zawsze miała specyficzny gust, ale związek z tobą to już przesada — mimo uszu puszczam te obelgi, którymi mnie obrzuca.

Mam gdzieś to co o mnie myśli.

— Co ty tu robisz? — dochodzi do mnie głos Marcelli. Szybkim krokiem mnie wymija i staje przed ojcem. Na całe szczęście zdążyła już włożyć na tyłek czarne spodnie i chabrową bluzkę. — Mówiłam, że póki co nie chce cię oglądać.

Krzywi się na jej słowa. Trochę się mu nie dziwię, nie ma aż tak zażyłych relacji z Max'em, ale na pewno nie chciałbym tego od niego usłyszeć. Chociaż nie twierdzę, że mu się nie należy.

— Wróć do domu. Obiecuję, że nie będę się w nic wtrącał.

— Akurat mam jeszcze na tyle rozumu żeby ci nie uwierzyć. Odpuść.

Pov Marcella

Pojawienie się ojca w ogóle mnie nie dziwi. Tak naprawdę to spodziewałam go się o wiele wcześniej. Biorąc pod uwagę brak ostrożności Louisa. Staram się tego nie okazywać, ale ukradkiem przyglądam się tacie. Nie wygląda na pijanego, a to już dobrze wróży.

— Nie możesz się na mnie gniewać za jakąś kretynkę. Ona była sobie sama winna.

Nie, nie mogę tego dłużej słychać. Szybkim krokiem zmierzam do wyjścia, bo i tak jestem umówiona z Octtavio. On dobrze wie, że jestem bardzo punktualna, więc jeśli chociaż chwilę się spóźnię to zacznie wypytywać co takiego się stało.

Wsiadam do auta i opuszczam posesję Louisa. Tym razem jadę do innego miejsca, blondyn wysłał mi adres piętnaście minut temu. Uważnie też spoglądam w lusterko by sprawdzić czy przypadkiem nikt za mną nie jedzie.

Nawet bym się nie zdziwiła gdyby ojciec kazał mnie śledzić. Nie zauważam jednak by któryś z aut szczególne za mną jechał. Dla pewności jadę jednak bardzo okrężną drogą.

Zajeżdżam na miejsce i muszę przyznać, że nie podoba mi się tu. Owszem jest na uboczu i nikomu o zdrowych zmysłach nie przyjdzie do głowy by się tu zapuszczać, ale ja także nie będę czuć pewnie. Z Octtavio nigdy nic nie jest pewne.

— Długo ci zeszło — wita mnie narzekaniem.

— Jestem dwie minuty po czasie, więc nie przesadzaj.

Intensywnie się we mnie wpatruję, a ja staram się utrzymać ten kontakt wzrokowy.

— Chodź na górę, wszystko już jest przygotowane — oznajmia i kieruję się na betonowe schody. To jest zwykły piętrowy dom tylko, że w stanie surowym. Oby na górze było trochę lepiej.

Moje prośby zostają wysłuchane, bo pokój do którego zaprowadził mnie Octtavio jest jako tako urządzony. Nawet ściany są pomalowane na niebieski kolor. Są dwa krzesła, biurko i co dziwnego także welurowa czarna kanapa. Podłoga jest wyłożona brązowymi imitującymi drewno panelami.

— Co to za miejsce?

— Obecnie tu pomieszkuję, więc uznałem, że to najlepsze miejsce do naszej pracy — oznajmia i rozsiada się na tej kanapie.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ