Rozdział XIV

7 1 0
                                    

Letha weszła do gmachu Trybunału Sprawiedliwości. Ściągnęła przemoczony kaptur i przeczesała palcami włosy. Próbowała połączyć ze sobą ostatnie wydarzenia, ale zmęczenie odbierało umiejętność prawidłowej oceny sytuacji. Frustrowało ją poczucie, że zapada się coraz głębiej w jakiś odmęt, z którego nie ma powrotu. Ma tak wiele pytań i gdy tylko stawia krok w kierunku znalezienia odpowiedzi, napotyka tylko kolejne znaki zapytania. To tak, jakby za jednymi drzwiami znajdował się szereg kolejnych, a potem kolejnych i kolejnych. Ktoś bardzo skrupulatnie rozgrywa cały organ ścigania, nie dając nawet czasu na to, aby można było zająć się porządnie jednym wątkiem. Próbowała więc najpierw poukładać to, co już wie.

Była w posiadaniu karteczki z zapisaną na niej tajemniczą treścią. Dziewczyna, której zeznania mogły rzucić nieco światła na śmierć generała, zabiła się, zanim Letha zdążyła do niej dotrzeć. Karciła siebie w myślach za każdym razem, gdy docierało do niej, że traktuje Kathę, jako źródło informacji, a nie udręczone dziecko, które postanowiło ze sobą skończyć.

Tak łatwo przychodzi odczłowieczyć kogoś – myślała wówczas.

Po każdym kroku wprzód, następują dwa wstecz. Brakuje czasu, aby zdobywać informacje, a co dopiero łączyć je ze sobą w jeden, wyraźny obraz. Gdy tylko łapie jakąś poszlakę, jest wzywana do kolejnego zdarzenia. A ludzie cierpią, umierają lub przepadają bez śladu. Coraz ciężej było pozbierać myśli i zaplanować działanie. Miała wrażenie kompletnego poplątania wątków. Zaczęło ją to przytłaczać, a surowe wnętrze przepastnego budynku trybunału tylko potęgowało to uczucie. Mimo to szła pewnym krokiem przez rozległy hol w kierunku głównej sali sędziowskiej. Mijała niższych stopniem strażników, rozmieszczonych przy licznych kolumnach, które podpierały firmament gmachu. W pustej przestrzeni odbijało się echo jej kroków i stłumione przez grube mury bicie dzwonów. Poza tym panowała cisza. Strażnicy salutowali jej, ale nie reagowała. Zwykle była skupiona, a teraz sama przed sobą musiała przyznać, że nie wie, co robić. Nie chciała dać tego po sobie poznać.

W głównej sali rozpraw spotkała porucznika Molisa, który nerwowo popalał nieodłączną sobie fajkę.

– Letha! – przywitał ją, wyraźnie zaniepokojony.

– Poruczniku – odparła.

Nie często widziała go w takim stanie. Zwykle opanowany lub beztroski Jobb Molis, teraz sprawiał wrażenie ogarniętego paniką. W jego oczach Letha zauważyła jakąś nerwową, nieopanowaną determinację, podbudowaną strachem.

Tak, to jest strach – zaniepokoiła się.

– Wszystko z tobą w porządku? – podszedł do niej z miną zatroskanego rodzica i położył rękę na ramieniu.

– Tak, wszystko...

– Całe szczęście – przerwał jej. – Gdzie jest Randal?

– Nie wiem. Powinien już być, ale widocznie coś go zatrzymało.

– Psia jego mać! – warknął Molis i zaczął chodzić wkoło. – Jest nam potrzebny. Dlaczego to tak długo trwa? Mam nieodparte wrażenie, że czas nam ucieka, a my jesteśmy, jak te dzieci we mgle. Czego się dowiedziałaś?

Letha opowiedziała porucznikowi, co zaszło między generałem Wellenem, a rodziną państwa Buza. Starała się przedstawić całą sytuację możliwie jak najzwięźlej. Próbowała nie angażować się emocjonalnie w sprawozdanie, co nie było łatwe, jak się okazało, również dla Molisa.

– Bydlak! – podsumował porucznik i splunął. – Pierdolony zwyrodnialec!

Letha nadal mocno przeżywała ostatnie wydarzenia. Uświadomiła sobie, że w czasie jej dotychczasowej służby nie miała jeszcze aż tak trudnej sprawy. W ciągu ostatnich dni wzięła na swoje barki ogromny bagaż ciężkich przeżyć, które szargały jej nerwy i pchały w stronę wątpliwości, że może się do tego nie nadaje. Ponadto obudziły się demony przeszłości, które do tej pory skutecznie tłumiła gdzieś na dnie swojego serca. Teraz coś tłukło czarnymi skrzydłami, próbując wydostać się na wolność. Nie mogła na to pozwolić, ale wiedziała, że nie może opierać się w nieskończoność.

Pustułka Tom I FasadyWhere stories live. Discover now