Witamy w Auredonie

9 1 0
                                    

Obudził mnie ojciec. Spojrzałam na niego ledwo przytomna.

- Wstawaj - nakazał mi ostro.

Wyjrzałam przez okno. Było jeszcze ciemno. Usiadłam na łóżku.

- O co chodzi? - zapytałam.

- Brakuje trunków - oznajmił mi.

Westchnęłam i pokiwałam głową.

- Już idę - odpowiedziałam.

Wyszedł z mojej kajuty trzaskając drzwiami. Przetarłam twarz i podeszłam do szafy. Dobrze, że Evie szyje mi ubrania bo nie miałabym co nosić. Ubrałam koszulę z bufiastymi rękawami, czarne, przyległe spodnie, czarne, wysokie do kolan buty z mocną podeszwą, czarny gorset na talię oraz coś typu szelki zakłądane tylko na ramiona z większą ilością materiału na plecach. Do tego jeszcze czarny piracki kapelusz i pasek na broń na biodra. Włożyłam dwa długie sztylety na plecy, a miecz przypasałam do pasa. Ubrałam kilka wisiorków i pierścionków. Wyszłam z kajuty, a potem zaszłam ze statku. Poszłam na miasto i obrobiłam kilka straganów z alkoholu. Zaniosłam go ojcowi. Machnął tylko na mnie ręką i wrócił do picia. Resztę dnia spędziłam w kajucie do czasu aż ojciec do mnie nie przyszedł. Spojrzał na mnie poważnie.

- Zostałaś wybrana by jechać do Auredonu. Pakuj się - oznajmił i wyszedł.

Spakowałam wszystkie moje rzeczy, których wbrew pozorom nie było dużo. Wyszłam z kajuty i weszłam na pokład. Zatrzymał mnie ojciec. 

- Zanim pójdziesz, mam coś dla ciebie - powiedział do mnie.

Wyjął z kieszeni trzy przedmioty i mi je podał. Zbliżył się do mojego ucha i zaczął mówić.

- Kompas wskaże ci drogę do tego czego szukasz. Mapa objawi każdy plan o jakim pomyślisz. A luneta pomoże ci dojrzeć to czego nie widać gołym okiem - wyszeptał mi gorączkowo do ucha.

- Dziękuję ojcze - odpowiedziałam cicho i schowałam artefakty do torby.

- Tobie przydadzą się bardziej niż mi - powiedział - A teraz leć. Pod pałac Diaboliny - 

Szybko się pożegnałam i pognałam we wskazane miejsce. Gdy tam dotarłam, stała już tam limuzyna i reszta złoczyńców ze swoimi dziećmi. Oni się żegnali, a je wrzuciłam już swoje rzeczy do bagażnika, a sama wpakowałam się na tylnie siedzenie. Po chwili do środka weszła reszta ekipy. Kiwnęliśmy sobie głowami.

- Cześć - przywitała się ze mną granatowłosa.

- Cześć Evie - przywitałam się.

Opowiedziała mi w skrócie, że mamy zdobyć magiczną różdżkę Dobrej Wróżki. Tiaaaaaaa. Nie wiem jak oni, ale ja nie zamierzam wracać do kontaktu z ojcem, tak długo jak to możliwe. Niezbyt za sobą przepadamy mimo wszystko. Dojechaliśmy na miejsce. Mal i Evie wyszły pierwsze, a za nimi wytoczyli się Carlos i Jay. Gdy oni się uspokoili to dopiero wtedy wyszłam z samochodu. Rozejrzałam się twardym wzrokiem po zgromadzonych i uniosłam delikatnie kącik ust. Ahhhhhhhh. Ten odór strachu i obawy. Zaciągnęłam się powietrzem i wytchnęłam je ustami. Podeszłam do reszty ekipy. Podeszła do nas Dobra Wróżka, a potem zapewne przedstawiciel rodziny królewskiej. Przedstawił się jako Ben, a jakiś plastik stojący obok niego dopowiedział, że jest księciem, a zaraz królem. Uścisnął nam dłonie. Każdy z nas się przedstawił.

- Lilith - odpowiedziałam krótko.

Dobra Wróżka popatrzyła na mnie zlękniona. Podobnie jak reszta zgromadzenia, ale nikt tego nie skomentował. Oprowadzili nas po najważniejszych częściach obiektu. Później Doug zaprowadził nas do pokoi. Ja wylądowałam z córką Ariel i Eryka. Wstała z łóżka jak tylko weszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na nią.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 29 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nie taka, jaka mogłaby się wydawaćWhere stories live. Discover now