and i think you'll come home soon

34 8 58
                                    

Gorąca fala bolesnej świadomości uderza Sadie pomiędzy słowami piosenki, której nie potrafi już rozpoznać, skupiając się jedynie na utrzymaniu włosów poza sedesem. Łazienka jest duszna, po czole i plecach dziewczyny spływa strumieniami pot. Sadie czuje wszystko aż nazbyt wyraźnie, począwszy od tekstury klejących się do ciała ubrań, przez piekące oczy i drżące niemiłosiernie dłonie, całe pokryte wymiocinami i krwią. Dziewczyna płacze bezgłośnie, bo nie może wydobyć dźwięku z poranionego gardła; to za bardzo boli. Ma wrażenie, jakby każda komórka jej ciała pulsowała, puchła pod wpływem tego wszechobecnego ciepła, choć może ono jest tylko złudzeniem jej przerażonej głowy. Sadie jest na skraju ataku paniki.

To miało się nie powtórzyć. Sadie nienawidzi swojej choroby i choć nie jest już tak źle, jak w czasach liceum, każdy nawrót wydaje się końcem świata. A ostatnimi czasy tych nawrotów jest coraz więcej i to wszystko, absolutnie wszystko z winy Rachel.

Nie, tak naprawdę Sadie wcale jej nie wini. Jak by mogła? W końcu kocha ją ponad życie. Szkoda tylko, że nie może kochać siebie tak bardzo, by dostrzec, że to, co się stało, nie było również jej winą. Że nie było niczyją winą i Sadie wcale nie znudziła się Rachel, nie była dla niej zbyt brzydka, zbyt gruba. A to krąży w jej głowie cały czas, odkąd kilka tygodni temu jej dziewczyna oznajmiła, że muszą zrobić sobie przerwę. Po prostu nie jestem wystarczająco piękna, nie mam idealnej figury, to wszystko moja wina, myśli obsesyjnie Sadie, wsadzając sobie palce do gardła, mimo, że dosłownie trzęsie się z bólu. Kaszle, krztusi się, pluje żółcią, bo już nic innego nie ma, wszystko zdążyła zwymiotować przez te kilka godzin. Mokre włosy przylepiają się do czoła, przykry zapach roznosi się po całej łazience. Sadie przeciera twarz dłońmi i jęczy z obrzydzenia, gdy uświadamia sobie, że ich nie umyła.

Z trudem się podnosi. Musi przytrzymywać się brzegu umywalki, by ustać na drżących nogach. Gorące łzy parzą jej policzki. Sadie myje ręce i twarz, a potem niespodziewanie unosi wzrok i spotyka się z własnym, półdzikim spojrzeniem w lustrze.

Błękitne oczy są pełne agonii. Sadie widziała je w takim stanie tylko raz i były to bliźniacze oczy jej mamy, gdy Carter popełnił samobójstwo. Obiecała sobie, że będzie silniejsza i nie będzie płakać. Ale nie potrafiła dotrzymać obietnicy.

Sadie siebie nienawidzi. Patrzenie w swoje odbicie jest dla niej torturą, bo widzi tam tylko głupią dziewczynę, brzydką, bezwartościową i irytującą. Nienawidzi całej siebie, a już najbardziej swojego ciała, które tym nieidealnym wyglądem jakby podkreśla, że Sadie jest beznadziejna. Sadie chce zniknąć, ale nie może się zabić, bo wtedy zrównałaby się z Carterem, a poprzysięgła sobie, że nigdy nie wykaże się tak egoistycznym tchórzostwem jak jej brat. Dlatego Sadie żyje, ale czasem pragnie po prostu zapaść się pod podłogę i z zamkniętymi oczami udawać, że jest kimś zupełnie innym. Kimś pięknym, kimś mądrym, kimś idealnym, kto nie musi się starać, kto nie musi płakać, kto nie musi robić nic poza istnieniem w swojej nienaruszonej wspaniałości.

Sadie Kane wierzy w ideały. A jednym z nich jest Rachel Dare. To właściwie najważniejszy z ideałów, jaki kiedykolwiek poznała.

Dzwonek do drzwi rozbrzmiewa w jej uszach, wbija się w obolałą głowę, jakby chciał rozbić ją na maleńkie kawałeczki. Sadie nie przejmuje się tym, jak pokaże się osobie po drugiej stronie drzwi. Dopóki to nie Rachel - a to z pewnością nie Rachel, ona już nigdy nie postawi stopy w tym mieszkaniu - ma gdzieś, jak ją widzą. I tak zawsze wyglądam obrzydliwie, myśli. Pewnie nawet nie dostrzegą różnicy.

Kiedy staje jednak w progu, chwiejna, zapłakana, z opuchniętą twarzą i spierzchniętymi wargami, w starych ubraniach mokrych od potu i wymiocin i wprost przed sobą widzi znajomą burzę loków, automatycznie zatrzaskuje drzwi.

dancing with my eyes closed • daneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang