5. Zamieram.

11 3 2
                                    

- Dobra kto idzie po jedzenie, a kto zostaje? - zapytał Lars - Ja na pewno idę, ale nie sam!

- Ja idę, ja! - zawołał dziecinny głos Jake'a.

- Jake, ty nie możesz... Zostaniesz tu z kimś.

Jake tupną nogą, po czym usiadł na jednym ze stopni schodów.

- Ja pójdę. - oświadczył Oscar.

Może ja też się zgłoszę?

- Ja też idę. Jedna z was musi zostać. - powiedział melodyjny głos Hanne.

Zgłoszę się, tylko tak mogę im podziękować za uratowanie życia:

- Pójdę z wami.

- Okej, to ja tu zostanę z Jake'iem, - powiedziała Wiktoria - Tylko bądźcie ostrożni, tam, na zewnątrz. Nie wiemy kiedy może pojawić się mgła.

Demonicznie wali mi serce.

Zbieramy się w grupę i ...
w y c h o d z i m y.

Stąpam teraz po jakiejś kostce brukowej. Powietrze, jest takie inne, rześkie. Rozglądam się. Wszystko jest poprzewracane, rośliny wyrwane z ziemi razem z korzeniami. Jesteśmy otoczeni szaro - brązowymi budynkami, a w sumie to ruinami budynków.

To wszystko wygląda tak, jakby przeszło tędy wielkie tornado.

Cud że żyję.

- Cały świat tak wygląda... - rzekł Oscar.

- Musimy znaleźć jakikolwiek sklep, najlepiej spożywczy. - oznajmił Lars.

- Tam chyba jest jakiś. - szepnęłam wskazując na jeden z budynków.

- Chodźcie za mną. Cicho. - mówiąc to, Lars ruszył w stronę wskazaną przeze mnie palcem.

Idziemy w stronę rozwalonego wejścia, nad drzwiami jest napisane: "Sklep u Marka" , w sumie to nie wiem czy to na pewno taka nazwą, ponieważ całą tabliczka jest rozszarpana...

Wszyscy idąc rozglądamy się we wszystkich kierunkach.

Słońce, piekielnie piecze mi skórę.

Stoimy przed wejściem. Pierwszy wchodzi Lars.

Patrzę na ręce Oscara, drżące że strachu, pozbawione jakiejkolwiek broni, dłonie.

Jestem za Lars'em.

Wchodzę. Prawie potykam się o jakąś belkę.

Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać za puszkami jedzenia. 

Cała drżę. 

Widzę trupa, a właściwie to jego szkielet.

Zamieram.

Porusza się.

Serce bije mi jak szalone.

Nagle rzuca się na mnie, a ja piszczę  i zwijam się w kulkę. Teraz zza półki wyskakuje Oscar... trzymający za szkielet. Prycha natychmiastowo i ledwo łapiąc oddech mówi:

- Żałuj że nie widziałaś swojej miny! - rechot - To tylko plastikowy szkielet ! - ledwo dyszy i aż zwija się ze śmiechu - Ta co się zabawki wystraszyła ! Nie mogę, po prostu nie mogę! - Cały czas się śmieje.

- Uspokój się wreszcie! - odezwał się władczym głosem Lars - To nie jest czas na żarty. Szczególnie że nie wiemy co może nas tu spotkać.

Powoli wstałam z zimnej podłogi.

Oskar zaczął przeglądać półki.

Ja zauważyłam coś w trochę ciemniejszym kącie sklepu. To jakiś mały mieczyk ze skórzaną, jakby poszewką, by się nim nie zranić. Ostrożnie go z niej wyciągnęłam. Trzymałam w dłoni srebrny, ostry, porządny mieczyk z wklęsłym nadrukiem jakiegoś smoka.

Gdy trzymałam go w ręku, czułam bijącą z niego ... Energię?

Spojrzałam w stronę Hanne. Wpatruje się ona w widok z rozbitej szyby. Widzę jej przerażenie w oczach. Cała pobladła. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz nic nie potrafiła z siebie wydusić. Trzęsła się. Zaczęła delikatnie uderzać pięścią w  udo, najwyraźniej próbując wybudzić się z tego transu.

Podeszłam do niej, szturchnęłam ją - raz drugi. Spojrzałam w stronę, w którą się patrzyła i zobaczyłam...

Mglisty ZmierzchWhere stories live. Discover now