Część 34. JAŚMIN

94 14 2
                                    

JAŚMIN

Jakiś czas później cały ten „kluczowy tydzień" zlał mi się w jeden długi dzień i noc.

W sobotę pojawiliśmy się z wizytą u ciotki Tomka. Nie zdążyła podziękować mi za Fotelik Jaśmin i teraz nadarzyła się okazja.

Herbatka w bajońsko drogiej porcelanie, kruche ciasteczka i ostrożna rozmowa – tak bym opisała to spotkanie. Ciotka Tomasza nie była ograniczoną, bogatą kobietą, skupioną na sobie. Obserwowała nas. Miała na twarzy wypisane pytania, które prawdopodobnie chciała zadać swojemu siostrzeńcowi, gdy zostaną sami.

Na sam koniec wręczyła mi prezent.

- Rozpakuj w domu – powiedziała i pocałowała mnie w policzek.

Zważyłam paczkę w rękach i przeanalizowałam jej kształt; zagadka wydawała się całkiem prosta.

- Książka? – zapytałam.

Ciotka Aldona uśmiechnęła się i sięgnęła po swój płaszcz, nie zostawiając nam innego wyboru, jak już sobie pójść.

- Wybaczcie, kochani, ale mam jeszcze plany na dzisiaj. Do zobaczenia.

Grzecznie, ale bez zbędnych ceremonii nas zatem wyprosiła. Wsiedliśmy do samochodu, Tomek robił plany na resztę popołudnia i pytał, gdzie chcę zjeść obiad, ale nie odpowiedziałam.

Podważyłam paznokciem wstążkę na paczce już w trakcie drogi z Żoliborza na Mokotów.

Tomek spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Ciekawska jesteś – powiedział.

Rozdarłam papier i zobaczyłam album ze zdjęciami. To on na nich był. Mój mąż, którego nie chciałam poślubić.

Przerzucałam stronę po stronie, patrząc na Tomka jako małego chłopczyka, a potem chłopca z pierwszych lat szkoły; kopiącego piłkę na boisku i jadącego na rowerze. Ciotka Aldona nie miała chyba... problemu? oporów? przed umieszczeniem w tym albumie zdjęć Tomka z jego rodzicami. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali swojego synka. Przytulali go.

Prawie przestałam oddychać.

Zapatrzyłam się na zdjęcie Tomka jako zuchwałego, ale słodkiego dziesięciolatka, może rok mniej, albo rok więcej. Uderzył mnie wyraz jego oczu na tym zdjęciu. Były ciemne, z podwiniętymi rzęsami, pełne emocji. Nieprzewidujące nic z tego, co go później spotkało.

On mi powiedział prawdę o sobie, na samym początku. Ja tego nie zrobiłam, i nie zrobiłabym do tej pory, gdyby sytuacja mnie do tego nie zmusiła.

To nie był człowiek bez wad, miał ich mnóstwo, ale patrząc uczciwie, ja też nie byłam idealna.

Byłam kompletnie rozbita, roztrzaskana w pył. Tomek nie miał pojęcia, że ten obraz, który widzi, jest sklejony z tych kawałków i całkowicie sztuczny; poddał się iluzji tak, jak wszyscy.

- Zawróć – powiedziałam.

- Co? – nie zrozumiał.

Zrobiłam coś nietypowego dla siebie. Złapałam Tomka za ramię, chociaż nie tak mocno, żeby stworzyć zagrożenie i skręcić kierownicą bez jego kontroli.

- Gdzie? – zapytał zaskoczony. – Na Żoliborz? Zapomniałaś czegoś?

- Nie o to chodzi.

- Ciotka miała wyjść z domu. Jeśli czegoś nie zabrałaś, trzeba do niej najpierw zadzwonić – powiedział rozsądnie.

- Tomek, jedźmy razem do Borska. Chciałeś się wszystkiego dowiedzieć, miałeś rację, dawno powinnam przestać cię zwodzić.

Włączył kierunkowskaz, rozejrzał się i zjechał na stację benzynową, dość niespodziewanie.

Zatrzymał samochód.

- Jaśmin, co się dzieje?

Zamrugałam, ale nie powstrzymałam płaczu. To, co mogłam zrobić, to zdławić go trochę, żeby nie przerodził się bezradny szloch i niepowstrzymany niczym krzyk.

Może w Tomku wciąż był ten mały chłopiec, na pewno; może we mnie tkwiła mała dziewczynka, która nie wiedziała, co się w przyszłości stanie. Nie powinnam dalej grać w tę grę, nawet jeśli potrzebni byliśmy do niej oboje.

Wiedziałam, że Tomasz się zaangażował. Chciał to przerwać.

Wzięłam oddech i odsunęłam jego rękę, kiedy próbował skierować moją twarz w swoją stronę.

- Już dobrze. Ile czasu zajmie ci dojazd?

W milczeniu wpisał dane w nawigację.

- Przecież jechałaś już z Siwym – zwrócił mi uwagę. W jego tonie była wciąż ta zazdrość, którą sam spowodował.

- Nie zwróciłam uwagi. Spałam, kiedy prowadził.

Tomek zacisnął szczęki i wiedziałam, dlaczego; zirytował go fakt, że ktoś poza nim mógł to widzieć.

- Trzy godziny. Może trochę więcej – powiedział. – Pewnie nie chcesz, żebym docisnął na maksa.

- Wszystko mi jedno, ale nie chcę ze względu na ciebie. Przecież to niebezpieczne – wymruczałam pod nosem.

Tomek powoli i znacząco odwrócił głowę, przechylił się i napotkał mój wzrok.

- To była troska o mnie? – zapytał. – Jaśmin. Zaczynam się stresować.

Pociągnęłam nosem, a na jego twarzy pojawiło się poczucie winy.

- Nie płacz. Pojedziemy, oczywiście. Skoro tego potrzebujesz. Chcesz uprzedzić rodziców?

- Zrobimy to na miejscu - odparłam.

- Muszę zatankować. Dobrze, że napatoczyła się stacja – dodał Tomek. – Jesteś głodna?

Zacisnęłam ręce w pięści.

- Chcę jechać, chcę mieć to wszystko za sobą.

- Jezu – mruknął Tomasz. – Okej. Ale ja muszę coś zjeść, nawet jakby to był jakiś wstrętny hot-dog.

Przypomniałam sobie, że konsekwentnie nie tknął ciastek.

Patrzyłam przez przednią szybę, jak płaci, konwersując z bardzo ładną dziewczyną obsługującą go na stacji, jak bierze od niej hot-doga. Zjadł go w pięciu kęsach, w drodze do samochodu.

Jak tylko wsiadł, zamknęłam oczy.

- Włączmy muzykę – powiedziałam i zapanowałam nad oddechem. – Dziękuję, Tomek.

Chwilę potrwało, zanim odpalił silnik i włączył jazz grany na fortepianie. Czułam przez skórę, że cisną mu się pytania, na przykład o to, dlaczego jestem tak uprzejma i za co mu, do diabła, dziękuję.

Nie drzemałam w drodze, rozmyślałam mając przymknięte powieki, a potem oparłam skroń o szybę po swojej stronie. Tomek skupił się na jeździe. Najpierw sprawdzałam godzinę na telefonie, potem on włączył radio i co chwilę podawano czas.

W mojej głowie najpierw ułożyła się historia, którą miałam do opowiedzenia, potem – z przerażającą jasnością zobaczyłam, jakie kroki muszę teraz podjąć.

- Jaśmin – powiedział Tomek półgłosem – powinienem zjeżdżać, zanim skieruje mnie na Trójmiasto. Jaki jest dokładny adres?

- To zależy – odpowiedziałam. – Czy chcesz odwiedzić ośrodek dla osób w śpiączce, czy cmentarz.

Nieszczerość (18+) #2Where stories live. Discover now