5. Wyznanie chwytające za serce

22 1 0
                                    

Czas. To pojęcie bardzo względne, bo każdemu człowiekowi dane było korzystać z niego inaczej.
Mogłabym teraz pić parzoną kawę w swojej ulubionej złotej filiżance, bawić się do upadłego na imprezie z przyjaciółmi lub spać w swojej pastelowo-różowej trupiarni. Każda z tych czynności kradłaby moment w moim życiu, którego nigdy więcej bym nie odzyskała.
Jakaś osoba była właśnie na skraju swojej wytrzymałości, drugi w tym momencie miał przed sobą najważniejsze w życiu wydarzenie, a jeszcze inny sprawdzał swoją własną wiedzę. Pytanie brzmi: A czym dla mnie był czas?
Zatrzymaniem się w przestrzeni.
Byłam tylko ja i niebieskie, głębokie jak ocean tęczówki, które wpatrywały się w moje bursztynowe. Był niczym kotwica. Koło ratunkowe.
Paraliż w moim ciele zniknął niemal od razu, kiedy ciepłe dłonie blondyna przesunęły się na moją talię, a kościste palce zahaczyły o moje czarne figi.
— Chodź, pomogę ci wyjść — wychrypiał nagle, przerywając nasz kontakt wzrokowy.

Złapałam za jego przedramię, i chwilę później znaleźliśmy się już na powierzchni piasku.
Przeszedł mnie dreszcz, gdy zdałam sobie sprawę, że stoję przez chłopakiem w samej bieliźnie. Zupełnie do tego nie przywykłam.
Zawstydzenie jednak minęło, bo niebieskooki napięcie się odwrócił, będąc tyłem do mnie. Nie patrzył. A może nie brzydziło go moje ciało?
— Już się ubrałam Luke — wypaliłam zakładając ręce na piersi.
Biały materiał na moim ciele i tak robił się coraz bardziej wilgotny.
— Naprawdę możesz się już odwrócić — na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Chyba naprawdę się mną brzydził.
Kiedy niebieskooki się odwrócił, nasze tęczówki znów się spotkały. Wtapiały wzajemnie w siebie wzrok a ja czułam, jakbym nadal tonęła. Tonęła w jego własnym oceanie, jaki miał w oczach.
Nie słuchaj więcej tego idioty. — mruknął, robiąc kroki do tyłu.
— Wiem.. i wiem też, że nie chce tam iść. Nigdy więcej nie chce być w obecności Brandona.
Collins zmarszczył brwi, chwilę się nad czymś zamyślając. Jego lewy kącik ust lekko się uniósł a twarz od razu rozluźniła. — Odwiozę cię do domu.
— Luke, nie fatyguj się..
— Lily .. — westchnął  — dziś pierwszy raz go poznałem a pokazał jakim jest palantem. Domyślam się, że nie chcesz tam wracać a ja z chęcią cię podrzucę. — ton chłopaka był tak promienny, jak letnie słońce w Riverside.
— Znam trasę naokoło. Powiem im, że źle się poczułaś i wróciłaś ze mną. Sam pewnie też się zerwę, bo planowaliśmy coś z Mattem. — wypalił, po czym razem ruszyliśmy przed siebie.

Ciemno seledynowy Pontiac błyszczał w ciemności, podobnie jak samochód Mike'a. Usiadłam na miejscu pasażera, kiedy Collins zajął siedzenie za kierownicą.
Mieliśmy niezły kawałek do przejechania.
— Jak długo nam zejdzie na powrocie? — zapytałam, kiedy ruszył, a głośna rockowa muzyka wybijała moje bębenki uszne.
— Niecałą godzinę — wypalił ściszając radio.
Podobał mi się nocny krajobraz przedmieść, których oświetlały gęsto rozsadzone latarnie. Wybijała pierwsza, co lekko mnie zaniepokoiło.
— Wiesz, obawiam się co powiedzieć mamie gdy zobaczy mnie w tym stanie — wspomniałam o swoim przemoczonym ciele, a na nim białej bluzie, która też była już wilgotna.
— Po prostu powiedz prawdę.
— Wkurzy się.
— Po co masz kłamać? Że wyszłaś z przyjaciółmi na plażę w czasie wakacji, a do tego w piątek? — spojrzał na mnie a jego tęczówki lekko błysnęły. Mimo, że było ciemno, doskonale je widziałam.
— Okłamałam ją. Mieliśmy jakieś spotkanie z jej nowym facetem i jego córką.. a gdy tylko Maya napisała, na poczekaniu wymyśliłam, że pójdę pomóc mamie Mike'a.
— Lily, kłamstwo ma krótkie nogi.
— Wiem, ale nie zrozumiałaby. Ona i jej sprawy są zawsze najważniejsze. — fuknęłam opierając się łokciem o szybę.
— Będzie dobrze. Tylko następnym razem mów jej prawdę. — popatrzył na mnie na milisekundę, a to wystarczyło bym poczuła ciepło w moim ciele.

Następne piętnaście minut jechaliśmy w ciszy. Latarnie zdążyły już zgasnąć, więc jedynie światła seledynowego pontiaca oświetlały obraz przed nami.
Kiedy Collins przyspieszył, zbladłam.
— Zwolnisz? Nie lubię takich szybkości — wypaliłam trzymając się usilnie pasa.
Niebieskooki cicho się zaśmiał, ale wykonał polecenie. Wyglądał, jakby się nad czymś zamyślił ale gdy zaczęłam przymykać oczy, do moich uszu dobiegł ten melodyjny, dojrzały głos.
— Długo masz już prawo jazdy?
Zmarszczyłam brwi.
— A skąd wiesz, że mam?
— Mike mi powiedział.
Uśmiechnęłam się. Ciekawe czy o czymś jeszcze z nim rozmawiał na mój temat.
— Zdałam dziesiątego sierpnia. Na czterdzieste czwarte urodziny mojej mamy, czyli rok temu. — mruknęłam, na co Collins jeszcze znaczniej zwolnił — co robisz?
— Ja też zdałem dziesiątego sierpnia dwa tysiące siedemnastego.
I to był ten moment, w którym pomyślałam, że to jakieś fatum — Luke Collins, którego poznałam przypadkiem, i z którym tak naprawdę coś mnie łączyło.
— Wszystko dobrze? — z zamyśleń wyrwał mnie głos szatyna.
— Tak. Zwyczajnie się zamyśliłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 05 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dreaming about OasisWhere stories live. Discover now