Rozdział II
Roxanne
Mój pokój znajduje się na końcu korytarza. Pokój mojego brata znajduje się na początku i to właśnie z tego pomieszczenia wydobywały się dźwięki muzyki, którą tak bardzo kocham.
- Rox wiem, że tam jesteś! Widziałem cię! – Nathaniel próbował przekrzyczeć dźwięki muzyki. – Chodź do mnie na chwilę! Pogadamy!
Weszłam. Jak na dwudziestoletniego chłopka jego pokój wyglądał niezwykle czysto. Wszystkie książki, płyty stały na swoich miejscach, ubrania były pochowane w szafach. Ani odrobinki kurzu. Nie wiem czy to z powodu, że studiuje medycynę (co planuję również robić), czy z powodu wychowania, ale mamy ze sibą bardzo dobry kontakt.
- Co porabiasz, mała? – zapytał z figlarnym uśmiechem, dziwię się, że jeszcze nie ma dziewczyny. Więcej czasu spędza w college niż w domu. Brzydki też nie jest. Czarne mahoniowe włosy, oczy w kolorze nocnego nieba czynią swoje, a jeśli dodać do tego muskularne ciało wychodzi ideał mężczyzny. Ja też nie jest gruba i patykowata. A to za sprawą naszego taty, który od dziecka zachęcał nas do ruchu, a w późniejszym okresie ćwiczenia w jego siłowni w garażu.
- Możesz ściszyć muzykę? – zrobił to od razu. – Co myślisz, żebym POSZŁA do Nowego Orleanu?
- Jasne, czemu nie ? – zrobiłam zdziwioną minę co nie umknęło jego uwadze. – Jeśli zabierzesz mnie ze sobą.
- Mowy nie ma!
- Czemu nie? – ściągnął swoje brwi.
- Bo nie!!!
- A tak na poważnie?
- Bo chcę odnaleźć siebie... - spuściłam wzrok. – Ty siebie znalazłeś w medycynie. W ratowaniu ludzi. Za kilka lat nie będziesz o niczym innym myślał, niż o infekcjach, bakteriach, biopsjach. A ja chcę czegoś innego, czegoś tylko mojego. Może to podróż mnie ukształtuje? A może będzie głupim pomysłem rozkapryszonej dziewczyny? Nie ma pojęcia. Chciałabym się przekonać.
- Skora tak stawiasz sprawę...
- I to wszystko? Żadnych głupich docinek? – uśmiechnęłam się widząc jego uległość. To takie słodkie.
- Nie, jeśli tak stawiasz sprawę. Pewnie tego potrzebujesz. Jeśli tak... A ode mnie?
- Co od ciebie?
- Czego ode mnie wymagasz?
- Wsparcia.
- Zawsze je masz – uśmiechnął się szeroko. - Nie rozumiem czemu we mnie wątpisz – zatopił mnie w wielkim uścisku. – Kocham cię wiesz? Ty moja mała rozpieszczona siostrzyczko.
- Eeeeeeeeeeej! Że ja tak mówię o sobie nie daje ci prawa do mówienia tak o mnie! – posłałam mu kuksańca i wstała. – Ja ciebie też.
- Dobra, dobra! Idź się pakować!
- Utop się w swoich bakteriach – posłałam mu buziak, a on w odwecie rzucił mi poduszką.
- Zatrzymam ja sobie!!!
YOU ARE READING
Rok Bez Deszczu
AdventureA Year Without Rain Mam siedemnaście lat, dobry kontakt z rodzicami i dwudziestoletnim bratem. Nie jesteśmy najbiedniejsi. Mam prywatnie lekcje w domu, bo zależy mi na nauce i nie potrafię odnaleźć się w liceum. Nie miałam nigdy przyjaci...