Zdenerwowana na Lawrence'ów, pożarłam pierwszego pączka. Albo pączusia, bo był mały, słodki, oblany lukrem i z różaną konfiturą w środku. Nie musiałam nawet zgadywać, że wypieki na wernisaż dostarczane były przez piekarnię Kowalskiego. Rozpoznałabym je zawsze i wszędzie, z zamkniętymi oczami i zatkanym nosem, samymi palcami badając niepowtarzalną konsystencję lekkiego, sprężystego ciasta, rozkosznie klejącego się do podniebienia pod wpływem ciepła, lukru i gęstego nadzienia.
— I co teraz? — zapytałam, spoglądając dyskretnie w bok, by upewnić się, że mogę bezkarnie oblizać palce z lukru. — Nikogo więcej nie złapiemy. Patrz na tamtych arystokratów. — Kiwnęłam głową na stolik w rogu sali, gdzie tęga dama w błyszczącej sukni wachlowała bordową twarz swojego towarzysza, najpewniej męża, obok którego stały trzy puste szklanki po Ognistej. — Są już najedzeni, popici i najchętniej zawinęliby się do domu. Pieprzeni Lawrence'owie i ich portrety. Wiesz, ile z nimi rozmawialiśmy? — Prychnęłam, celując nosem w przepiękny, zabytkowy zegar z wahadłem zatopionym wewnątrz kunsztownie rzeźbionego kredensu. — Prawie pół godziny.
— Patil, nie przejmuj się. — Dean pochylił głowę i wsunął mi w dłoń kieliszek szampana. — Takich okazji jeszcze będzie multum, zobaczysz. Poza tym Lawrence'owie...
Ale Dean nie dokończył myśli, bo przy stole z deserami pojawiła się para, której wygląd sprawił, że kieliszek szampana niemal omsknął mi się z palców.
Oszałamiająco przystojny brunet w elektryzująco malinowym garniturze szeptał w ucho znacznie niższej od siebie, atrakcyjnej kobiecie o wyrazistym wachlarzu malujących się na twarzy emocji. Wśród nich dominowały radość i oczarowanie — kobieta bez wątpienia czuła się szczęśliwa i zakochana. Tak szczęśliwa i zakochana jak sama jeszcze nigdy nie byłam, pomyślałam zazdrośnie. Długa, lejąca się kreacja falowała na wysokości piersi przy każdym oddechu; stopy w klasycznych, skórzanych szpilkach stąpały w miejscu, nieświadomie trącając buty partnera. W półcieniu okazałego żyrandola, opływającego zacisze sali koralikami rozbłyskanego światła, jej ciemnobrązowe oczy wydawały się niemal czarne.
Czarne jak jej sukienka i nazwisko, które przyjęła po mężu.
— Topicie smutki w pączkach? — Syriusz Black zmarszczył brwi i błysnął do nas zębami w rozbrajająco życzliwym uśmiechu.
— Ciężki dzień — zaśmiał się Dean, odkładając kieliszek na bok. — Państwo Black, to jest moja partnerka, Padma Patil.
— Syriusz — wtrącił się Black, wyciągając do mnie dłoń, którą od razu przyjęłam. — Żaden pan Black.
— I Amelia — dodała jego żona, witając się ze mną krótkim, serdecznym uściskiem dłoni. — Panie Thomas, my się chyba znamy?
— W rzeczy samej, madame... — Dean zawahał się. — Bones-Black?
Rozkoszny śmiech Amelii spienił mi resztkę szampana w kieliszku.
— Nikt tak do mnie nie mówi — wyjaśniła, wyciągając przyjaźnie dłoń. — Po prostu Amelia. Albo minister Bones, jeżeli przyjdziesz jeszcze po formalności do Ministerstwa.
— W takim razie... — Dean uśmiechnął się szeroko i potrząsnął dłonią Amelii. — Po prostu Dean.
— To czemu się tak smucicie przy tych pączkach? — zagaił Syriusz, nakładając na talerzyk różanego pączka z lukrem; identycznego z tym, którego przed momentem z taką lubością spałaszowałam, zapijając go solidnym kieliszkiem szampana.
Najwyraźniej alkohol dopiero teraz postanowił wchłonąć się do krwi, bo mój język, bezpowrotnie utraciwszy połączenie z mózgiem, sam rozpoczął monolog:
![](https://img.wattpad.com/cover/320910931-288-k866574.jpg)
YOU ARE READING
Kwiat Hibiskusa • Padma Patil
FanfictionRok 2004. Padma ma wszystko, o czym zawsze marzyła. Atelier mody na Pokątnej, mnóstwo pomysłów na nowe kolekcje, własną, nikomu niezawdzięczoną renomę artystki. Tylko życie jej się nie układa. Wspomnienie nieudanych związków tłumi smakiem Kwiatu Hi...