- Mamusiu, obudź się. Mieliśmy poukładać razem klocki, pamiętasz? Obiecałaś. - lekko pociągnąłem ja za ramię lecz nadal się nie ruszała.

Usłyszałem kilka głosów, odwróciłem się w tamtą stronę i zauważyłem tatę. Stał tam razem z jakimiś panami.

- Tato, czemu mama się nie budzi i jest taka zimna? - spytałem na co zacisnął szczękę. Chyba był zły.

- Odejdź od niej gówniarzu. I marsz do góry.

- A-ale..

- Nie ma żadnego ale do góry szmaciarzu, powiedziałem coś! Chyba nie chcesz abym był zły? - bałem się go, nie chciałem aby znów mnie uderzył.

Cicho wszedłem po schodach do góry i zamknąłem się w pokoju.

Czekałem na mamusie lecz ona już nie wróciła.

Moje dzieciństwo nie było kolorowe. Od 16 roku życia musiałem trenować sztuki walki. Ojciec był bezlitosny. Miałem się najlepiej bić i wygrywać dla niego. Samo określenie "mafia" polega na nielegalnych wyścigach czy walkach. Musiałem być we wszystkim najlepszym i byłem bo się go bałam, ale robiłem to dla niej. Dla mamy. Dostawałem też czasami zlecenia na zabójstwo. To było relaksujące i przynosiło mi satysfakcje. Nie zabijałem dobrych ludzi. W moim sercu jeszcze pozostała cząstka dobra która dała mi mama. Zabijałem tych którzy sobie zasłużyli. Zrobili coś złego komis i poprostu musieli tak skończyć.

Wczoraj zostawiłem jej piwonie. Ulubione kwiaty mojej mamy. Były takie lekkie i delikatne a zarazem zgnite i brzydkie. Ona też taka była. Piwonia do niej pasowała. Chciałem jej to pokazać. Chciałem żeby wiedziała że to ja byłem na bankiecie, w szpitalu i jej pokoju. Chciałem aby wiedziała że jestem blisko.

Jechałem pod jej szkole. Musiałem mieć coś z tej umowy, a grafik policyjny był perfekcyjny. Jako córeczka burmistrza mogła mieć do tego wgląd jakby się postarałam. Burmistrz zawsze musiał wszytko podpisać zanim miało się to wprowadzić w życie.

Chase: Jestem pod twoja szkołą.

Odczytałam lecz nie odpisała. Czułem że się mnie bała i właśnie dla tego przyjdzie. Czułem to.

Zadzwonił dzwonek i ujrzałem uczniów wychodzących z budynku. Niektórzy mnie zauważyli i zaczynali przyspieszać. Zabawne. Było tacy naiwni.

I wtedy ja zobaczyłem. Szła w mundurku szkolnym. Jej długie czarne włosy były lekko pofalowane z powodu wczorajszych warkoczy. Niebieskie, duże oczy widziałem już z daleka. Przypominały spokojne fale na morzu lecz kiedy się denerwowała ich odcień zmieniał się w wzburzone. Była nieskazitelnie piękna. Ale była moją zabawka. Wygraną. Była tylko zwykła nastolatką która musiałem wykorzystać i podjąć decyzję czy ja oddać. Narazie chciałem ją zachować. Ciekawiła mnie w jakiś sposób.

Wsiadła do samochodu trzaskając drzwiami. Odjechałem z parkingu z piskiem opon. Kilka twarzy dzieciaków było skierowane w naszą stronę. Chyba nie dowierzali. Słynna Casandra Spark w jednym samochodzie z Chase'em Walter'em.

Nie patrzyła na mnie. Wlepiała wzrok w szybę. Zaciskała palce na torbie. Bała się mnie. Przerażałem ją.

Dojechałem na klify. Lubiłem to miejsce. Było zadziwiająca spokojne ale miało swoje drugie dno.

Wysiadłam z samochodu. Dziewczyna zrobiła to samo i zaczęła iść w stronę przepaści usiadła na końcu i wpatrywała się w wodę. To był uspokajający widok. Ona i woda.

- Zastanawiałeś się kiedyś co będzie po śmierci? - spytała

- Piekło lub niebo. Nigdy jakoś mnie nie obchodziło gdzie pójdę.

Wiedziałem że piekło było mi przeznaczone.

- Dlaczego mnie nie zostawisz? Nic nie powiem tylko odejdź.

- A co jeśli nie chce odchodzić?

Zagiąłem ja tym pytaniem była interesującą a ja tak szybko nie odpuszczałem.

- Czego chcesz?

- Teraz twoja kolej, Cassie.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Ale mnie się podoba.

Cisza. Ciągnęła się długo. Dziewczyna patrzyła w dół, nie odzywała się.

- Wyjeżdżają za dwa tygodnie.

Idealnie.

- W porządku.

- Mogę ci otworzyć drzwi, wyłączyć kamery i możesz zabrać co chcesz.

- Nie, gwiazdko. Ty go ukradniesz.

Dziewczyna gwałtownie się odwróciła i rozszerzyła oczy.

- Proszę, nie..

- Wiem, że to lubisz. Tylko musisz się przekonać. Mogę ci pomóc.

- Nie chce pomocy. Chce do domu.

Wstała i ruszyła z powrotem do auta.

Odwiozłem ją stając ulice dalej od jej miejsca zamieszkania gdy chciała wyjść złapałem jej łokieć i zacząłem iść w górę. Opuszkami palców dotknąłem jej policzka. Zadrżała pod moim dotykiem. Jej skóra była taka delikatna. Patrzyła na mnie tymi niebieskimi oczami. Rozpływałem się. Nie mogłem tak robić. Ale ona..ona była inna.

- Za dwa tygodnie, o tej samej porze przy twojej szkole. Tak jak dzisiaj cię odbiorę. Zrobimy to razem.

Odsunąłem się a ona wyszła z samochodu. Nie wiem dlaczego tak powiedziałem do jasnej cholery! Jakie razem? Przecież ona miała to zrobić. Może było mi jej szkoda? Nie, nie nie mogło być mi smutno z jej powodu ja nie wiedziałem czym są emocje. Nie umiałem okazywać uczuć. To musiało być coś innego ale co?

Ona działa na mnie w przedziwny sposób. Musiałem go odkryć.

Dead LoveWhere stories live. Discover now