Wesele w Kanie Galilejskiej

5 0 0
                                    

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. Nie po to jednak zapisane są tutaj te słowa, by opowiadać o cudzie przemienienia wody w wino. W czasie gdy Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». W następnej części wesela, siedzi samotny uczeń. Dusza jego wzburzona, oczy jego gniewne rzucają wspomnienia na wszystkich kręcących się wokół jego nauczyciela. Gdy Syn Boży spojrzał na sługi, oczy jego zdawały się zabłysnąć. Jan patrzył z oddali, ale nawet z kilometra mógł rozpoznać to spojrzenie. Jan nie tylko był uczniem Mesjasza, ale też jego najdawniejszym przyjacielem. Znał go już dziewiętnasty rok i przez tych dziewiętnaście lat obserwował go uważnie. Znał go zanim jeszcze przyszedł na ten świat, był więc pewien że łączy ich specjalna więź jak nikogo innego. Brat Jana, Jakub Starszy krytykował go zawsze za jego uwielbienie do starszego mężczyzny. «Znowu wlepiasz w niego oczy...» do Jana dobiegł głos zza jego pleców. Podskoczył przerażony i spojrzał na swego brata. «Czyż to twoja sprawa na co lub na kogo patrzę?» Odparł mu wzburzonym tonem. Jakub również nie ociekał cierpliwością, łączyła ta cecha braci, więc słowa te sprawiły, że żyłka na jego czole zaczęła pulsować. Jan nie ukrywał, że jest rozbawiony miną nie tylko starszego, ale też starego brata. Rozmowę ich przerwał siedzący niedaleko nich starosta weselny, który właśnie skosztował wina i przywoływał pełen ekscytacji pana młodego. Wstał i zaczął klepać mężczyznę po ramieniu chwaląc go «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory».

Wzrok Jana powrócił do jego Nauczyciela, który ponownie rozmawiał z jednym z sług. Jan wytężył swój słuch by dosłyszeć o czym tych dwóch rozmawia. Jednak jedyne co usłyszał to miękki głos Syna Bożego, mówiącego «Pójdź za mną.» 

Uczeń obserwował jak Nauczyciel jego wędruje wraz z sługą gdzieś poza pole widzenia nie tylko jego, ale też innych gości weselnych. Widok ten zaś wywoływał w nim głęboki niepokój i złość. Nogi jego posłuchały serca przed umysłem i nim się zorientował popełniał zbrodnie ciekawości. Obserwował jak Jezus i tajemniczy sługa zapuszczają się w głąb kuchni, następnie korytarzy i kolejnych drzwi. Jan zatrzymał się pod nimi i zaczął się przysłuchiwać dźwiękom dochodzącym z wewnątrz. «Powinienem ja być na miejscu tego nędznego sługi.» Wymamrotał do siebie Jan czując gniew wypełniający jego ciało. Wzburzony uderzył pięścią w ścianę oddzielającą go od jego Nauczyciela i pośpiesznym krokiem opuścił pomieszczenie. Swoje kroki skierował do stągwi kamiennych pełnych wina i przez następne godziny wesela sam opróżnił przynajmniej jedną z nich. 

Jan siedział z pozostałymi uczniami czekając aż Jezus dołączy do nich, ilość wina w jego organizmie mieszała mu w oczach, wciąż jednak zdołał obronić wolne miejsce dla swojego Nauczyciela obok siebie. Jan został wyrwany z zamyślenia. Szymon zwany Piotrem potrząsał jego ramie i wskazywał na dwie zbliżające się do ich stołu postacie. «Poznajcie Judasza.» rzekł Jezus stając przy stole. «Jezu! Usiądź tutaj.» Jan wstał niemal się przy tym przewracając i wskazał miejsce między nim a Szymonem Piotrem. Nauczyciel uśmiechnął się i poprowadził swojego nowego ucznia ze sobą. Jan miał już zamiar protestować, że się nie zmieszczą jednak pouczające spojrzenie Matki jego z drugiego końca sali go powstrzymało. Zasiadł w ciszy, a sługa imieniem Judasz usiadł obok niego. 

«Janie...» Zmartwiony głos Nauczyciela wyciągnął głowę młodzieńca z jego kielicha z winem «Tak, Rabbi?» Spytał natychmiast wciągając uśmiech na swoje usta. «Janie, powinieneś coś zjeść.» Oznajmił mu zatroskany nauczyciel i wręczył mu odłamany kawałek swego chleba. Jan podziękował mu i usiadł skrywając swoją twarz w dłoniach i chlebie. 

«Pies.»  Usłyszał obok swego ucha i spojrzał na sługę, który zakrywał uśmiech własnym kielichem z winem. «Wybacz mi... nie pamiętam jak Cię zwą?» Spytał go Jan. Judasz spojrzał na młodzieńca i jego pulsującą na czole żyłkę i zaśmiał się delikatnie. «Judasz Iskariota.» Odparł mu nonszalancko. «Judaszu, jeśli nazwiesz mnie jeszcze raz psem to nie będę się stosować do nauk Jezusa o miłowaniu bliźniego.» Jego słowa wywołały u Judasza krótki śmiech. «Wybacz mi... Jak Cię zwą młodzieńcze?» Ton Judasza był prześmiewczy i pobłażliwy. «Jan...» Zaczął się przedstawiać, ale Szymon Piotr jak zwykle musiał dorzucić swoje trzy srebrniki. «Boanerges.» wykrzyknął rybak. «Syn gromu...» Wyszeptał do siebie Judasz kiwając głową ze zrozumieniem. Nachylił się i położył swoją dłoń na ramieniu Jana «Może twój ukochany Rabbi, wybrałby Ciebie gdybyś zamiast burzliwy był bardziej kochliwy?» wyszeptał mu do ucha po czym poklepał go po ramieniu i powrócił do wieczerzy z pozostałymi uczniami i samym Jezusem. Jan poczuł w ustach nieprzyjemną gorycz słów mężczyzny, poczuł niepokój wypełniający jego żołądek. W pośpiechu wstał od stołu czując jak wino wspina się po jego przełyku by opuścić jego organizm. 

O świcie czwartego dnia, Jan, opierając głowę o ścianę budynku weselnego obiecał sobie więcej nie dać unosić się burzom swojej duszy. 

Słowo, światło i życie| biblia retellingWhere stories live. Discover now