— Och. — Rozmiękczona Parvati podłożyła sobie pięść pod brodę i lekkim ruchem różdżki nalała kawy do filiżanek. — Mam to samo z tobą, Paddy.

Tylko Parvati mogła zwracać się do mnie zdrobnieniem inspirowanym bajką o Misiu Paddingtonie. Urodziła się równo dwanaście sekund przede mną — wiemy to, bo nasz tata mierzył czas z zegarkiem w ręce. Przez to bardzo mocno wczuwała się w rolę mojej starszej siostry.

— Nie, nie. — Pokręciłam szybko głową, przylgnęłam bokiem do ściany i przymknęłam powieki. — Powiedziałam to wczoraj Deanowi.

— Ach! — Oprószone gęstymi rzęsami, błyszczące, czarne oczy rozproszyły świetliste refleksy na zachwycająco piękną twarz mojej siostry.

Twarz, która ze względu na idealną symetrię szczęk, wysokie położenie kości jarzmowych i brzoskwiniowy odcień cery mogłaby zajmować okładki wysokiej klasy magazynów o specjalności haute couture.

Z biegiem lat promienny blask kobiet rodziny Patil postanowił zrobić ukłon wyłącznie w stronę Parvati. Ja nie miałam tyle szczęścia. Kapryśny los poskąpił mi wzniesionych po same kąciki oczu policzków, napiętych linii szczęk i tak pożądanych przeze mnie ostrych kątów żuchwy, których braki rekompensowałam sobie codziennym masażem twarzy.

Karnacja również pozostawiała wiele do życzenia, jako że bardziej niż soczystą brzoskwinię przypominała pospolity odcień kawy z mlekiem. Tylko gęste, grube włosy — regularnie wzmacniane bezbarwną henną i nabłyszczane olejkiem z amli — mogłam postawić na równi z włosami Parvati. I oczy, bo w jej odbijających światło oczach przeglądałam się jak w zwierciadle, ostatecznie kończąc z dwojącą się w polu widzenia chimerą kilku par czarnych tęczówek, większych i mniejszych, zawierających się w sobie jak lalki matrioszki.

— Nie wierzę! — W jednej chwili brzoskwiniowa cera Parvati zyskała głębszy, złocisty podton, dosłownie opalizowała, gdy ta podrygiwała z zachwytem na krześle, sypiąc iskrami niczym niepowstrzymanego szczęścia. — Nareszcie dzieje się to, na co czeka...

— Nie! — zaprzeczyłam ostro. — Nawet o tym nie myśl, Paro.

— Ale ty i Dean... — Parvati posłała mi spojrzenie pełne nadziei. — Ty i Dean... — Machnęła rękami przed twarzą w bliżej nieokreślonym geście dwóch zderzających się ze sobą meteorytów.

Opadłam bezsilnie na krzesło.

— Chciałam mu powiedzieć: Zawsze mam cię dość. — Zgarnęłam ze stołu filiżankę kawy i wpatrzyłam się posępnie w malowane na porcelanie hibiskusy. — Naprawdę chciałam! Ale... Jakiś głos w mojej głowie przerobił to zdanie tak, że wyszło zupełnie co innego.

— Nareszcie robisz postępy. — Parvati zacmokała w powietrzu różanymi ustami. — Wysłałaś sygnał zgodny z twoim wewnętrznym pragnieniem.

— On nie jest i nigdy nie był moim wewnętrznym pragnieniem!

— Ale cały czas łazicie do tego Wirującego Miłorzębu, to po pierwsze. — Parvati zgromiła mnie wzrokiem, widząc, że już otwieram usta, by wtrącić swoje trzy knuty. — Po drugie, spędzacie tam długie godziny i po trzecie, robicie to niezmiennie od trzech lat, a on zawsze potem odprowadza cię do domu.

— Odprowadza mnie tylko dlatego, że trzyma się wizerunku szarmanckiego artysty — prychnęłam. — I co gorsza, później my... — Nabrałam głęboko powietrza. — Umówiliśmy się.

— Świetnie! — podsumowała Parvati, a sam jej uśmiech, rozciągnięty tak szeroko, że samoistnie zaginął w niewyjaśnionej przestrzeni za uszami, przyprawił mnie o skurcz mięśni mimicznych. — Kiedy i gdzie?

Kwiat Hibiskusa • Padma PatilWhere stories live. Discover now