Rozdział 2

40 2 1
                                    

Rozdział 2

 Po wylądowaniu ruszyliśmy do kolejki z kontrolą celną, która ruszała się całkiem sprawnie. Następnie udaliśmy się od razu po odbiór naszych rzeczy. Bagaż mojego brata był jednym z pierwszych, więc czekaliśmy dalej, myśląc, że moja również się wkrótce pojawi. Staliśmy dobre pół godziny, lecz mojej walizki nadal nie było. Rozglądałam się po wszystkich taśmach i zauważyłam, że już nie ma ani jednej walizki. Spojrzałam zdenerwowana na Xandera, który wyglądał na zdezorientowany. Ciekawie zaczyna się podróż, pomyślałam i ruszyłam w stronę strażnika.

- Przepraszam Pana bardzo, ale mam mały problem. Nie mogę nigdzie znaleźć mojej walizki. Czy to możliwe, że zagubiła się tu na lotnisku? Wszystkie bagaże już zniknęły z taśmy i niestety mojej na niej nie było. - zapytałam i zaczęłam się martwić, że może ktoś ją zabrał i tego nie zauważyłam.

- Bardzo mi przykro, proszę chwilę poczekać, zobaczę czy coś wiadomo na ten temat. - odparł strażnik z amerykańskim akcentem, po czym ruszył w stronę korytarza. Zapewne w stronę biur.

- Zawsze lubiłaś moje ciuchy, więc nie widzę problemu, żebyś wzięła coś z mojej torby. – szurnął mnie lekko brat łokciem i szyderczo się uśmiechnął. Spojrzałam na niego z ukosa i jego wyraz twarzy zmienił się na zatroskany. – No już, na pewno się zaraz znajdzie.

- Czemu to ja muszę mieć takiego pecha? - zapytałam zrezygnowana, a brat objął mnie ramieniem.

- Będzie dobrze, zobaczysz, zaraz na pewno się znajdzie. - dodał i pocałował mnie w czubek głowy.

- Panna Oliwia Warkner? - wyrwałam się z objęć brata i obróciłam się w stronę kobiecego głosu.

- To ja. - powiedziałam nie pewnie, trzymając się koszulki brata.

- Z przykrością muszę stwierdzić, że Panienki walizka nie dotarła razem z Państwa lotem. - otworzyłam szeroko oczy. - Lecz dostaliśmy informacje, że dotrze tutaj w ciągu 48 godzin. - dodała ze smutnym uśmiechem, starając się chyba mnie pocieszyć, ale to podziałało na mnie, jak czerwona płachta na byka.

- Przez 48 godzin!? To chyba jakiś żart! - powiedziałam rozjuszona. 48 godzin, bez czystej bielizny, ubrań na zmianę, moich ulubionych kosmetyków. Ten wyjazd przestał mi się podobać, a dopiero się zaczął.

Xander zauważył moje zdenerwowanie i wyrwał swoją koszulkę z moich rąk, stanął za mną, by położyć dłonie delikatnie moje barki, dodając mi otuchy.

- Rozumiem, że zrobicie wszystko, co w waszej mocy i walizka dotrze znacznie szybciej, niż to, co przed chwilą od Pani usłyszeliśmy. - powiedział głosem z nieznoszącym sprzeciwu, kobieta tylko przytaknęła głową, nie odzywając się słowem. Z tak poważną miną i twardym tonem głosu, wyglądał na dużo starszego. Mimo że byliśmy przecież w tym samym wieku, on pełnił funkcję starszego brata i się mną opiekował. Zawsze to robił, gdy tylko uważał, że dzieje mi się krzywda, a ja zawsze czuję się przy nim bezpiecznie.

- Rozumiem także, że moja siostra otrzyma rekompensatę, za tak fatalną obsługę? - jego ton głosu wydawał się tak groźny, że kobieta spojrzała na niego z przerażeniem. Sama się go przestraszyłam.

- Naturalnie! Jako zadość uczynienie, proszę przyjąć bon, na dowolny lot, do wykorzystania w ciągu roku. - powiedziała piskliwym głosem, mając nadzieję, że zadowoli to nie mnie, a mojego brata.

Bliźniak spojrzał na mnie i czekał, aż sama zdecyduje, czy odpowiada mi taka forma przeprosin. Nigdy, nie byłam mściwa. W sumie nawet nie chciałam nic oprócz mojej walizki. Bilety były opłacone przez organizatorów konkursu. Wiedziałam też, że to nie jest wina tej kobiety. Niestety znałam mojego brata, wiedziałam, że będzie mi truł później, że nie walczę o swoje.

I need youWhere stories live. Discover now