Miałem chwilę by się jej bardziej przyjrzeć. Miała na sobie beżowy top na krótki rękaw i czarne spodenki dżinsowe, dodatkowo czarny pasek, a na nogach zwykłe czarne Conversy za kostkę.

Była piękna.

   Spojrzałem na jej lewą dłoń, która była lekko zaczerwieniona i zdarta pod wpływem upadku. Wyrzuty sumienia dopadły mnie jeszcze bardziej.

  — O nie — jej głos wyrwał mnie z moich myśli.

   Pokazała mi swój telefon. Na górze miał pęknięty ekran i jak odpaliła wyświetlacz w prawym górnym roku była widoczna mała czarna plama, rozlała jej się matryca. A to wszystko moja wina. Jednak mimo to, zauważyłem, że na tapecie ma Hogwart. Ta kobieta ma cudowny gust.

  — Cholera, tak bardzo Cię przepraszam. Zrekompensuję Ci to — mówię na jednym wdechu. Wyrzuty sumienia dopadały mnie coraz to bardziej.

  — Nic się nie stało, każdemu może się zdarzyć — posłała mi pokrzepiający uśmiech, abym się nie martwił. Zauważyłem, że jak się uśmiecha to pokazują się jej dwa małe dołeczki.

Była taka słodka.

  — Pozwól mi Cię chociaż opatrzeć, nalegam — spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem, ponownie nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. W końcu zmiękła.

  — W porządku, Gavi — lekko się zaśmiała z mojej uporczywości.

  Powiedziała do mnie Gavi.

Zna mnie.

  — Wiesz kim jestem — sam nie wiem czy to było pytanie, czy stwierdzenie z mojej strony.

  — Jesteśmy w Barcelonie, zdziwiłabym się, gdyby ktoś Cię tu nie znał — zaśmialiśmy się.

  — Fakt — powiedziałem nieśmiało wciąż chichocząc. — To dasz mi możliwość opatrzenia Cię... — zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem jej o imię, przez to wszystko.

  — Marcelina, ale mów mi Marcela — podała mi rękę, uśmiechnęła się.

Ma piękny uśmiech.

  — Gavi, co już wiesz — zachichotaliśmy. — Ale mów mi Pablo, proszę.

  — Dobrze, Pablo. Jednak czemu tak? — spytała zaciekawiona.

   Właściwie, powiedziałem to spontanicznie. Przez to co poczułem, gdy pierwszy raz złapałem z nią kontakt wzrokowy czuję, że powinna do mnie mówić tak, jak moi najbliżsi.

Zaryzykuję.

  — Wolę, żebyś mówiła do mnie po imieniu. Zbyt dużo osób nazywa mnie Gavi — speszyłem się. — To idziemy? — zmieniając szybko temat i wskazałem w kierunku drogi, z której przyszedłem.

  — Jasne — lekko się uśmiechnęła. — Nie boisz się, że jestem jakąś psychofanką? — zaśmiała się, czym mnie zaraziła.

  — Już widzę, że nie jesteś. Uwierz, że jakbym wpadł na psychofankę, to zaczęłaby piszczeć, gdyby zdała sobie sprawę z kim się zderzyła — przeleciałem palcami po włosach, śmiejąc się. Ona też się śmiała.

  — Obstawiam, że pewnie poza Barceloną byłoby ją słychać.

  — Pewnie tak — dalej chichotaliśmy.

   Zbliżaliśmy się do mojego samochodu. Wyjąłem kluczyki i otworzyłem samochód pilotem, wyjąłem ze schowka małą apteczkę i otworzyłem ją na siedzeniu kierowcy. Wyjąłem mały wacik i polałem go wodą utlenioną. Odwróciłem się do dziewczyny, która opierała się o bok samochodu.

zing | pablo gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz