Rozdział X

11 2 0
                                    

Randal czuł ulgę wiedząc, że odcinek drogi między kostnicą, a siedzibą straży przebiega przez najmniej zatłoczoną część miasta. W przeciwnym razie musiałby się ukrywać za maską, co też nie było dobrym rozwiązaniem. Był przekonany, że idąca obok niego, sierżant Hilainen na pewno skutecznie wypytała o znaki szczególne człowieka, który przyniósł ją do karczmy poprzedniej nocy. Z drugiej strony mógł przebyć drogę w jedną i drugą stronę na własny sposób i po prostu spotkaliby się w ustalonym miejscu. Wtedy nie narażałby się na zdemaskowanie, ale za pewne jego zachowanie wydałoby się podejrzane. Poza tym, coś go do niej przyciągało. Uczucie odnajdował jako wystarczająco osobliwe, by wywoływało w nim coś, jakby obawę, ale też ogromną ciekawość. Obrócił głowę i popatrzył na nią. Czarne kosmyki włosów przecinały delikatny zarys jasnej twarzy. Randal poczuł, że ten widok wywołuje niekontrolowany uśmiech na jego twarzy.

Letha odwzajemniła spojrzenie.

– Chciałbyś coś dodać? – zapytała.

Zorientował się, że przez cały czas coś do niego mówiła.

– Nie – odpowiedział niepewnie mając nadzieję, że właśnie podsumowała, to co udało im się ustalić. – Wydaje mi się, że nic nie pominęłaś.

Letha potwierdziła skinieniem głowy.

– W takim razie idę złożyć raport porucznikowi Molisowi – oznajmiła, gdy wchodzili przez bramę na dziedziniec siedziby straży miejskiej.

– Rozumiem – odpowiedział Randal. – Muszę zniknąć na jakiś czas.

– Na jaki czas? – zdziwiła się sierżant.

– Niedługo wrócę. Mam do załatwienia sprawę poza miastem – wyjaśnił. – Jutro spotkajmy się w strażnicy i wtedy ustalimy, jakie będą następne kroki.

Nie protestowała. Randal skinął głową na pożegnanie i ruszył w stronę stajni. Jej wnętrze było przyjemnie chłodne. Dbano o czystość więc zamiast odoru końskiego kału i uryny, pachniało świeżym sianem i słomą, którą zostały wyłożone boksy. Zatrzymał się przy jednym z nich, zza którego wyjrzał nakrapiany siwek. Klacz prychnęła, pokręciła głową rozluźniając szyję i skierowała uszy w jego stronę. Wziął do ręki przewieszony obok uwiąz i podniósł skobel, by otworzyć furtę. Wszedł do boksu i podrapał zwierzę po grzywie. Klacz schyliła się po ostatnią porcję siana, gdy Randal wpiął uwiąz w kantar i powoli wyprowadził konia z boksu, a następnie ustawił przy stanowisku. Gdy sięgał po szczotkę, usłyszał za plecami głos Lethy.

– Mogłeś poprosić stajennego, żeby przygotował konia.

Zdziwiło go to, że przyszła za nim do stajni. Uśmiechnął się półgębkiem, sam nie wiedząc czemu.

– Nie dałaby się osiodłać komuś innemu – odpowiedział pocierając szczotką boki siwka. – Nie Okra.

– Okra. – powtórzyła Letha podchodząc bliżej – Ładne imię.

Randal potwierdził po czym schylił się, aby dokładnie wyczyścić spód brzucha klaczy. Gdy skończył, zobaczył, że Letha stoi tuż obok i gładzi szyję wierzchowca. Zaskoczył go ten widok, ale było to zaskoczenie raczej z rodzaju tych miłych zaskoczeń. Okra była bardzo nieufna w stosunku do wszystkich, poza nim.

– Polubiła cię – oznajmił i podał jej szczotkę. – Możesz mi pomóc, jeśli chcesz.

Letha przyjęła propozycję i zaczęła czyścić grzbiet klaczy. Randal zauważył, że do tej pory kamienny wyraz twarzy sierżant zelżał, a jego miejsce zastąpił delikatny uśmiech. Sięgnął po kopystkę i zaczął czyścić spody kopyt. Klacz stała spokojnie z uniesioną tylną nogą, a oni pracowali w ciszy.

Pustułka Tom I FasadyWhere stories live. Discover now