I

67 14 6
                                    

TOM 1


Osaczony król nie miał szans na wygraną. Skoczki poległy w starciu z wieżą i gońcem, pionowe ruchy wież nie odnalazły się w bitwie z figurami o szerszych polach manewru, lecz już wieże oponenta wiedziały, w jaki sposób zająć się gońcami, a hetman? Dzielnie walczyła do końca, ale wystarczyła chwila, by najsłabszy pionek pozbawił ją życia. Parę następnych ruchów zakończyło się dla króla tragicznie, bo i on musiał wznieść białą flagę.

— Szach mat. — Uśmiechnął się spokojnie Maren.

Jan, przegrany, westchnął wypełniony upokorzeniem i niezadowoleniem. Nie pamiętał, ile razy zagrał z Marenem i ile razy przegrał. Coraz bardziej tracił nadzieję na zwycięstwo, ale podtrzymywał myśl, że kiedyś mu się uda.

— Przestań mi tutaj wzdychać i zacznij myśleć.

— Nie rozumiesz. Nic dziwnego, w końcu zawsze wygrywasz — burknął Jan.

— „Nie rozumiesz" — przedrzeźniał piskliwym głosem.

— No, tak! Nie rozumiesz! — Jan wstał, kładąc ręce na stół. — Tylko zawsze robisz z siebie wielkiego inteligenta. No i powiedz mi, po co ci to? Co, w pracy też wyciągasz szachownicę zamiast zająć się czymś pożytecznym?!

— Nie odzywaj się do mnie w ten sposób — uciął delikatnie zirytowany Maren. Jan usiadł z powrotem. — Ans zaraz wróci i nie będę mu tłumaczył, czemu znowu się wkurzasz. Zrób coś „pożytecznego" i pozamiataj.

Jan pokręcił głową; poszedł po miotłę, mamrocząc pod nosem, przeklinając. Maren za to pozbierał bierki szachowe i schował szachownicę do szafki. Tak naprawdę nie było nawet brudno w domu, tylko Maren miał dosyć Jana i jego odpałów. „Ile można słuchać tego dziada?", myślał niejednokrotnie.

Złagodniał, gdy usłyszał otwierające się drzwi, przez które przeszedł wspomniany wcześniej Ansgar: pewny siebie, jak zwykle z uśmiechem na twarzy. Podczas gdy wielu absolwentów szkoły średniej już szukało sposobu, by wynająć mieszkanie, znaleźć pierwszą lepszą robotę i zajść z nauką dalej, Ansgarowi nie spieszyło się z wyprowadzką — choć musi przyznać, że ambicje nie dawały mu spokoju i miał plan sięgać wyżej. Na ten moment jednak myślał o obiedzie.

— Hej, Maren.

— Hej — Mężczyźnie od razu poprawił się humor — usiądź, zaraz ci coś zrobię. Jak tam?

— Dobrze... by było, ale... —zaciągał zakłopotany Ans. Skoro starszy poprosił, spoczął przy stole.

— Ale...? —zainteresował się Maren.

— Ale nadal nikt nie chce mnie przyjąć. Nawet w najprostszej robocie mi nie ufają. Wyobraź sobie, że byłem u tego kowala, o którym mówił Jan. No i pytam się, czy mogę u niego chociażby sprzątać za minimalną zapłatę. On tak patrzy i do mnie takie... „ale czego ty oczekujesz?" No, nie wiem, może pracy? Lub żebyś od razu mnie wywalił? — zaśmiał się na swój sarkazm. —Nie wytrzymam... — dodał lekko podłamany, kładąc ręce na blat.

— Bo nie będziesz byle jakim sprzątaczem — zaznaczył bardzo wyraźnie Maren.

—Ej. Dzięki osobom sprzątającym sam możesz pracować w czystym miejscu. Nie obrażaj ich.

— Tak, masz rację... — odetchnął.

Maren miał w sobie coś, co pozwalało mu denerwować się na każdego poza Ansgarem. Zna chłopaka od wielu lat, widział jego dorastanie, bunt, nadmierne przejmowanie się błahostkami... Może i brakuje między nimi wspólnej krwi, ale Maren zdążył się przyzwyczaić do młodego, przywiązać się. Ansgar nie lepszy, ponieważ trudno mu sobie wyobrazić życie bez Marena czy też bez Jana, mimo że Jan często go irytował do takiego stopnia, że później Maren musiał interweniować. Żeby tylko raz miała miejsce taka sytuacja...

Hiacynt: Ludzki Ogród. Tom 1Where stories live. Discover now