1. Jeszcze ten dzień... *Perspektywa Janosza Boki*

27 2 2
                                    

   Od razu jak dowiedziałem się, że mój mały kapitan zmarł a plac został przeznaczony do budowy byłem załamany. Nie chciałem wracać do domu... Bo nie chciałem się pokazywać ojcu w takim stanie... Jednym słowem nie miałem gdzie się podziać... Chciałem uciec... Uciec z Budapesztu. Wyrwać się. Wyrwać się z tych ulic. Ale to nie było możliwe... A może...? Westchnęłam. To był głupi pomysł ale może się udać... Po tym jak udało mi się uspokoić zaczęłam wolnym krokiem iść do domu... w którym nie chciałem być... No ale ojca jeszcze nie ma... A matka... Sam nie wiem. Idąc myślałem o... praktycznie tylko o tym ,że już nigdy nie będę na placu I o tym że nigdy nie zobaczę Ernesta Nemeczka... Pod kamienicą zatrzymałem się i spojrzałem na kamienicę... Westchnąłem wszedłem do budynku a następnie do mojego mieszkania. Nikogo na szczęcie nie było. Szybkim krokiem ruszyłem do pokoju. Tam zamknąłem drzwi. Szybko zacząłem szukać mojej walizki... Jak znalazłem rzuciłem na łóżko i otworzyłem. odszedłem do szafy i  starałem się  rzucać ciuchy do walizki ale większość wysondowały na łóżko lub na podłogę. Jak wyciągnąłem wystarczająco ubrań podszedłem do łóżka i zacząłem pakować wszystko do walizki. Moje pakowanie przerwało pukanie do drzwi. Odwróciłem się i otworzyłem drzwi do pokoju. Pukanie nie ustawało. Było mocne i głośne  więc już wiedziałem kto to. Podszedłem do holu a  tam otworzyłem drzwi. Po drugiej stronnie stał Czonakosz, Czele i trochę stołu stał Gereb. Wyglądał tak jakby się mnie bał albo obawiał... Zaś dalej na schodach stała jakaś dziewczyna. Nie znałem jej. Ani nawet nie kojarzyłem. Ale wyglądała ładnie. Miała ładną niebieską sukienkę ,która sięgała jej do kolan, ładnie rozpuszczone, falowane, ciemno brązowe włosy ,które spadały jej na ramiona. Stała tyłem więc nie widziałem jej twarzy. Od mojej obserwacji oderwał mnie głos Czonakosza. 

  - Halo? Stary? Jak się czujesz? - spytał mnie Czonakosz. Westchnęłam. Odwróciłem się do nich tyłem bo nie chciałem by widzieli moje łzy i mnie w aż takim stanie. 

  - A jak myślisz? Straciłem przyjaciela... Straciłem plac... Wszystko co było dla mnie ważna... - starałem się powiedzieć normalnie lecz mój głos cały drżał i tylko szepnąłem. Zrobiłem przerwę a po chwili z trudem  przełknęłam ślinę. A po chwili starałem mówić się dalej - Straciłem wszystko co nadawało mojemu życiu sens.. i radość... - poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Szybko otarłem łzy i odwróciłam się i zerknęłam na Czelego ,który mnie pocieszał trzymająca swoją rękę na moim ramieniu. 

  - Chcemy Ci pomóc... Pocieszyć... jak przyjaciele... - powiedział Czele z lekkim uśmiechem ale i tak w głosie było można czuć bul. Po chwili zaśmiał sie i powiedział - Jak nam się nie uda pocieszyć może jej się uda. - wskazał na stojąca dalej dziewczynę. 

  - Kto to? - spytałem z powagą zerkając na dziewczynę ,która właśnie się odwróciła i podeszła do Gereba. Była ładna... Miała bardzo ładne niebieskie oczy... Ładne różowe usta... Ale nie miałem zamiaru się na niej skupiać się wróciłem spojrzeniem na Czelego. 

  - To jest moja siostra. Elizabeth. - wskazał ponownie na dziewczynę. Pokiwałem głową i oparłem się o futrynę i pokiwałem głową. Ona zaś podeszła do brata prawdopodobnie tylko dlatego ,że usłyszała swoje imię. Otworzyła usta by coś powiedzieć ale on jej przerwał i powiedział dalej - Janosz to moja siostra Elizabeth Czele. Elizabeth to Janosz Boka. - uśmiechnąłem się lekko by było jej miło. Kącik jej ust się podniósł leciutko. I podała mi rękę. Uścisnąłem ją i szepnąłem:  

  - Cześć.  - odszepnęła mi to samo. Długo ściskaliśmy sobie dłoń. Po chwili przestałem ją poruszać a ona szybko puściła. 

  - Mogę wracać? - spytała po chwili patrząc na swojego brata ,który pokręcił głową. - Czemu musiałam tu przyjść? 

  - Nie narzekaj. - oznajmił szybko a ona już zamilkła. Zaś Czonakosz się odezwał:

  - Możemy wejść? - zerknąłem na niego i pokręciłem głową. Nie miałem zamiaru ich wpuszczać. A oni nie dawali za wygraną. - Weź. Jakoś będzie. Pogramy w butelkę. Albo co chcesz. Pomożemy. Uwierz. Będzie... - nie dokończył bo krzyknąłem na niego z złością w głosie  ale i w oczach:

  - Nie będzie! A teraz! SIO! NIE CHCE WAS WIDZIEĆ! NIE CHCE WAS SŁYSZEĆ! NIE CHCE WAS ZNAĆ!  - po powiedzeniu tych słowach odsunąłem się i już chciałem zatrzasnąć drzwi ale jeszcze zanim to zrobiłem Gereb krzyknął mi:

  - Pogrzeb za dwa dni! W piątek! O piętnaste. Przyjdź. Nie dla nas... Dla Nemeczka... - więcej już nie słyszałem, więcej już nie potrzebowałem. Po zamknięciu drzwi osunąłem się na kolana. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna... Druga... Trzecia.... Popłakałem się. A po chwili mój płacz zmienił się w rozpacz. Ryczałem przez długi czas. Bardzo długi... Starałem się opanować... starałem się uspokoić... Nie mogłem. Po jakiś trzech godzinach jak starałem sobie zająć myśli wszystkim drzwi wejściowe otworzyły się a w nich stanął mój ojciec. Patrzał na mnie z zmarszczonymi brwiami. Jak ściągnął płaszcz, buty I kapelusz wszedł do domu. U siadł przy stole. Nic nie pytał. Nic nie mówił. Wziął gazetę i zaczął czytać. Podeszłe do stołu i usiadłem ma przeciwko.

  - Tato... - zaczęłam niepewnie. On nie odrywając wzroku od gazety powiedział oschle:

  - Czego chcesz? Jestem zajęty. Nie widzisz? Może byś choć róż mi głowy nie zawracał? Myślisz że cały świat krąży wokół Ciebie?

  - W piątek jest... - zaczęłam lecz nie dokończyłem bo mój ojciec mi przerwał. Zamknął gwałtownie gazetę I rzucił na stół. Spojrzał na mnie z złością I powiedział... wręcz krzyknął:

  - Mówiłem, że jestem zajęty! W piątek TYM BARDZIEJ! Więc nie interesuje mnie co robisz w PIATEK. IDZ DO POKOJU! - rozkazał. Spuściłem wzrok i poszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Miałem bajzel. Wziąłem walizkę, która była prawie Spakowana i schowałem ja pod łóżko. Ciuchy zresztą też. Położyłem się na łóżko z wymęczeniem a po policzkach spłynęły mi łzy. Nie chciałem płakać. Nie czułem takiej potrzeby. Ale jednak. Teraz spływały mu łzy. Z policzków na poduszkę. Ale nie zwracałem już na to uwagi... A co najmniej się starałem. Po chwili zasnąłem... Miejącą cały czas w głowie sny o Nemeczku i Placu... Ale nie te przyjemne....

utrata boli...Where stories live. Discover now